Przemoc w szkołach bez przemocy
Słyszałem, jak w radiowej Trójce żaliła się pewna mama, że jej dziecko zostało pobite w szkolnej toalecie. A przecież placówka ta należy do tzw. szkół bez przemocy. Moim zdaniem, doszło do nieporozumienia. Nazwa „szkoła bez przemocy” wcale nie oznacza, że tu nie biją. Owszem, biją, tylko według innych zasad.
W zwykłej szkole, w jakiej miałem przyjemność kiedyś pracować, człowiek szedł z duszą na ramieniu na lekcje, ze strachem przemykał szkolnym korytarzem, a tylko w pokoju nauczycielskim czuł się w miarę bezpiecznie. Uczniom też nie było tam lekko. Każdy szukał miejsca, gdzie mógłby się schronić i przetrwać.
W szkole z przemocą tylko nieliczne miejsca są bezpieczne, natomiast w szkole bez przemocy jest odwrotnie: w większości miejsc uczniom i nauczycielom nic nie grozi, ale i tam są strefy, które normalny człowiek omija szerokim łukiem, np. toaleta na którymś piętrze.
Zdarzyło mi się krótko pracować w takiej szkole bez przemocy. Było tam bezpiecznie, dopóki dzieci nie wchodziły sobie w drogę, np. pierwszaki mogły tylko poruszać się po parterze. Na piętro wchodziły już na własne ryzyko. Ten podział wpływów dotyczył zresztą wszystkich klas. Drugoklasiści bezpiecznie mogli się czuć na swoim terenie. Jak drugoklasista pojawił się w strefie kontrolowanej przez trzecie klasy, to sam się prosił o łomot.
Szkoła bezpieczna to taka, w której każdy zna swoje miejsce i przestrzega zasad. Niestety, zdarza się, że dziecko zapuści się do toalety nie tej, co trzeba, i wtedy mamy problem. Jeśli kogoś dziwią te zasady, to niech pamięta, że szkoła ma przygotowywać do życia. A respektowanie stref wpływów jest podstawową umiejętnością życia w dużym mieście. Inaczej umarł w butach. Jak kiedyś zapomniałem się i bez pytania o zgodę zacząłem buszować w najdalszym zakątku Bałut, to zwrócono mi uwagę tak, że nie obyło się bez lekarza. Zresztą sam lekarz, człowiek wykształcony i kulturalny, ze zdziwieniem zapytał: „To pan nie wiedział, że tam się nie chodzi?”. Ano nie wiedziałem, ale teraz już wiem.
Komentarze
Niestety obyczaj rozpowszechnia się coraz bardziej na inne obszary życia, a dziennikarze stali się mistrzami unikania.
@gospodarzu – post ten zabrzmiał jak pochwała dzikich instynktów dzieci, które szkoła powinna wypleniać, a nie traktować jako element wychowania.
Rzeczywiście, szkoła jest podzielona na strefy wpływów. Co nie znaczy, że należy to pochwalać. Ukraina jest w strefie wpływów Rosji, ale nie pochwalamy tego, że dostaje łupnia od Niedźwiadka, chociaż się wychyliła, zaprosiła do siebie elementy z obcych stref wpływów. Czy może to też nauka, dla narodu-dziecka, przystosowania do życia w świecie?
Ale mniejsza z polityką.
Pański głos jest dość skandaliczny (a pomyśleć, ze to prof. Hartmana cenzurują), bowiem nauczyciel daje przyzwolenie na „łupnia w toalecie”. Szkoła musi walczyć z przemocą, szukać winnych i karać. Natomiast Pan winnym zrobił chłopca, który być może potrzebował skorzystać szybko z toalety. Dobrze, że już go ukarali, bo inaczej może Ciało Pedagogiczne by musiało to zrobić, bo przekroczył strefę wpływów.
Rozumiem intencje – każdy chłopiec taką szkołę życia w szkole przeszedł. Co nie znaczy, że nauczyciel może pochwalać dających te „lekcje życia”.
Jak widac w polskie szkolnictwo przechodza amerykanskie wzorce…
@Sir_Berserker 7 października o godz. 9:47
„Pański głos jest dość skandaliczny”
@Sir_Berserker – właśnie zostałeś 4567 ofiarą formy literackiej wybranej przez @Gospodarza. Liczę te przypadki, to wiem.
Sam padłem jej ofiarą 197 razy a więc się tobie specjalnie nie dziwię.
Czytaj częściej (albo stare wpisy) to się przyzwyczaisz.
@Pan Jurek 7 października o godz. 10:01
„Jak widac w polskie szkolnictwo przechodza amerykanskie wzorce…”
Akurat w tej dziedzinie polska szkoła ma własne.
U mnie w liceum szczęśliwie wszystkie miejsca przez właściwie cały czas z wyjątkami może raz na lata były bezpieczne. Natomiast już wyjście przed szkołę w nieodpowiedniej
porze było bardzo niebezpieczne.
