Szkolne bałwany

Za miesiąc nauczyciele ocenią zachowanie swoich wychowanków, zatem już teraz warto uczniom przypomnieć, aby mieli się na baczności. Zauważyłem, że w dziennikach lekcyjnych pojawiły się wpisy w rodzaju: „Uczeń/ uczennica X przeszkadza w prowadzeniu lekcji, dlatego proszę wychowawcę o uwzględnienie tego faktu w ocenie zachowania. Podpis nauczyciela”. Zgłaszają się też do mnie koledzy, informując, że różni moi wychowankowie zachowują się źle. Trzeba będzie dzieciakom spuścić tęgie lanie, najlepiej stosownym stopniem, bo przecież karcenie fizyczne jest zabronione. Niech dzieci nie myślą, że wszystko im wolno.

Uczniowie są w szkole trzy lata, potem odchodzą, natomiast z kolegami pracuje się wiele lat. Gdy więc nauczyciel prosi, aby obniżyć jakiemuś uczniowi ocenę zachowania, to nie wolno tego zlekceważyć. Bliższa ciału koszula niż ideały pedagogiczne. Jeśli chodzi o ocenę zachowania w świetle ideałów pedagogicznych, to rzecz jest bardzo wątpliwa. Jak tu oceniać zachowanie, gdy nie ma wzorca, a dziecko zmienne jest? Jednego dnia potworne, a innego wspaniałe, u jednego nauczyciela cudowne, a u innego wstrętne.

Z oceną zachowania jest tak, że jak oceniam, to zwykle nie mam żadnych wątpliwości. Dopiero jak mnie pytają, jak oceniam, to zaczynają się schody. Czy mam mówić, że uwzględniłem prośby tego i owego kolegi, któremu zachowanie danego ucznia bokami już wychodzi? Czy trzeba tłumaczyć, że ocenia się tak, aby uczeń znał swoje miejsce w szeregu? Zresztą podobnie dyrekcja ocenia nauczycieli – aby respektowali reguły gry i szanowali najważniejszych graczy, tj. szefa. Uczeń zaś ma obowiązek słuchać nauczyciela.

Ludwik Sztyrmer, pisarz zapomniany, ale z Płońska, gdzie miałem kilka życiowych przygód, napisał:

„Każde dziecko, każdy prostak, głupiec i nawet wariat, są to morza niezgłębione, których zwierzchnie tylko widzimy bałwany.”

Wychowawca ocenia właśnie piętrzące się bałwany, a nie zagłębia się w morze uczuć. Dużo bałwanów piętrzy się w murach szkoły, gdyż bałwanienie jest istotą edukacji. Gdy mówię o bałwanieniu się, to mam na myśli zarówno zachowanie nauczycieli, jak i uczniów. Szkoła bowiem prowokuje do negatywnego zachowania. Czasem prowokują nauczyciele, czasem uczniowie, a czasem po prostu same mury szkoły działają negatywnie.

Odwiedził mnie jakiś czas temu uczeń, jeden z tych, którzy powinni na odchodne otrzymać ocenę naganną, ale dla dobra szkoły dostają dobrą. Wszedł do klasy, posiedział kwadrans na lekcji, a następnie na ucho mi powiedział: „Na miejscu profesora to ja bym im wszystkim dał po jedynce z zachowania”. A ja wtedy pomyślałem: „Proszę bardzo, ledwie wyszedł ze szkoły, a jak złagodniał i jak surowo ocenia tych, co jeszcze się burzą”. Oto dowód, że po skończeniu szkoły bałwanienie szybko przemija. Więc jak tu oceniać zachowanie, które skończy się wraz z pobytem w szkole?

Jeśli chodzi o mnie, to najbardziej przeszkadzają mi w prowadzeniu lekcji brudne okna, brak firanek, szare ściany, hałas samochodów (gdy otwieram okna, to nic nie słychać, a gdy zamykam, to jest potwornie duszno), przeładowane klasy, złe podstawy programowe. Niesforny uczeń też mi przeszkadza, ale dużo mniej niż ww. warunki.