Szkoła oficjalnie bez maturzystów
W związku z zakończeniem nauki w klasach maturalnych teoretycznie ubyło mi pięć godzin w planie, praktycznie różnie z tym bywa, ponieważ maturzyści przychodzą na konsultacje. Do mnie przychodzi niewielu uczniów (przynajmniej mało osób sygnalizowało, że zamierza), do niektórych nauczycieli nieraz całe klasy. Zdarza się, że nauczyciel tuż przed maturą kontynuuje realizację materiału albo organizuje dodatkowe powtórzenia. W poprzednich latach, gdy zdarzyło mi się nie wyrobić z programem, też takie zajęcia organizowałem. W tym roku nie muszę nadrabiać zaległości, a przychodzić do mnie mogą ci uczniowie, którzy chcą. Jak ktoś ma potrzebę poradzić się swego polonisty, to zapraszam.
A teraz słowo wyjaśnienia, ale nie dla uczniów, gdyż oni nie są niczemu winni, lecz dla tych, którzy myślą, że nauczyciele mają tylko wolne. Od 24 kwietnia (tegoroczny dzień zakończenia nauki w klasach maturalnych) nauczyciele uczący w szkołach średnich nie otrzymują wynagrodzenia za pracę na rzecz maturzystów. Dyrekcja na polecenie wydziału edukacji wyliczyła już na początku roku szkolnego, ile godzin ubędzie każdemu nauczycielowi w związku z odejściem maturzystów i kwotę za wyliczone godziny odjęła z wynagrodzenia lub kazała odpracować w ramach bezpłatnych nadgodzin.
Wydział edukacji liczy się z nauczycielami co do grosza, ale w drugą stronę to nie działa, bowiem nauczyciele z wydziałem edukacji już tak się liczyć nie mogą. A właściwie wszyscy powinniśmy wystawić dyrekcji rachunek za pracę na rzecz maturzystów w okresie od końca kwietnia do połowy czerwca. Oczywiście zaraz zacznie się gadanie, że tydzień pracy nauczyciela wynosi 40 godzin. Zgadza się, ale z tego limitu odjęto godziny przeznaczone dla klas maturalnych, czyli już nie 40 godzin, ale mniej, bo za działania na rzecz maturzystów pracodawca nie płaci.
Można się zgodzić, że po maturze, gdy uczniowie definitywnie odejdą ze szkoły, nie należy już płacić nauczycielom za pracę na rzecz maturzystów, ale do tego czasu nadal z nimi pracujemy. Szczególnie tydzień przed maturą to dla niektórych nauczycieli czas wytężonej pracy z uczniami klas maturalnych.
Zastanawiam się, co by było, gdyby nauczyciele odmówili udziału w egzaminach pisemnych, bo przecież za pracę na rzecz maturzystów pracodawca już nie płaci (za siedzenie w komisjach nie dostaje się ani grosza). Przydałoby się, aby tę sprawę nagłośniły związki zawodowe i postawiły nauczycieli na nogi, bo jak dla mnie taka sytuacja to absurd.
Jedynym wyjątkiem są egzaminy ustne – za udział w nich (o ile egzaminowanie przekracza czas wyznaczony nauczycielowi do przepracowania w danym dniu) egzaminatorom wypłaca się wynagrodzenie. Jest to jednak tak liczone, że wychodzą grosze.
Nie jestem przeciwny, aby płacić nauczycielom za pracę faktycznie wykonaną, ale liczenie musi odbywać się w obie strony. Jak nauczyciel zostaje z uczniami po lekcjach albo ma spotkania z rodzicami, to mu się za to nie płaci, jakby to była jego prywatna sprawa, a nie praca. Ale jak nauczyciel nie ma oficjalnych lekcji z maturzystami, bo skończyli naukę, to mu się co do grosza odejmuje tę kwotę z pensji. Gdzie tu logika i sprawiedliwość? Przecież maturzyści są w szkole obecni nieraz aż do połowy czerwca i żaden nauczyciel ich nie wyprasza, tylko pomaga, uczy, czyli pracuje na ich rzecz, ale za darmo. Podkreślam, że ten wpis nie jest skierowany do uczniów, bo oni nie są niczemu winni.
Komentarze
Myślę, że polonista który używa sformułowania „wyrobić się z programem” powinien pomyśleć o zmianie zawodu.
Pozdro
Lordjohn
i co tu komentować, głęboko ukrywane fakty nt. pracy nauczyciela
dlaczego nie czepiasz się nowomowy naszych polityków czy też dziennikarzy, Lordzie…… ?
Pani Fotyga „poczuła się głęboko poraniona”, „dziecko nienarodzone”, „ubogacanie” , „na sejmie” itp. czy te cuda językowe nie dyskwalifikują osób je wypowiadających? A przecież za te „mądrości” są sowicie opłacani i uznawani za autorytety lub też tzw. elitę naszego społeczeństwa.
Pani Haniu droga!
Gdybym się miał czepiać wszystkich, to doba byłaby wielokrotnie za krótka. A polonista to jednak zawodowiec, który w dodatku podjął się spełnienia pewnej misji.
Pozdrawiam
Lordjohn
Lordjohnie i Hanno,
tak oto wyszła mi słoma z butów. Za karę rośnie mi krosta na języku i bardzo boli.
Serdeczności
DCH
Co kraj to obyczaj. U nas placi sie za wszystko, nawet za konferencje, ktore sa przeciez po lekcjach ( ponoc w Polsce sa one wlasnie „za darmo” w ramach – no, wlasnie czego?)
Anko, u nas czyli gdzie ? się płaci za konferencje i za resztę ??
@Hanna
„A przecież za te ?mądrości? są sowicie opłacani i uznawani za autorytety lub też tzw. elitę naszego społeczeństwa.”