A w gimnazjum poza lekcjami właściwie wszędzie było niebezpiecznie. Na lekcjach tylko czasami.
PS A gdzież są te niebezpieczne rejony? Czyżby sławna Limanka czy jeszcze coś gorszego?
Miło byłoby, żeby sobie Sir_Berserker uruchomił wykrywacz ironii 🙂
Przemoc jest nieodłączną częścią naszego życia, „Szkoła bez przemocy” to oksymoron/pobożne życzenia, ewentualnie cel, do którego dążymy (wiedząc, że nie zdążymy do końca świata, kiedy to nastanie Królestwo Niebieskie, gdzie jak wiadomo owca i lew sobie będą bezawaryjnie koegzystować).
Pracuję w szkole już kilkanaście lat, a nie przestają mnie dziwić rodzice, którzy mówią/zachowują się tak, jakby sami nigdy do szkoły nie chodzili i nie widzieli, co ich własne dzieci robią, spędzając czas w gronie rodzeństwa lub rówieśników.
Uprzedzając zdegustowanych mą wypowiedzią, nie lubię, jak się uczniowie, leją, wyzywają, kopią, opluwają itd.
I nie zachęcam do tego (Gospodarz pewnie też nie), bo jak wiadomo, n-le to lenie, a jak się dzieci bija/kopią to trzeba interweniować, a potem wysłuchiwać z uprzejmym wyrazem twarzy, że Jasiu Waleczna Pięść to NIGDY NIKOGO NIE UDERZYŁ, bo MY GO DOBRZE WYCHOWUJEMY, to Heniu Kopiąca Noga. A przecież wiemy z wcześniejszej rozmowy z mamą Henia, że NIGDY NIKOGO NIE UDERZYŁ, bo MY GO DOBRZE WYCHOWUJEMY.
Papierowe szkoły to dzisiaj norma. Programy zapobiegania przemocy mają kilkaset stron. Hasła szkoła bez przemocy, szkoła bez korepetycji – to nalepki na stronach internetowych placówek oświatowych. Programy wychowawcze i diabli wiedzą, co jeszcze zapychają segregatory w gabinetach dyrektorów. Jest cudownie na papierze. Jak za Władysława Gomułki z mięsem?
Kilka dni temu ministra oświaty w wywiadzie udzielonym dla TVP3, stwierdziła ze to nauczyciele nie potrafią zapobiegać agresji w szkołach! (Cytat-Szkoły są przeludnione? Co rodzi agresję? Ktoś doprowadził do zagęszczenia ponad miarę!?) W związku z tym MEN planuje wydać ogromne pieniądze (podatników) na szkolenia nauczycieli. Kolesie zarobią 🙂
To jednak była ironia? Uff, chwała bogom. Nigdzie Gospodarz nie mrugnął, a przypowiastka na koniec mnie totalnie w las wyprowadziła, choć czytam od dawna. No i jednak jakiś głos, pomysł, co można zdaniem Gospodarza zrobić jednak by się przydał…
Ja doświadczenie ze szkołami mam niezłe, w liceach w całym mieście było dobrze – gorzej z liceami „profilowanymi” czyli przy zawodówkach. Ale myślę, że problem największy to podstawówki i gimnazja. Co ciekawe, problem uniwersalny – weźmy na patelnie Japonię, kraj z prawie zerową przestępczością, a w szkołach masakra. Znaczy nie bieda w kraju (zwłaszcza, że tam najgorsi przemocowo są najlepsi i najbogatsi uczniowie), nie kryzys. To co?
Dzięki moim propozycjom na nauczycielskich głowach nie lądują już kosze. Na ochronę dzieci przed przemocą pomysł nie ma i być nie może. Jest to pochodna kultury społecznej. W Szwajcarii nie słyszałem, ale ten kraj się europeizuje – więc pewnie zjawisko w jakiejś skali zadomowi się i u Helwetów.
Gdyby rodzic g…a zajmującego się wesołą przemocą w szkole został potrząśnięty przez dzielnicowego lub dostał odpowiedniej wysokości grzywnę, problem przemocy zniknąłby po miesiącu. Ale to takie niemedialne, takie fe, przecież rodzice nie odpowiadają za dzieci. Rodzice są zajęci.
@tr6ujdr 8 października o godz. 15:49
„Gdyby rodzic”
Gdyby rodzica może nie być. Poszedł w Polskę. Wyemigrował za chlebem.
„został potrząśnięty przez dzielnicowego”
Gdyby rodzic może już siedzieć.
Być członkiem uciskanej mniejszości.
Rzadko trzeźwieć.
Być zagranicą.
„lub dostał odpowiedniej wysokości grzywnę”
Być niewypłacalnym.
Roześmiać się z grzywny i wypieprzyć dzielnicowego z roboty.