Egzamin gimnazjalny
Jechałem dzisiaj z Suwałk do Łodzi i po drodze widziałem grupy młodych ludzi elegancko ubranych. Trochę trwało, zanim domyśliłem się, że to gimnazjaliści idący na egzamin. Mają ok. 16 lat, ale w takich strojach wyglądali na absolwentów liceów. Już się wystraszyłem, że zapomniałem o maturze mojej klasy.
Egzamin gimnazjalny to mała matura. Szczególnie test z języka polskiego przypomina maturalny. Najpierw ćwiczenie z czytania ze zrozumieniem, a potem wypracowanie do napisania. Temat dość luźny („Ciekawość – ułatwia czy utrudnia życie? Napisz rozprawkę, w której uzasadnisz swoje stanowisko. Argumenty zilustruj przykładami z literatury” – zob. cały test), ale należy wykazać się wiedzą o literaturze. Podobne wymagania, a od roku 2015 wręcz takie same, stawia się maturzystom: mają przedstawić swoje stanowisko na dany temat, wymyślić argumenty, wykazać się znajomością literatury.
Moim zdaniem, gdyby jednego z tych egzaminów nie było, nic by się nie stało. Po co zdawać dwa razy to samo? Zresztą nic by się nie stało, gdyby nie było jednego typu szkoły. Gimnazjum to przecież małe liceum. A liceum to trochę większe gimnazjum. Po co robić dwa razy to samo byle jak, gdy można zrobić raz a dobrze. Wcale nie stawiam na likwidowanie gimnazjów, może warto zlikwidować licea. W każdym razie funkcjonowanie dwóch typów szkół to przesada.
Coraz więcej gimnazjów specjalizuje się w uczeniu pod testy. Nie dziwię się, takie są oczekiwania uczniów i ich rodziców. Wyniki muszą być wysokie, aby dziecko bez problemu zostało przyjęte do wymarzonego liceum. Niestety, efekt tej nauki jest taki, że wyniki egzaminów świadczą tylko o umiejętności zdawania egzaminów, o niczym więcej. Dlatego na wejściu w liceum nowych uczniów czeka kolejny egzamin, tzw. test kompetencji. Wyniki z obydwu egzaminów będą bardzo różne, np. z egzaminu gimnazjalnego 80 procent, a z testu kompetencji 20 procent. Tu cztery plus, tam jeden z wykrzyknikiem. Co na to młody człowiek? W co ma wierzyć – że jest dobry czy całkiem do niczego?
Komentarze
Jak koledzy z pracy się dowiedzą o nawoływaniu do nieistnienia liceów, będzie niemiło
Skończyłem gimnazjum dwa lata temu, ale idę nowym programem i cóż. Patrząc na sytuację po reformie to zgodzę się, że gimnazjum albo liceum jest niepotrzebne. Dlaczego? Pierwsza klasa historia – XX wiek, który został przesunięty z gimnazjum. Poziom liceum i gimnazjum się różni i nauczyciel zostaje postawiony przed zadaniem nauczenia jednego z najtrudniejszych okresów w ciągu roku, a potem do matury trzeba „ryć” od prehistorii do XX wieku.
boże, co za głupoty. przecież to do liceów dopiero jest właściwa selekcja. spędzić 6 lat wśród takich oszołomów, jacy w większości gimnazjalnych klas przeważają? nie, dzięki. tyle państw ma podobny do nas system; niby warto rozważać różne możliwe ścieżki rozwoju, ale po co o tym na okrągło, jałowo, niezbyt twórczo, niezbyt przemyślanie pisać, jeśli jest tyle ciekawszych [niestety] tematów?
