Wszystkie przedmioty na pół

Wiele przedmiotów jest prowadzonych w grupach (klasa podzielona na pół), ale nie język polski. A przecież jeden z najważniejszych egzaminów dotyczy właśnie polskiego. Wiedza i umiejętności z tego przedmiotu są bardzo ważne i liczą się przy naborze do gimnazjum, liceum, a także na studia. Nie na wszystkie kierunki, ale na liczne (powstała inicjatywa, aby wyniki z polskiego uwzględniać nawet przy naborze na politechnikę, gdyż każdy student musi umieć czytać i pisać). Wszyscy zdają egzamin z języka polskiego, a nauczyć wszystkich w licznej klasie to sztuka nie lada. Zwykle się nie udaje, a przecież byłoby łatwiej w mniejszych grupach, chociażby w klasie podzielonej na połowę.

W grupach prowadzone są obecnie lekcje języków obcych, informatyki, fizyki, chemii, a nawet – de facto – wychowania fizycznego (połowa nie ćwiczy) oraz religii (połowa się zwalnia). Dlaczego język polski – zmora większości uczniów – musi być prowadzony w całej klasie? W ostatnich latach narzucono polonistom tyle nowych zadań (np. mnóstwo religijnych lektur), że musieli zrezygnować z nauki czytania i pisania. W rezultacie wielu absolwentów legitymujących się maturą nie potrafi płynnie czytać (sylabizują nawet niektórzy studenci – jakieś 3-5 procent), co drugi licealista nie potrafi czytać na głos tak, aby rozumieli go słuchacze (błędna artykulacja, niewłaściwa modulacja, drażniący tembr głosu, zbyt cicho lub zbyt głośno, nagminne przekręcanie trudnych wyrazów itd.). Ilu nie rozumie, co przeczytało, to temat rzeka. Ilu nie potrafi napisać poprawnie tego (i nie chodzi tylko o znajomość zasad ortograficznych, ale także o logiczne i gramatyczne ułożenie wyrazów), co chce powiedzieć, to tajemnica poliszynela. Władze oświatowe wiedzą, że jest źle, ale żadnych sensownych zmian nie proponują. Tylko żonglują kolejnymi zestawami lektur. Raz Jan Paweł II, innym razem ksiądz Twardowski.

A czas bić na alarm, gdyż nauka języka polskiego w szkołach jest prowadzona nieskutecznie. Dlatego proponuję dzielić klasy na pół, czyli uczyć języka polskiego w grupach. Albo – co wydaje mi się lepszym rozwiązaniem – podzielić ten przedmiot na dwa, tzn. na „czytanie i pisanie” (w liceum może się nazywać tylko „pisanie”) oraz na „literaturę” czy też „wiedzę o literaturze”. Albo też, jeśli nie chcemy niszczyć tradycji, zostawmy język polski, a wprowadźmy przynajmniej dodatkowy przedmiot, tj. naukę pisania. I niech sztuki pisania uczą różni nauczyciele, niekoniecznie poloniści, ale także np. historycy czy geografowie, bo przecież każdy nauczyciel skończył studia, czyli pisać umie. Chyba że nikt, poza nielicznymi wyjątkami, nie umie czytać i pisać – i niech tak już zostanie. Po co komu zbędna wiedza.