Filozofia jest sexy
Kiedy matematyka nie chce wejść do głowy, warto sięgnąć po ćwiczenia filozoficzne. Odblokowują umysł i przygotowują go do sprostania wyzwaniom tego przedmiotu. Zresztą nie tylko. Filozofia pomaga także w nauce języków obcych i w wielu innych sprawach.
Uczeni od lat dowodzą, że filozofowanie ma doskonały wpływ na sprawność umysłu. Przypomniała o tym wczoraj Gazeta Wyborcza (zob. tekst). Warto więc nauczaniem filozofii objąć zarówno słabych uczniów (aby poradzili sobie z podstawami trudnych przedmiotów), jak i dobrych (aby stawiali sobie poprzeczkę wyżej). Zajęcia z tego przedmiotu mogłyby pomóc rozwiązać wiele problemów, z jakimi borykają się polscy uczniowie. Niestety, w wielu szkołach filozofii nie ma.
Przez wiele lat prowadziłem w liceum zajęcia fakultatywne z filozofii. Przychodziły piękne kobiety, a w ślad za nimi mężczyźni, którzy gotowi byli chwycić się brzytwy, byle tylko te dziewczyny zdobyć. Chłopcom się udało, błysnęli intelektem, zrobili wrażenie na dziewczynach, a po szkole rozniosła się wieść, że filozofia jest dobra na rozbudzenie zainteresowania u nieczułej wybranki serca. Filozof może wszystko.
Zajęcia cieszyły się więc dużym wzięciem. W szkole młodzi ludzie dyskutowali o Platonie, Spinozie, Schopenhauerze, Nietzschem itd., a wieczorami robili takie rzeczy, o których nie śniło się filozofom. Ku chwale umysłu i uciesze ciała – ma się rozumieć. Ale co mnie do tego, najważniejsze, że zajęcia pomogły im być szczęśliwymi, o nic innego przecież w filozofii nie chodzi.
Komentarze
Niestety, nie wszędzie tak jest. Ja również miałem zajęcia z filozofii (a jestem absolwentem łódzkiego liceum) w ramach klasy kulturoznawczej. Nasze zajęcia nie polegały na dyskusji, debatach, poznawaniu starych i nowych prądów myślowych, tylko na przepisywaniu do zeszytów dyktowanego tekstu, który na następne zajęcia musieliśmy wykuć na pamięć, gdyż nasza nauczycielka pytała nas z tego co podyktowała. A trzeba było dokładnie wyrecytować słowo w słowo, bo jeżeli uczeń postanowił zmienić trochę szyk w zdaniu lub innymi słowami powiedzieć to samo znaczenie, to wtedy było to uznawane za błąd i leciała ocena w dół. Cztery takie błędy i „pała”. W związku z tym nic, kompletnie nic nie zapamiętałem i nie zrozumiałem z tych lekcji (tak jak i cała moja ówczesna klasa), zgodnie z zasadą 3 Z (zakuć, zdać, zapomnieć). No, ale widać wszystko zależy od nauczyciela. Niestety moja nauczycielka filozofii kompletnie się do tego nie nadawała…
Filozofia to rozmowa jakby Boga nie było. Niczego tak naprawdę w podstawowych kwestiach nie wyjaśnia, a do tego jeszcze stawia coraz więcej pytań. W tej chwili nie ma pogody na filozofię w Polsce. Rydzyk, Nycz, Duda oni znają odpowiedzi.
Nic z tego, przecież musimy zapewnić dwie godziny religii w szkołach, nawet kosztem języka polskiego (na dobrą sprawę zmniejszenie liczby godzin z tego przedmiotu częściowo finansuje katechetów), co więc dopiero mówić o filozofii!
Możemy sobie tylko pomarzyć…
Pan Dariusz jest w nastroju wakacyjnym, czyli bardzo rozmarzony.
Filozofia ułatwia matematykę i pewnie chemię z geografią.
Filozofom się nie tylko śni o tym co się robi wieczorem, ale i nieźle praktykuje.
Gorzej jest, gdy wskutek nocnej praktyki tego, co im się miało nie śnić, trzeba przejść do części praktycznej: „ty nie filozofuj, tylko wreszcie wyremontuj mieszkanie” !
