Praca domowa dla rodziców
Przygotowując na nowy rok szkolny zadania dla uczniów, warto pamiętać, że znaczną ich część będą wykonywać rodzice. Dzieci w coraz większym stopniu wysługują się swoimi starymi – zmuszają ich do czytania lektur i opowiadania w skrócie, do rozwiązywania zadań, bo są niezrozumiałe, do wykonywania ćwiczeń, bo są głupie. I rodzice ulegają tej presji.
Rodzic może legitymować się tylko maturą, ale jak zaczął pracować za dziecko już w przedszkolu, to później i rozprawę doktorską mu przygotuje. Pilnowanie potomstwa, aby się uczyło, nie kończy się na zdobyciu przez nie świadectwa maturalnego, ale trwa w okresie studiów. Rodzice potrafią kontrolować dzieci, czy były na wykładach, czy nie opuściły ćwiczeń. Staruszkowie biegają też do bibliotek po fachowe książki, czytają je i objaśniają później swojemu dorosłemu dziecku. Gdyby nie poświęcenie rodzicieli, wielu dzieciom ani nie chciałoby się studiować, ani nie miałyby na to czasu. Imprezy, internet i telefon naprawdę nie zostawiają człowiekowi czasu na naukę.
Nauczyciele, którzy mają już dość odrabiania prac przez rodziców, zaczynają w końcu uczyć metodą „cała nauka w szkole, nic w domu”. W ten sposób jednak tylko sobie szkodzimy. Zatroskany rodzic, jak zobaczy, że nie ma żadnych prac domowych, straci szacunek dla nauczyciela i zacznie podejrzewać, iż nie chce mu się sprawdzać. A tego byśmy przecież nie chcieli. Dlatego lepiej zadawać pracę do domu, wtedy rodzice będą mieli o nauczycielach swojego dziecka bardzo wysokie mniemanie. Proszę, ile w tej szkole zadają – ledwo tata i mama nadążają z odrabianiem.
Komentarze
Ja czegoś takiego nie pamiętam.
Tym bardzie że nikt w rodzinie nie wiedział, co to jest ten sławny klucz do wypracowań. Rozszerzonej chemii czy biologii też w rodzinie nie mieli.
Właśnie dlatego zadaję, ale nie oceniam prac domowych. Poprawiam, ale nie oceniam.
he, he, he, dobry artykuł, jednocześnie tłumaczący dlaczego III RP nie ma szans na sukces.
Pokolenia III RP, czyli do 20+ jest uczepione rozpaczliwie maminego cycka, nie mające żadnych obowiązków.
Rodzice załatwią wszystko, wikt, opierunek, żarcie, korepetycje, odrobią lekcje, A po skończonej edukacji, ustawią przy korytku.
Chłopcy 20+, nie potrafią rozmawiać z dziewczynami, nie mówiąc o podrywaniu, a listonoszy jest za mało by robili im dzieci.
Oni nie maja żadnych szans wygrania z protestanckim Zachodem, a o Azji czy Północnej Ameryce nie wspominając
Ależ pisze Pan tylko o części rodziców, tych „normalnych”, którzy owszem pomogą jeśli dziecko ma trudności wskazując jak to zrobić, podpowiedzą, wytłumaczą trudne zadanie, doradzą ale nie odwalą robotę za ucznia, jest bardzo wielu. Również tych, którzy dopilnują by dziecko przeczytało lekturę (wystarczy zajrzeć do pokoju czy czyta, zadać pytania o treść przeczytaną), ganiących za korzystanie z jakiejś „łatwizny”, piętnujących ściąganie, plagiaty. I ceniących nie śliczną szósteczkę zdobytą oszustwem a uczciwie zdobytą czwórkę czy nawet trójkę.
I niech pan nie opowiada, że nauczyciel nie jest w stanie odróżnić pracy samodzielnej dziecka od twórczości rodziców. I nie ma możliwości przeprowadzić rozmowy z takim rodzicem. Przecież to robili moi nauczyciele i w szkole podstawowej i średniej. Skutecznie likwidując proceder, bo i dziecko i rodzic wiedzieli już, że oszustwo nie popłaca.
Nie zadawanie prac domowych bo jakaś część rodziców uczy swoje dzieci oszustwa i w nim uczestniczy jest, oczywiście, rozwiązaniem bardzo wygodnym.
Ja też nie znoszę sprawdzania prac domowych. Ale to jest część zawodu nauczycielskiego, którego wykonywanie nie jest przymusowe.
@była nauczycielka
1.Kiedyś wystarczał „nos” nauczyciela i to on decydował czy praca jest czy nie jest samodzielna. Dziś trzeba by to udowadniać, a to już nie jest proste.
2.Nauczyciel nie ma szansy w str
aciu z sojuszem
@była nauczycielka
…
2.Nauczyciel obecnie nie ma szans w starciu z sojuszem uczniów, niezbyt mądrych rodziców i zatroskanych o święty spokój urzędasów szkolnej administracji. Może tłumaczyć, ale jeśli nie dociera – walka z wiatrakami to domena niemądrych odmieńców…;-)
Każdy ma swój rozum i niech każdy postępuje wg niego. Uczeń jak nie chce, to nie odrobi pracy domowej. Później jest czas na sprawdzian. A tam jedno z trzech pytań brzmi tak samo jak… praca domowa. Rodzic jak nie przypilnuje, to… to w sumie nic się nie stanie. Przecież ma tyle własnej pracy i obowiązków domowych, że już na dziecko czasu nie ma. Nauczyciel jak zobaczy, że praca domowa nie odrobiona znaczy, że było coś ważniejsze… Niech pozostawi dziecku prawo wyboru: robisz-wiesz lub nie robisz-pocałuj mnie w trąbę na koniec roku 😉 A tak na serio 🙂 Jak nauczyciel zobaczy, że praca domowa odrobiona przez rodzica, to niech jemu wystawi ocenę ale dziecko będzie miało w dzienniku okienko :):):)
Do szkoły się chodzi uczyć. Do domu odpoczywać.
