Jak zwykle przeciętniak
Czy to źle, że chcę napisać o samobójstwie nastolatka? Może lepiej milczeć? Udawać, że młodzież nie pragnie śmierci? Traktować zdarzenie jako coś kuriozalnego, niezwykle rzadkiego? Było, minęło i więcej nie ma prawa się zdarzyć.
Tym razem zabił się uczeń suwalskiej szkoły. Reakcja na śmierć jest zawsze taka sama. Każdy zapewnia, że nie zrobił nic, co mogłoby się przyczynić do tragedii. Innymi słowy, to nie ja i nie my. Oddaję głos dyrektorowi szkoły, który wypowiada się w imieniu rady pedagogicznej:
„U nas nie wydarzyło się nic, co mogłoby tłumaczyć ten czyn – zapewnia Czesław Wielgat, dyrektor Zespołu Szkół Technicznych.” (zob. źródło)
W ogóle nie jestem ciekaw, kto zawinił, bo tego nigdy nie da się ustalić. Interesuje mnie, dlaczego zawsze jest tak samo. Czyli tak:
„Chłopak pochodził z tzw. dobrego domu. Rodzice pracują, młodszy brat uczy się w gimnazjum. Siostra jest już samodzielna. Chłopak był – jak mówią sąsiedzi – kulturalny i bardzo uczynny. Nie miał większych problemów z nauką”.
Dlaczego droga do śmierci wygląda podobnie? O, tak:
„W poniedziałek był w szkole, na zajęciach. Po południu spotkał się ze swoimi rówieśnikami. Nie wyglądał na przygnębionego.”
Czy to źle, że chcę wiedzieć, dlaczego po fakcie zawsze gada się to samo? Że dzieciak był w porządku, nie rzucał się w oczy, więc nikt nie ma pojęcia, dlaczego to zrobił. A między wierszami mówi się coś takiego:
„Drogi uczniu, zamiast rzucać się z okna, powinieneś rzucić się w oczy swoim nauczycielom, a zamiast się wieszać na sznurze, powinieneś uwiesić się na szyi swoich rodziców. Wtedy byśmy ci pomogli. Skoro byłeś cichy i przeciętny, nie dało ci się pomóc.”
Przyszły samobójca powinien być od innych uczniów bardziej ponury, bardziej wrogi, bardziej niespokojny, bardziej niemiły, bardziej wstrętny itd. Powinien być na tyle BARDZIEJ, abyśmy odpowiednio wcześniej go zauważyli. Nie podoba mi się, że przyszły samobójca to zwyczajny uczeń, taki sam przeciętniak jak ja czy ty.
Komentarze
Różne mogą być przyczyny samobójstwa i nie posiadam odwagi mówienia o ich małym ciężarze lub wnoszenia ich braku. Przecież w krytycznym momencie, dla osoby targającej się na własne życie, są wystarczająco mocne by przedsięwziąć tak radykalne rozwiązanie. W tym sensie wolę patrzeć na każdą dokonaną samobójczą śmierć, jako na jedyne wyjście z trudnej dla tej osoby sytuacji. Przynajmniej taki sposób postrzegania stawia samobójcę w pozycji, która go przekracza a zatem również nadaje sens tak ostatecznemu posunięciu.
Spójrzmy na własne historie. Ile w nich dramatycznych momentów, w których wręcz porywaliśmy się na życie. Nam może nie starczyło odwagi, a może coś drobnego się zadziało co odsunęło nas o kilka chwil od zamiaru i już później nie było tak łatwo się targnąć. Po latach powody wydają się błahe ale czy były takimi w krytycznych chwilach.
Albo z innej strony. Często ludzie cierpiący na depresję są postrzegani we własnym środowisku jako weseli, zadowoleni z życia. Nie zmienia to faktu, że mogą każdego ranka wstawać z ciężkim przeświadczeniem o niezdolności do pokonania kolejnego dnia. Potem uśmiech pojawia się na twarzy. Ale to jest potem. Przedtem żadnego potem nie widać, jest tylko koszmar.