I tu się okazuje, jak niewiele filozof może.
@Tanaka; kłania się wykształcenie pozbawione humanistyki. Filozof niewiele może? A ile może matematyk? Ile fizyk jądrowy? Z takim myśleniem cofniemy się do epoki kamienia łupanego.
Krótko – Amerykanie, którzy jakiś czas temu nieco zdyskredytowali wykształcenie humanistyczne teraz wycofują się z tego, bo okazuje się, że ograniczenie humanistyki w dłuższej perspektywie bardzo negatywnie odbija się na gospodarce.
W Polsce mamy teraz trend odwrotny – wszyscy zachłystują się tym, jak to ważne jest zdobycie „konkretnego zawodu”, najlepiej inżyniera, i jakim to przejawem pięknoduchostwa jest wybór studiów humanistycznych nawet na najlepszym uniwersytecie. Młodzi absolwenci pchają się więc jak pszczoły do miodu na politechniki, medycynę i mają w pogardzie wszystko to, co nie jest ścisłe, mierzalne i nie stwarza możliwości szybkiej kariery w przemyśle. Rynek się jeszcze nie nasycił, praca więc jest i będzie. Jednocześnie gdy pytam moich uczniów, przyszłych inżynierów, ilu z nich ma w domu bibliotekę prawie nikt nie podnosi ręki, gdy pytam kto przeczytał ostatnio jakąś książkę na ogół odpowiada mi gromki śmiech. Taką sobie kształcimy „inteligencję techniczną”. Może i ten niewykształcony filozoficznie wyremontuje mieszkanie, zmontuje samochód z gotowych części, złoży komputer, ale – powiedzmy sobie uczciwie – prochu to on nie wymyśli.
Na pierwszym roku studiów były zajęcia z filozofii. W zasadzie zaliczenie było bardzo proste – kazdy miał przeczytać przeczytać książkę związaną z filozofią i na którychś ćwiczeniach opowiedzieć o wrażeniach. Pomysł banalny, a bardzo inspirujący. Do dzisiaj pamiętam Marka Aureliusza. 🙂
Warto zadac pytanie: Jak sie ma filozofia uczona w szkole do filozofii uniwersyteckiej? Odpowiedz: nijak. Przedmiot w szkole niewatpliwie ciekawy gdy porzadnie uczony (poznawaniu starych i nowych prądów myślowych, dyskusje, debaty) zupelnie w niczym nie przypomina filozofii uniwersyteckiej – wiem to od uczniow, ktorzy pomimo rad „school counselor” (nie wiem jak sie nazywa polski odpowiednik – od lat ucze w Kanadzie i na swiecie) poszli na filozofie i wpadli do szkoly poopowiadac jak to jest na uniwersytecie. Sama matematyka, logika matematyczna i cwiczenia z logiki – w niczym nie przypominalo to im „filozofii szkolnej”.
[…] że filozofowanie ma doskonały wpływ na sprawność umysłu […] Kazde zajecia i cwiczenia intelektualne rozwijaja mozg, niezaleznie czy sie przekladaja na umiejetnosc pomalowania pokoju, czy nie. A z kolei jak sie ma umiejetnosc sprawnego zreperowania kranu na zdolnosc sprawnego logicznego myslenia – mozna sobie na ten temat pofilozofowac 😯
A wszystkim, ktorzy podsmiewaja sie z wywodow gospodarza, chce zwrocic uwage, ze na przyklad moj doktorat z fizyki, PhD, jest doktoratem z filozofii 😉
nick21
13 sierpnia o godz. 13:07 245705
Prawie masz rację, i nawet chciałbym żebyś miał, bo jestem zwolennikiem wykształcenia dla każdego, które jest pełne: od śrubki co Kantora. Mało tego, jestem wielkim zwolennikiem wyształcenia 10x dokładniejszego i 100x staranniejszego i poważniejszego niż dziś. Dzisiejsze wykształcenie jest bowiem jedynie ersatzem, więc mówienie: człowiek wykształcony bez cudzysłowu, jest już oszustwem z mocy zawartości owego „wykształcenia”.
Niestety, nie masz racji w tym, że to tylko senne rojenia, pobożne życzenia i marzenia ściętej głowy.
