Czy na studia?
Czekamy na informacje od abiturientów, na jakie studia się dostali (albo nie dostali). Od wyniku naborów na uczelnie zależą przecież losy szkół średnich, stąd coroczny niepokój o to, jak poszło. Chociaż według mnie bardziej liczy się człowiek, a nie instytucja. Niech zatem dzieje się z budą cokolwiek, byleby jej uczniowie byli szczęśliwi.
Jeśli chodzi o moje liceum, to zwykle jest lepiej, niż się spodziewamy. To znaczy przez trzy lata nauki wydaje nam się często, że niektórzy nasi uczniowie nie nadają się na jakiekolwiek studia (trafiają się lenie i obiboki). Okazuje się jednak, że ci najsłabsi nieraz zdają maturę na dobrym poziomie, dostają się na oblegane kierunki studiów, natomiast dobrzy uczniowie czasem mają problemy. Jak to się dzieje, że dobre oceny w liceum nie przekładają się na wysoki wynik egzaminu dojrzałości? Jak to się dzieje, że wyniki matury i związane z tym przyjęcie na studia to nadal loteria?
Dzwonią i przybiegają do szkoły uczniowie przeciętni oraz słabsi, aby się pochwalić wynikami. Nieraz są to dość przeciętne wyniki, ale przecież nie mierzyli zbyt wysoko, stąd radość i poczucie sukcesu. Natomiast uczniowie wybitni, tacy, którym po głowie chodziła maksymalna liczba punktów, czują się upokorzeni z powodu uzyskanych np. 70 procent. Wstydzą się przyjść i powiedzieć, że mieli problemy z dostaniem się na wymarzony kierunek. Miało być prawo, ale wyszła administracja lub marketing i zarządzanie, miała być medycyna, ale punktów wystarczyło tylko na biologię. W tłumie szczęśliwych – bo takich mamy większość – nie zauważa się tych, którzy czują się przegrani.
Poczucie klęski ma całkowicie subiektywny charakter. Nieraz wiele zależy od nastawienia rodziców. Bywają tacy, których nigdy nie można zadowolić. Dzieci piątkowe są krytykowane, bo przecież powinny przynosić do domu szóstki. Podobnie nauczyciele – bywają tacy, którzy chcą, aby wszyscy ich uczniowie osiągali 100 procent. Nie pogniewałbym się i ja, gdyby spotkało mnie to szczęście. Jednak zapewniam każdego mojego obecnego i byłego ucznia, że cieszy mnie każdy wynik, który był skutkiem ciężkiej pracy i prawdziwego starania się. Wyszło na 40 procent, to dobrze, a jak wyszło na 80, to też super. Przyjęli na politechnikę – wielkie brawa, nie przyjęli – mówi się trudno i jedzie się dalej. Bez względu na osiągnięte wyniki oraz miejsce studiów, ewentualnie brak tego miejsca, zachęcam wszystkich abiturientów do kontaktu ze mną i innymi nauczycielami naszej szkoły. Przyjdźcie bez względu na rezultaty naboru.
Komentarze
Sądzę, że każdy uczący w szkole maturzystów cieszy się z pozytywnych wyników,które oni osiągnęli.Jednakże dorabiając korepetycjami, corocznie z biciem serca oczekuję rezultatów matur tych, którym prywatnie, odpłatnie pomagam. Serce bije mocno, bo to są przeważnie osoby, których rodzice mają duże ambicje i jeszcze większe oczekiwania kierowane pod adresem polonisty. A dorabiac,niestety, muszę, tak jak większośc żonatych mężczyzn będących nauczycielami.
Ino,
świetnie Pan to ujął – i o konieczności dorabiania przez nauczycieli (szczególnie tych żonatych i mających dzieci), i o oczekiwaniu w napięciu na wyniki osób, którym udzielamy korepetycji. Święta prawda.
Pozdrawiam
DCH
Nie tylko żonaci mający dzieci muszą dorabiać, samotne matki nauczycielki też, pozdrawiam panów.
A mnie się marzy taka szkoła, w której nauczyciel nie będzie musiał dorabiać, a przeciętny uczeń nauczy się tyle, by nie musieć korzystać z korepetycji. I żeby nauczyciel z bijącym sercem oczekiwał na wyniki matur każdego ucznia, którego uczył.
To nie w Polsce, niestety. Mam na myśli dorabianie, bo na wyniki matur czekam zawsze z bijącym sercem.