Przecież nie widzimy wnętrza drugiego człowieka. Nie wiemy co jest dla niego ważne, co jawi się jako rzecz nie do przezwyciężenia. Dlatego ważne jest byśmy ze sobą rozmawiali, w domu, w pracy, w szkole. Byśmy opowiadali naszym uczniom, dzieciom, przyjaciołom, że każdy również my mamy w życiu ciężkie chwile ale czas pozwala je przezwyciężyć i że wszystkie później stają się powodem do śmiechu, drwin a w najgorszym wypadku stają się przestrogą na przyszłość. Tylko w ten sposób możemy mieć nadzieję, nigdy pewność, że odwiedziemy kogoś od czynu, którego nie jesteśmy w stanie przewidzieć.
Ważne jest to, że cokolwiek o powodach lub ich braku powie dyrektor, szkoła, sąsiedzi, rodzina, dla nieżyjącego były wystarczająco mocne w krytycznej chwili. Choć mogły być niezauważalne na zewnątrz.
Ostatnio byłem w Bridgend, walijskim mieście, które nie tak dawno zalała fala samobójstw nastolatków. Częściowo jest za to odpowiedzialna kultura emo i Bebo, ale głównie jest to brak kontaktu z rodzicami, którzy ograniczają się do zapewniania dziecku jedzenia i spania, a poza tym to żyją w osobnym świecie i rozmawiają z dzieckiem tylko, by kazać mu posprzątać pokój albo wyłaczyć komputer. Co to za matka, która widzi dziecko siedem godzin na tydzień? Nic więc dziwnego, że gdy pojawia się problem nie do przezwyciężenia dla nastolatka, to nie ma się on tak naprawdę do kogo zwrócić i polega na samym sobie.
No trudno się z Belfrem nie zgodzić. Cichy, „przezroczysty” człowiek – najczęstszy obraz samobójcy, bez względu na wiek. Myślę, ze ci, którzy rzucają się w oczy czy to buńczucznym zachowaniem czy niebywałą wiedzą dlatego właśnie tacy są, bo swoje emocje uzewnętrzniają. Nawet jeśli ich obraz jest w odbiorze negatywny to coś o nich wiemy. Ci nie rzucający się w oczy swoje frustracje, emocje, pasje skrywają. Są jakby kamienni i dlatego nikt na czas nie zauważa zmian w ich zachowaniu. Są stałymi, niezauważanymi elementami wyposażenia naszego otocznia. Porażające jest to, ze jeśli dotyczy to dzieci czy młodzieży to takimi kamieniami są dla swoich rodziców
Zastanawia mnie zawsze, zawsze w takich tragicznych przypadkach, postawa władz szkoły: Nic na to nie wskazywało. Taki cichy uczeń. Nie mieliśmy z nim problemów wychowawczych.
Szanowni nauczyciele, czas chyba przyjąć następujące normy: brak kłopotów wychowawczych oznacza przyszły kłopot (często już nie rozwiązywalny), uczeń cichy to podejrzana jednostka (rozrabiactwo wśród dzieci to norma sama w sobie).
Co do rodziców: matka widująca dziecko siedem godzin w tygodniu, nie zasługuje na miano matki. Do diabła, znajdą się tu za chwil kilka oponenci takiego podejścia do sprawy. No bo ciężka praca, bo przemęczenie harówą na dwa i pół etatu, bo przecież za coś żyć trzeba. Od razu daję odpór: nie można jednocześnie być dobrym, obserwującym dzieciaka, rozmawiającym z nim rodzicem i maszynką do zarabiania kasy. Bo coś spieprzy się po drodze. I najczęściej są to relacje z dziećmi. Przerobiłem to na własnej skórze, najpierw jako dziecko moich rodziców, teraz jako rodzic moich dzieci. Pierdzielę karierę zawodową, nowego samochodu nie potrzebuję, długo szukałem pracy o nienormowanych godzinach obowiązku jej świadczenia, lecz znalazłem. Mam czas na spacer z dziećmi, mam czas na częste wizyty w szkole, mam czas na dwugodzinne „Polaków rozmowy” przy kolacji, mam czas na bycie cenionym pracownikiem. I dzięki temu mam prawdziwą rodzinę.