A propos pobożności, to – mam nadzieję – rozumiesz jak ona wpływa zarówno na sposób i jakość działania kształcenia w szkole i sumę tego, co nazywa się „wykształceniem”.
Przechodząc do wniosku: albo katechizacja, albo szansa (nie gwarancja) na wykształcenie. NIe może być zdrowym na umyśle dziecko, a następnie młody inżynier lub młody nauczyciel, jeśli ma wbite w głowę dwie sprzeczności: ewolucję i kreację. Nie może być wykształconym młody inżynier, młody fizyk, młody nauczyciel fizyki, który w szkole słyszy dwie sprzeczne rzeczy: o rzeczywistej, fizykalnej kolejności rzeczy – skoro jest światło, to najpierw musi być źródło tego co się zaświeci, oraz coś odwrotnego:najpierw światło, a potem dopiero jego źródło, co wmawia dzieciom w szkole ksiądz niedobrodziej, za pomocą czegoś świętego – „Biblii”. Ksiądz – „wykształcony” (6 lat seminarium, co prawda „duchownego”), jest do tego co mówi Biblia „święcie przekonany”.
Natomiast zwykły fizyk, zwykly chemik, matematyk, geolog, biolog, zoolog itd itp nie posiadają „świętości przekonań”, ale tylko banalną i śmieszną racjonalność. I to tylko w teorii, bo w rzeczywistości walczy ona i przegrywa ze „świętością”.
Filozofia jest bezwartościowa i stosunki państwowe, szkolne, rodzinne, popularne powiedzonka brutalnie to potwierdzają: „nie filozofuj, tylko weź się do jakiejś porządnej roboty”.
Filozofia przegrywa z teologią , która jest nadfilozofią, w dodatku jest jedynie słuszna (oczywiście katolicką, bo nie zielonoświątowa, ani mormońska) i wyraża „Jedyną i Pełną Prawdę”.
Jak Ci dobrze wiadomo, szkoła polska jest przepełniona świętością, ale nie rozumem. Rządzi i rządzić będzie katecheza, a nie wykształcenie bez cudzysłowu, w ramach którego filozofia byłaby jak najbardziej zasadna.
Polski inżynier prochu nie wymyśli, ale i polski filozof – także. Polska filozofia jest obecnie żadna.
Zanim się jednak zostanie inżynierem, lekarzem, nauczycielem, należy mieć wykształcenie w czymś dotyczącym każdego, w sposób najdogłębniejszy: wychowania rodzinnego i seksualnego.
Coś takiego w polskiej szkole nie istnieje jeszcze bardziej niż filozofia. Nie istnieje, ponieważ istnieje katecheza i umysłami nauczycieli rządzą trzy rzeczy: strach, konformizm i ksiądz. Co się zbija w jedno. Jest to degenerujące. Uczniowie patrzą,widzą, słyszą i wyciągają wnioski.
A żyć jakoś trzeba, nawet bez filozofii. Dlatego też kilkanaście procent licealistek zajmuje się cichą prostytucją, a niemal w każdej klasie gimnazjum znajdzie się galerianka.
Są to skutki obecności księdza w szkole. Oni zresztą gremialnie obiecywali: jak w szkole będzie ksiądz i jego katecheza – wreszcie będzie normalnie (bo za „komuny” było nienormalnie, czyli była filozofia i różne inne fanaberie), oraz będzie między uczniami i nauczycielami rządzić „miłość bliźniego”, a katecheza będzie oczywiście darmo.
jest jak miało być, bo biskup nigdy nie mówi na wiatr. Obserwowalne skutki są właśnie „miłością bliźniego”. Każda galerianka się na tym zna fachowo.
Natomiast po zapłatę za naukę filozofii polska szkoła musiałaby się udać do biskupów, oni uczą darmo i miliardy płyną do nich tylko przez nieuwagę księgowej. Biskupi zaś także tego nie zauważyli, bo oni są od spraw wyższych a nie takich przyziemnych drobiazgów.
Z pustego zaś „i Salomon nie naleje”, co biskupi mają na piśmie.
Tak więc można sobie marzyć, obserwować przez teleskop inne, szczęśliwsze światy, ale żeby w polskiej szkole miała być filozofia i w ogóle – wykształcenie, to można tylko pofilozofować.