Wydaje mi się, że najrozsądniej było by usunąć gimnazja i przywrócić stary system tzw. „duński” przynajmniej w przypadku gimnazjum. Podstawówka trwała by jak kiedyś bodajżę 9 lat, a następnie zawód albo liceum i szkoła wyższa. Jest wiele powodów dlaczego warto przywrócić ten system. Niestety ale większości uczniów gimnazjum, zwyczajnie odbija. Dlaczego? – Chociażby dlatego, że są w nowym środowisku, dla młodego człowieka, jest to szok. Zasada jaka panuje w gimnazjach jest dość prymitywna – trzeba się wykazać. Jak? – domyślcie się… To niewątpiliwie ma wpływ na podejmowanie przyszłych decyzji przez młodego człowieka – niekoniecznie dobrych. Sam „przeżyłem” gimnazjum i wiem „jak to jest”. Jeśli chodzi o jakiekolwiek konpentecje to wina leży po obu stronach, niektórzy nauczyciele wręcz zabijają w młodym pokoleniu chęć do jakiegokolwiek rozwoju, być może dlatego, że sami dostali etat dzięki odpowiedniej punktacji (tak mam na myśli – młodych nauczycieli) . Można było by na ten temat sporo napisać, temat ważny i nie powinien zostać pominięty, bo przecież kto będzie pracował na moją emeryturę :D?
W ogóle te egzaminy nie mają żadnego sensu biorąc pod uwagę, że niektórzy rzekomo z powodu dyslekcji i dysgrafii piszą dłużej niż pozostali. Panie redaktorze za naszych czasów jak pisało się egzaminy maturalne nikt takich głupot nie stosował. Każdy, kto uważał, że umie po prostu pisał a jak nie to najwyżej przystępował innym razem. W końcu każdy o ile rodzice mają pieniądze i opłacą odpowiedniego lekarza uzyska tego rodzaju lewe papiery. Ciekawe jeszcze jakież to nowe wymówki wymyślą może coś takiego jak dyssiedzenie- pacjent nie jest w stanie usiedzieć przez minutę.
Centralizacja czegokolwiek zawsze daje absurdalne wyniki. Pewna, mala grupa ludzi ma monopol na tresc programu, pytania i wlasciwe odpowiedzi. Prowadzi to nieuchronnie do opisanego zjawiska. Tak sie sklada, ze uczylem nauk przyrodniczych IB i AP. Dokladnie ta sama sytuacja. Jezeli nauczyciel tylko nie uczy jak zdawac egzamin, zaraz leca skargi do pryncypala. Poza tym istnieja dziesiatki firm i publikacji, ktore tylko ucza jak mechanicznie zdac egzamin bez zrozumienia (np Kaplan). To samo odnosi sie do SAT w Stanach Zjednoczonych. Nic dziwnego, ze taka sytuacja zaistniala w Polsce.
„Coraz więcej gimnazjów specjalizuje się w uczeniu pod testy.” A czy w liceach jest inaczej? Jakoś nie zauważyłem, a nawet przyznam, że w liceach jeszcze bardziej niż w gimnazjach uczy się pod testy. To jest dramat.
Gospodarz pisze z perspektywy nauczyciela liceum o dzieciach chcacych sie uczyć w wymarzonych liceach. A przecież tym renomowanym liceum wyrosła konkurencja w postaci techników dających i zawód , i maturę. Te dzieci potrafią obserwować rzeczywistość na rynku pracy. Liceów nie należy likwidować, ale zmniejszyć ich liczbę, ograniczyć w nich ilość klas na korzyść reaktywowania szkół zawodowych z prawdziwego zdarzenia, gdzie przedmiotów zawodowych uczyliby praktycy z przemysłu, a nie osoby dyktujące z pożółkłych notatek. Myślę, że wyniki egzaminu gimnazjalnego to dla wielu mlodych ludzi wielka ściema. Przecież w dobie niżu demograficznego kazdy uczeń jest na wagę złota (belferskiego etatu) i absolwenci gimnazjum o tym wiedzą, oddając, np, szczątkowe wypracowania kończace test. A wyniki testów kompetencji? To huki, które mogą przestraszyć tylko nauczycieli ambitnie układajacych ich treść oraz rodziców. Cieszą natomiast korepetytorów.
