Wychowawca jedzie z dzieckiem
Dostałem propozycję, aby za całkiem fajne pieniądze pojechać na kolonie jako opiekun. Odmówiłem, ponieważ opiekuję się własnym dzieckiem. Zasugerowano mi, abym zabrał córkę ze sobą. Podobno wielu wychowawców tak robi.
To prawda, nauczyciele lubią zabierać swoje dzieci na kolonie, obozy, a nawet na wycieczki klasowe. Koledzy już zwracali mi uwagę, żebym zrobił to samo. To nic nie kosztuje, a dziecko skorzysta ze wszystkich atrakcji, jakie są przewidziane dla uczniów.
Jakoś nie mogę się przełamać. Wprawdzie możliwość zabrania swojego dziecka można traktować jako bonus od pracodawcy, ale chyba to nie jest takie oczywiste. Szczególnie dla uczestników, którzy za kolonię czy wycieczkę zapłacili ciężkie pieniądze. Chociaż jak się jest rodzicem, to czasem człowiek nie ma wyboru. Albo zabierze dziecko ze sobą, albo nigdzie nie pojedzie.
Komentarze
O ile nie przeszkadza to samemu dziecku, że ma „starego” na karku, uważam, że zabieranie dziecka na wycieczki/ obozy nie powinno nikogo razić.
ja tu akurat podzielam zdanie redaktora
Zdarzyło mi się pojechać na obóz jako opiekun, ale u owa byla taka oni nie placą mi, ja dopłacam różnicę (obóz był zagraniczny). Ilekroć ja, bądź którakolwiek z moich kolezanej brała dziecko na wycieczkę, zawsze placiły normalną stawkę. Nie rozumiem więc, w czym jest sprawa? Przepraszam, ale znając wielu internautów, zaraz po raz kolejny przeczytam o pazernych belfrach, pasących się na niedoli rodziców.
@gosia, oczywiście masz całkowitą rację, ale tu wyraźnie była mowa o zabieranie dziecka na koszt organizatora („to nic nie kosztuje, a dziecko korzysta…”). Chyba że nie zrozumiałam autora.
Już kilka razy zabierałam swoje dziecko na wycieczki szkolne, na których byłam opiekunem. Zawsze płaciłam za niego pełną kwotę, a na wyjeździe traktowałam jak innych uczniów. Nie widzę w tym nic złego.
Byłam opiekunem. Proponowano zabrać dziecko. Kierowniczka wycieczki tak zrobiła. Udało mi się wymigać (ale dlaczego, przecież dziecko to tylko „wkład do kotła”, taki fajny wyjazd). Jako wychowawca mam zajmować się dziećmi, które powierzono mojej opiece, a nie głównie skupiać na własnym, młodszym. Kierowniczka na wycieczce prawie w ogóle nieobecna. Głównie zajęta własnym dzieckiem. A ponieważ dziecko należało do kategorii rozbestwionych bachorów, którego małe nóżki często się męczą, a rączki zapominają zabrać rzeczy z miejsca postoju, to część wycieczki została dopasowana do możliwości małego terrorysty. Ponieważ kierowniczka musiała sobie od bachora odpoczywać, podrzucała go innym dzieciakom. Myślcie sobie co chcecie- wychowawca jest odpowiedzialny za powierzone mu dzieci, koniec i kropka, własne niech zabiera w swoim prywatnym czasie i za własne pieniądze. Nie pozwalajcie nauczycielom zabierać swoje dzieci, bo gwarantuję, iż wasze pozostaną oddane przypadkowemu szczęściu (w moim wypadku go zabrakło i w najbardziej kryzysowej sytuacji pozostałam sama, bo przecież kierowniczka nie wyjdzie z pokoju, skoro jej bachorek śpi, a raczyła się zjawić, gdy ją wywołałam i nie można było się od tego wymigać). Nie i jeszcze raz nie.
Zero dzieci (oprócz własnych) na urlopie (wakacjach)
Psychika musi zregenerować się, aby nie zwariować w czasie roku szkolnego
No tak, a później opiekun często zajmuje się swoim dzieckiem zamiast całą resztą. Chyba, ze dziecko w innej grupie pod opieką innego nauczyciela, to co innego.