A jednak wszystko ma swoje początki w szkołach: „Jeżeli CKE będzie w dalszym ciągu kontynuowała egzaminowanie uczniów „według tego samego schematu” (czyli uczciwie a zarazem nieuczciwie), to nasze szkolnictwo zostanie kompletnie rozregulowane. W konsekwencji eksperci od durniów nie będą się różnić znajomością przedmiotu, a tylko wysokością otrzymywanego wynagrodzenia. Czasami odnoszę wrażenie, ze stan ten w wielu przypadkach został już osiągnięty. (zob. http://aleksander-janik.blog.onet.pl/2,ID375186301,index.html)”
Drogi Gospodarzu,
cieszy mnie bardzo, że są w szkołach poloniści, którzy mają czas i ochotę pomagać maturzystom. Szkoda, że mój syn nie miał takiego szczęścia. Jego polonistka już w styczniu zapowiedziała: „Nie biorę odpowiedzialności za waszą prezentację maturalną, ani maturę. Żadnych konsultacji nie będzie.” I słowa dotrzymała, nikomu nie pomogła. Szkoda mi jej uczniów. Na konsultacje chodzili do innych polonistów, którzy im rad i pomocy nie odmówili.
Matura to nic. Ale spytajcie ile mają płacone nauczycielki za udział w zielonych szkołach. 14 dni x 24 godziny. Szkoła płaci 3,6 godziny dziennie plu dwa dni do wybrania. To jest niezły wyzysk.
Brawo dla polonistki, o której pisze Renata. I tak powinno być, że nauczyciele tyle uczą do kiedy mają płacone i wyznają zasadę „jaka płaca taka praca czyli ministerstwo udaje, że płaci nauczycielom, a nauczyciele udają, że uczą”. Jeżeli kogoś „kręci” praca społeczna, to jego sprawa ale zawód nauczyciela w XXI wieku to zawód taki jak inne i wykonawcy tego zawodu oczekują rynkowego wynagrodzenia a a nie komunistycznych ochłapów. Ludzie – jaka misja- komunizm skończył sie 20 lat temu a wtedy faktycznie była moda na prace społeczne. Jeszcze tylko stare pokolenie nauczycieli z wszczepionym bakcylem misjonarzy nie może złamać się nowym realiom i dalej uczy za darmo. Młodzi nauczyciele (jeżeli są w ogóle takowi za te grosze) to już mają zakodowane w genach nowe realia i prawa kapitalizmu. Uczą np. 4 godziny bo za cztery mają płacone. Potem wędrują albo na korki albo do szkół prywatnych aby konkretnie się napracować i zarobić konkretne pieniądze. Szkoła to teraz firma z klientami (uczniami), do której przychodzi się zarobić kasę jak w kazdej innej firmie a zasuwać za friko. Ludzie!!!!!!!!!!!!!hallo !!!!!!!!!witamy w nowej rzeczywistości.
Polonistka: ?Nie biorę odpowiedzialności za waszą prezentację maturalną, ani maturę. Żadnych konsultacji nie będzie.? I słowa dotrzymała, nikomu nie pomogła.
@Renata
Polonistka nauczyła Pani syna i innych swoich uczniów rzeczy najważniejszej – samodzielności. Konsultacje dotyczące tzw. prezentacji są w istocie rzeczy nieporozumieniem, a raczej niezrozumieniem sensu prezentacji. Celem prezentacji nie powinno być popisywanie się uczniów, ale wykazanie, że są w stanie coś samodzielnie zrobić – BEZ POMOCY NAUCZYCIELA. Jeżeli chodzi o „konsultacje”, to właściwym dla nich miejscem powinien być koniec oraz początek każdej lekcji. Nie tylko uczniowie, ale i rodzice mają często całkiem bezpodstawne pretensje do nauczycieli.
@bykx
Częściowo się z Panem zgadzam, ale tylko częściowo. Obecnie dzięki wysiłkom różnych „reformatorów”, „ekspertów” i „autorytetów” uczniowie robią łaskę nauczycielom, że się uczą, a nauczyciele robią łaskę uczniom, że ich uczą!
„Szkoła to teraz firma z klientami (uczniami), do której przychodzi się zarobić kasę jak w kazdej innej firmie.”
Szkoła była, jeszcze jest i będzie znowu szkołą – a nie firmą. Utożsamianie szkoły z firmą, to nie tylko tanie mędrkowania, ale to błąd (a jak słusznie zauważył Talleyrand: To gorsze niż zbrodnia – to błąd)!
Jestem za przyjęciem i bezwzględnym uznawaniem zasady ?jaka praca – taka płaca” zarówno w stosunku do uczniów („Zamiast egzaminów – zgaduj, zgadula, w której ręce złota kula!” http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=699#comment-59962 oraz „Jak istotnie poprawić rzetelność i wiarygodność wyników egzaminów organizowanych przez Centralną Komisję Egzaminacyjną?” http://aleksander-janik.blog.onet.pl/2,ID374415850,index.html), jak i do nauczycieli, ale zgodnie z faktami, a nie tylko według stwarzanych przez nich pozorów – z równoczesnym odrzuceniem zasady ?jaka płaca taka praca”. Kto wyznaje tę ostatnią zasadę nie powinien poświęcać swoich talentów uczniom tylko odpowiednim firmom. Realizacja zasady ?jaka praca – taka płaca” jest, niestety, bardzo trudna – ale nie niemożliwa.
Nauczyciele w istocie rzeczy chcą status quo, czyli szkoły z XXI w., ale z przywilejami dla siebie z XX w., a nawet XIX w. – a to, niestety, nie jest już możliwe.