Egzaminy poszły mi świetnie, gdyż pobrałem arkusze do egzaminów z tej strony, wszystko się sprawdziło. przeciekiegzamingimnazjalny.blogspot.com/
Właśnie jestem w trakcie pisanie egzaminów gimnazjalnych. Jak duża część społeczeństwa uważam, że gimnazjum to sztuczny, czyt. niepotrzebny. Chyba najlepszym dowodem na to jest pierwszy rok nauki matematyki w nim. Cały pierwszy rok powtarzamy to, czego nauczyliśmy się w podstawówce (zabieg szczególnie potrzebny ze względu na to, że ostatnie pół roku w szkole podstawowej powtarzaliśmy wszystko do testu szóstoklasisty).Nie wiem do końca po co była reforma, która wprowadziła gimnazjum. Może po to by mniej ludzi podpisywało umowy z parabankami – jak ongiś sądziła pani Minister Edukacji Narodowej 🙂 . Jednak ta maszyna jakoś tak się kręci. W podstawówce straszą nas testem szóstoklasisty i gimnazjum, w gimnazjum straszą egzaminem i szkołą średnią, z analogii wynika, że w średnich będą nas straszyć maturą i studiami lub tym, że nie znajdziemy pracy. Wszystko po to by zmotywować nas do nauki, ale jeśli ktoś na jakimś etapie się nie zmobilizował, to już tego nie zrobi. Pomijając fakt, że z programu nauczania są usuwane lub przesuwane do klasy wyższej, co raz większe płaty programu. Przykładem jest twierdzenie Pitagorasa. moja mama miała je w piątej klasie. Ja w drugiej gimnazjum, czyli na stare – ósmej klasie. Myślę, że jednak byłbym w stanie je pojąć już podstawówce… Tak samo z reformą, która mówi o sześciolatkach w szkole. Reforma jeszcze w życie nie weszła, a program do młodszych już dostosowano, czyli poziom obniżono. Reasumując kończmy podstawówkę po nauczeniu się podstaw, niech to zajmie 8 lat, a później uczmy się dalej, już głównie tego co będzie nam w życiu potrzebne. Ludzie renesansu mogliby uczyć się w liceum, rzeczywiście ogólnokształcącym.
Egzaminy były, są i będą i raczej nic na to nie poradzimy, wiedzę trzeba jakoś sprawdzić.
Egzaminy gimnazjalne (przynajmniej humanistyczne) niczego nie sprawdzają. No, może poza tym, kto umie rozwiązywać testy. Od kilku lat obserwuję, że inteligentni, kreatywni ludzie wypadają na egzaminach blado, w przeciwieństwie do tych przeciętnych. Kryteria oceny prac pisemnych są żenujące i przyzwyczajają młodzież, że można pisać byle co i byle jak – za poprawność językową można stracić ok. 5 pkt i to jak człowiek naprawdę narobi mnóstwa błędów. I zawsze wzrusza mnie kryterium „praca częściowo zgodna z tematem”. Czysta fikcja, a nie sprawdzenie umiejętności.
Ja jeszcze uczyłem się starym tokiem nauczania. Żadnego gimnazjum, mniej egzaminów i mniej stresu. I nie uważam że jestem głupszy dlatego że nie byłem w gimnazjum
borys 25 kwietnia o godz. 11:18
„I nie uważam że jestem głupszy”
Tylko rozum udało się Panu Bogu podzielić sprawiedliwie.
************************************
Co oczywiście nie oznacza, że jestem zwolennikiem takiej czy innej formy podziału szkoły na etapy.
Wszyscy gimnazjaliści piszą testy prawie z 10 przedmiotów. Większość nie jest zainteresowana zdobyciem wiedzy, czy dostaniem się do ekskluzywnego liceum. Nie mają wystarczającego potencjału, więc wolą nie wygłupiać się wkuwaniem wiedzy.
Są w gorszej sytuacji niż maturzyści którzy piszą tylko z trzech obowiązkowych przedmiotów a pozostałe mogą sobie wybrać.
Za słabe wyniki odpowiedzą nauczyciele
Byłam członkiem komisji z języka angielskiego w gimnazjum -uczeń z dyslekcją rozwojową -jeden ; trzy panie w komisji .Czas egzaminu wydłużony -uczeń kończy po 20 min (egzamin podstawowy i rozszerzony).Czasami się zastanawiam -czy ilość egzaminów przypadkiem nie jest potrzebna CKE i OKE -sankcjonuje ich działalność.Dla nas nauczycieli -jest to oderwanie od normalnych zajęć i tyle.Efekt wydaje mi się mizerny ,natomiast koszt olbrzymi.