Zgadzam się z wpisem zante i zgadzam się z wpisem Grzegorza Spichały. Po lekturze tychże, komentarze wydają się już jakby zbędne.
A jakie Gospodarz ma oczekiwania. Co powiedziałby nad trumną?
Tak, to był rozchwiany emocjonalnie dziwak, który swoimi urojeniami zamęczał nas wokoło, ale nie potrafiliśmy mu pomóc. Rodzian przeciętna, zabiegana. matka nie miała czasu, bo robiła na dwie zmiany, a ojciec to dureń co w pogoni za mamona zniknął na dwa lata we Francji w najgorszym dla chłopaka wieku gdy ten dojrzewał i potrzebował silnego wzorca. Poza tym Kaśka z IIB mogła się z nim umówić, a nie odpychać młodocianej miłości, zaś nie rozumiem kolegi F., który chłopaka tak pilił z matematyki. Przecież chłopak miał wybitnie humanistyczne zdolności.
Czyżby takiej odwagi pan oczekuje??
W takim razie moj komentarz bedzie nalezal do tych zbednych. Zgadzam sie z autorem. Ktos kogo zna caly swiat, buntownik – najczesciej jest spelnionym, w tym swoim buncie. Z okien 9 pietra rzucaja sie wlasnie Ci mili, spokojni, cisi, ktorzy najczesciej ucza sie tak, ze niczego nie mozna im zarzucic. Rodzice maja zamkniete oczy, czesto uszy. Nie sluchaja co do nich mowia mlodzi. A oni daja znaki. Tyle, ze malo kto – w tym zabieganym swiecie- potrafi sluchac. Czesciej sie mowi. Tak wiec ja juz milcze. I pozdrawiam.
Krzysiek Majda, tak chodzi o odwagę. O to, by ktoś z tej szkoły patrząc prosto w kamerę, jasno powiedział: tragedia, bo czegoś nie obserwowaliśmy, bo pewnie można było wyłapać jakieś symptomy kłopotów, załamania, depresji, zmiany zachowania. I jeszcze chodzi o nauczkę: że zwrócą więcej uwagi, że lekcje wychowawcze będą lekcjami wychowawczymi, że pani psycholog ruszy dupę zza biurka pani pedagog, z którą codziennie wypijają wiadro kawy, że nauczyciele spróbują porozmawiać. Oto chodzi Panie Krzyśku. Tylko o to, a może w naszych warunkach aż o to.
drogi Gospodarzu, zapewniam Cię, że jeśli nawet taki uczeń będzie „bardziej”, i zrobi, co radzisz, czyli uwiesi się na szyi rodziców czy też nauczycieli to i tak nikt nie potraktuje go poważnie. Tylko zacznie się gadka: przecież tyle dla ciebie robimy, czego jeszcze nam d… zawracasz…
Wypadki, katastrofy, tragedie zdarzały się zawsze i nie ma się co łudzić, że w każdym przypadku można im zapobiec. Moim zdaniem dzisiejsza Polska pomimo wad i tak zapewnia lepsze warunki życia (nie tylko pod względem materialnym) niż w miały poprzednie pokolenia.
Jeśli chodzi o samobójstwa to uważam iż potrafią być one „zaraźliwe”. Zbytnie nagłaśnianie takich spraw (nawet z szlachetnych pobudek, nie mówiąc o kryteriach którymi kierują się media ) może mieć efekt przeciwny do zamierzonego.
