Podważanie wyników matury
Wyniki egzaminu dojrzałości zaskoczyły wielu maturzystów, rodziców oraz nauczycieli. Mnie też kilka razy szczęka opadła aż do samej ziemi. Było to jednak zaskoczenie pozytywne, więc nie ma sprawy. Na korzyść zdających egzaminator może się mylić. Może nawet zaszaleć i podwoić wyniki. Jeśli jednak ograbił maturzystów z należnych punktów, wtedy trzeba przytrzeć mu nosa.
Od tego roku maturzysta może odwołać się do arbitrażu. Jednak nie od razu. Najpierw musi w OKE złożyć wniosek o ponowne sprawdzenie pracy. Sprawdzi ją nowy egzaminator. Na tej podstawie dyrektor OKE podejmie decyzję, czy przyznać zdającemu rację i podwyższyć wynik. Jeśli decyzja będzie odmowna, wtedy można złożyć wniosek do Kolegium Arbitrażu Egzaminacyjnego o ponowne sprawdzenie. Pracę sprawdzi wówczas ekspert – arbiter i podejmie ostateczną decyzję. Od tego nie ma już odwołania.
Pamiętam czasy, gdy dyrektor szkoły miał prawo podważać decyzję nauczyciela sprawdzającego pracę maturalną. W liceum, gdzie pracowałem, szef pozwalał sobie na takie numery. Stawiałem trójkę, a uczeń miał na świadectwie czwórkę. Najpierw zgrzytałem zębami, ale po pewnym czasie nauczyłem się zgrywać z oczekiwaniami szefa. Sprawdzałem tak, aby nie trzeba było podwyższać mojej oceny. Sam też na tym zyskałem w oczach dyrektora, bo nikt na mnie nie skarżył.
Świadomość, że istnieje instancja odwoławcza, zachęca egzaminatorów do łagodniejszego sprawdzania. Nikt przecież nie będzie miał pretensji, gdy wynik będzie za wysoki. Trzeba więc na wszelki wypadek sypnąć tu i tam punktami, aby tylko maturzysta nie składał wniosku o weryfikację. Jestem pewien, że wyniki tegorocznej matury, które odbieramy jako niskie, zostały z ww. powodów podniesione. Zresztą sami egzaminatorzy nie kryją, że byli zachęcani przez liderów, aby tak właśnie robić.
Komentarze
Zupełnie jak w przypadku eliminowania drugoroczności. Jeśli nauczyciel postawi jedynkę, to ma tylko kłopot – i to jeden za drugim. Na Radzie musi się tłumaczyć, to raz. Musi przerwać sobie i kolegom wakacje, aby zrobić egzamin poprawkowy – to dwa. Ale najbardziej dotkliwy jest trzeci problem – z dyrektorem. Dla dyrektora taka sytuacja, to narażanie dobrego imienia szkoły. Myślę, że teraz procent zdających maturę znacznie wzrośnie, a po kilku latach osiągnie magiczną wartość 100%. Z tych samych lub podobnych powodów, co opisany mechanizm eliminacji drugoroczności.
@kwant25
W mojej szkole jest na to metoda. Moja nauczycielka z zawodowych w pierwszej klasie na informacje ucznia o przepisaniu się do liceum powiedziała mu, żeby przyniósł oświadczenie podpisane przez niego i rodzica że się przenosi i mu stawia 2. Mój nauczyciel z zawodowych z kolei powiedział, że poprawki w sierpniu jeszcze nikt nie zdał. He-he-he…
@Gospodarz
Na to w cywilizowanym świecie mają sposoby (możliwość realnego odwołania to standard!), tyle, że biurokracja CKE/OKE ze swoim młodym doktorkiem-karierowiczem Smolikiem nie ma i NIE CHCE nic o nich wiedzieć – dla świętego spokoju. No chyba, że można dużą unijną kasę wziąć za DOSKONALENIE SYSTEMU … 😉
Jestem egzaminatorem maturalnym z matematyki i nie zauważyłem podwyższania punktów przez nas, natomiast rzeczywiście w tym roku klucz punktowania na poziomie podstawowym (schemat oceniania) „kazał” nam punktować niepełne, a nawet błędne odpowiedzi, czy też łagodniejsze ocenianie błędów rzeczowych (np. w poleceniu oblicz obwód można było dostać max liczbę punktów mimo złego wyniku), może w przedmiotach humanistycznych da się dodać te punkty za nic, u nas jakoś nie. Od kiedy nie interesują nas tzw. prace progowe w ogóle ten problem zniknął. Zgadzam się, że możliwość odwoływania się od wyników powinna być standardem i dobrze, że zdający mogą to zrobić. Mam tylko nadzieję, że odbywa się to wreszcie w cywilizowany sposób, wcześniej było jak w życiu, niby młody człowieku masz takie prawo, ale my ci pokażemy, że i tak nie nie ugrasz. Potwierdzam natomiast, że jest presja na nauczycieli, aby nie wystawiać ocen niedostatecznych. Od drobnych nacisków po większe, zalęzy od szkoły, miasta itp.