Podsumowując krótko: albo się siedzi po uszy w oszustwie, albo się żyje normalnie.
A oszustwo zaczyna się już w zamianie wykształcenia na „wykształcenie”, miłości i „miłość bliźniego”.
Niestety filozofia zawsze była dla mnie za trudna. Nie kapowałem z niej niczego. Jedyne co do mnie docierało to biografie filozofów, anegdoty z ich życia, ot, taka okołofilozoficzna beletrystyka.
Dawno temu „szarpnąłem się” na ileśtam tomów z serii „Great Books of the Western World”, jeszcze pierwszego wydania z 1952 roku.
Niestety próba lektury tych wszystkich Arystotelesów i Kantów w ogromenj mierze spaliła na panewce. Nie ten łeb.
Powinienem pewnie poszukać czegoś bogato skomentowanego, jeden wiersz oryginalnego tekstu – trzy wiersze komentarza.
Kasety a potem cd wydawane przez The Teaching Company okazały się dużo lepsze. Do tej pory mam Philosophy of Religion, Early Chistianity:The Experience of the Divine, The Bible and Western Culture i St. Augustine’s Confessions. Akurat trafiłem kiedyś na biblioteczną wyprzedaż… 😉
Nic nie przebiło jednak mojej pierwszej, licealnej miłości do Diogenesa Laertiosa. 😉
@ zza kałuży 13 sierpnia o godz. 17:20 245710
„Niestety (prawdziwa) filozofia zawsze była dla mnie za trudna.” Wlasnie. Pozwolilem sobie wtracic jedno slowo do Panskiej wypowiedzi.
@schwarzerpeter 13 sierpnia o godz. 17:57 245711
„Niestety (prawdziwa) filozofia”
Pamięta pan anegdotę o wnuczku ichtiologa?
Który z dziadkiem wiele razy oglądał albumy z rybami i nauczył się od niego masy informacji o rybach?
Podczas testu kompetencji szkolnej pani pokazała wnuczkowi rysunek ryby i poprosiła, aby powiedział co przedstawia ten obrazek?
Malec nic nie odpowiedział.
Pani zachęcała na różne sposoby.
Chłopczyk milczał, tylko buzia mu się coraz wyraźniej robiła w podkówkę i oczy wilgotniały.
W końcu pani dała za wygraną a dziecko się rozpłakało.
W żadnym z albumów jego dziadka, uniwersyteckiego profesora ichtiologii, nie było takiego bohomazu jak na „naukowej pomocy” pani w przedszkolu.
@ zza kałuży 13 sierpnia o godz. 17:20 245710
„Niestety (prawdziwa) filozofia zawsze była dla mnie za trudna.”
Przepraszam mialo byc „Wlasnie – nie tylko dla Pana” 😳
No i mozna jeszcze szukac w filozofii pocieszenia. Dla tch, ktorzy takiego pocieszenia potrzebuja, zwlaszcza stajac u progu doroslego zycia, ale nie tylko, bardzo polecam bytyjskiego filozofa, Allaina de Bottona piszacego piekne ksiazki, a wsrod nich te wlasnie, poswiecona pocieszeniom jakie niesie filozofia:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/176910/o-pocieszeniach-jakie-daje-filozofia
To tylko marketing filozofów – do sprzedania mają miejsca na studiach, programy, pomoce etc. Jak ktoś chce, to są tysiące książek o niej – do wyboru do koloru. Bez stwarzania alibi dla etacików kolejnych bezrobotnych a nieprzydatnych społeczeństwu do niczego humanistów … 😉
P.S. Polecam „Modne bzdury” Sokala oraz opinię noblisty Feymana o roli (aktualnej!) filozofii w nauce … 😉
@belferxxx
21 sierpnia o godz. 16:30 245735
„oraz opinię noblisty Feymana o roli (aktualnej!) filozofii w nauce …”
Ciekaw jestem czy Feynman czytał Poppera? Obu bardzo interesowało kryterium naukowości, obaj polegali na falsyfikowalności…
Feynmana „The Relation of Science and Religion” rzuca nieco inne światło na jego stosunek do filozofii…