Sewerus,
Oczywiście wiesz co robi w tej szkole pani psychologo i oczywiście wiesz, ze w o góle w tej szkole jest pani psycholog i jeszcze pani pedagog na dokładkę. Oczywiście wiesz, że nie dopełniły obowiązku i oczywiście wiesz jak spośród dziesiątków uczniów wyłapać, które ma zły dzień, bo się nie wyspało, a które martwi sie klasówką z matmy, a które nie potrafi określić swojej orientacji seksualnej, więc przeżywa dramat. Oczywiście wiesz to wszystko na podstawie jednego przekazu medialnego. Oczywiście zazdroszczę takich umiejętności.
Krzysiek Majda, z racji posiadania dzieci odwiedzam dwie szkoły z regularnością, jakiej życzyłbym każdemu rodzicowi. Z racji zainteresowań, śledzę każdą informację medialną dotyczącą warunków w jakich funkcjonuje nasze szkolnictwo. Mam , w gronie znajomych, nauczycieli, szkolnego psychologa, kuratora i wykładowców wyższych uczelni, tabuny rodziców z dziećmi w wieku szkolnym.
Przyszyłeś mi łatkę z etykietą Alfy i Omegi w dziedzinie funkcjonowania polskich szkół, co powinienem pominąć wiele znaczącym milczeniem, no ale dobra, sprecyzuję to o czym myślałem. Każdy, postawiony przez media w tak krytycznej sytuacji, dyrektor i nauczyciel, powinien przynajmniej wyciągnąć wnioski z zaistniałej na ich zawodowym podwórku złych zdarzeń. Powinien wykazać się odwagą o jakiej wcześniej napisałem, chociażby po to, by widzowie/słuchacze/czytelnicy (niepotrzebne skreślić) zauważyli w nim przede wszystkim człowieka, a nie kolejnego funkcjonariusza systemu edukacji zamiatającego wypadek pod dywanik w swoim gabinecie.
Oczywiście, jestem zdania że wychowawca klasy powinien wyłapywać długotrwałe zmiany nastrojów swoich uczniów. Oczywiście, jestem zdania że szkolny psycholog powinien mieć w szkole pozycję powiernika. Jestem też zdania, że szkoła to nie kombinat przez który przelewa się każdego dnia kilkuset (średnio) młodych ludzi, a pewna społeczność zdolna do współistnienia.
Pozdrawiam.
SEWERUS,
mylisz się po wielokroć.
Pierwsze nie przyszyłem ci łatki Alfy i Omegi oświaty, ale wskazałem jak pochopnie rzuciłeś błotkiem w pracowników tej jednej szkoły. Z góry uznałeś, że nic nie zrobili, bo pili kawę. Nieładnie jest przenosić doświadczenia własnego znajomego leniwego pedagoga szkolnego na całą grupę zawodową kilku tysięcy pedagogów szkolnych.
Po drugie ja nie widzę pola do odwagi i do publicznego biczowania się przez pracowników szkoły. Nawet nie dlatego, że na gorąco nikt nie znajdzie w sobie winy, ale przede wszystkim dlatego, że ta wina jest tak rozproszona, że trudno aby jednostronnie ja przypisać konkretnym osobom.
Hasło typu „Winna jest szkoła” to medialny pejczyk równy ripoście, że media kłamią.
Poza tym, też chciałbym aby szkoła nie była kombinatem, ale nakłady na oświate sprawiają, że w klasie jest 25-30 uczniów i średnio można mu poświęcić 7-10 minut dziennie
Krzysiek Majda, sądzę, że dobry, medialny przykład pokory i zmian na lepsze w jednej szkole, może być przyczynkiem do zmiany standartów we wszystkich naszych szkołach. Ponad to: nie zawsze wygłaszam zbawcze lub trafne zaledwie opinie o szkolnictwie, bo nie jestem w jej szeregach. Ten blog i toczące się tu dyskusje wiele mnie uczą.
Pozdrawiam serdecznie.