Powinno to dotyczyć zarówno nauczycieli jak i uczniów.
Nauczyciele oszukują, że w domu pracują, uczniowie też.
Gdyby chcieć to zmienić, kto by zaprotestował, nauczyciele czy uczniowie?
Ignorant, masz racje, nasza oswiata caly czas naucza metoda rodem z XIX wieku. Swiat nam odjechal.
„Pilnowanie potomstwa, aby się uczyło, nie kończy się na zdobyciu przez nie świadectwa maturalnego, ale trwa w okresie studiów.”
I dorobiło się swojej nazwy: „helicopter parents”.
„Rodzice potrafią kontrolować dzieci, czy były na wykładach, czy nie opuściły ćwiczeń.”
Tak robią tylko ci, dla których bycie rodzicem nowo upieczonego studenta jest świeżym doświadczeniem. Bycie rodzicem nowo upieczonego studenta po raz czwarty, nawet dla najbardziej upartych nadopiekuńczych rodziców, w tajemniczy sposób uczucia opiekuńcze przenosi z dziecka na własny portfel.
Ale ilu polskich rodziców będzie miało taką szansę? Pytanie retoryczne.
Kiedy wreszcie wprowadzi się płatne studia w Polsce?!
„Staruszkowie biegają też do bibliotek po fachowe książki, czytają je i objaśniają później swojemu dorosłemu dziecku. Gdyby nie poświęcenie rodzicieli, wielu dzieciom ani nie chciałoby się studiować, ani nie miałyby na to czasu.”
Bardzo trafna obserwacja.
Jest też odwrotna strona medalu, gdyż są rodzice, którzy z róznych przyczyn nie interesują się nauką swych pociech. W takich domach, np. panuje kult flachy a nie wiedzy. Są sytuacje trudne, gdy samotna matka boryka się z problemami, często finansowymi i chcąc ulożyć sobie życie, wiąże się z partnerem, ktory nie spełnia jej oczekiwań, a wówczas rolę rodziców przejmują dziadkowie. Jest im trudno, gdyż dzieciaki w wielkich miastach obracają sie w blokowiskach, gdzie uczą się agresji, bo świetlice osiedlowe pozamykano, zamieniając je na działalność handlową.
Chciałbym, aby moi uczniowie zmuszali rodziców do pomocy w nauce. Wówczas wiedziałbym, jak działać. Będąc wychowawcą, odwiedzam domy moich uczniów. Jest to dla mnie spora lekcja pokory i impuls do planowania pracy podczas lekcji. A więc żadnego zadawania prac domowych. I tak większość nie kiwnie palcem. Omawianie lektur: krótkie streszczenie, na tym tle rysowanie komiksów, wreszcie praca w grupach, a wówczas określam dopuszczalny poziom hałasu. Na koniec zgodnie z testomanią test, sprawdzajacy czytanie ze zrozumieniem, który uczniowie traktują jako element wzajemnej rywalizacji. To w gimnazjum. W liceum i klasach technikum trochę inaczej. Żadnych kartkówek. Trzepiemy arkusze. Tak będzie do czasu zmiany formuły matury. Ucząc w zespole szkół grającym w lidze podwórkowej, który przygarnia młodzież także z negatywnym bagażem zyciowym, mam swiadomość, że rodzice nie są wciągani w proceder opisany przez Gospodarza. Natomiast przystępując do udzielania korepetycji, wielokrotnie rodzice uczniów, którym zamierzałem pomóc,mnie o tym powiadamiali, mówiąc: ” Nas już taka sytuacja przerosła”. W takich wypadkach oczekują długiej współpracy ze swoją pociechą, co z przyjemnościa aprobuję.
Ignorancie, że ci się nie nudzi to ciągłe obrażanie i kłamanie.
Skąd ty wiesz,co robią nauczyciele w domu i że nie pracują?
ja pracowałem i to dużo, teraz pracując w korporacji, poza 8 godzinami w pracy nie robię nic związanego z tą pracą (acz inna sprawa, że powinienem, bo nowa branża dla mnie i dokształcić się by trzeba).
na szkolenia też nie jeżdżę jak pracując w szkole w weekendy, po południami czy w czasie urlopu, tylko mam je w godzinach pracy.
A w ogóle gadasz głupoty straszne, jeżeli ktoś chce być dobry w danej dziedzinie, to musi się uczyć i w domu i pracować dużo.
Choćby języka nie nauczy sie nikt w szkole i nie dlatego, że nauczyciele są źli, tylko 2 godziny w tygodniu czy nawet jedna jak w przypadku drugiego języka, to jest nic.Trzeba się uczyć codziennie i mieć codzienny kontakt z językiem.
A zresztą jak coś staje dla kogoś ciekawe, to lubi się tego uczyć i w czasie wolnym, ja np. testy sprawdzałem mnóstwo razy w piątkowe wieczory (w które wiekszość ludzi raczej żadną pracą się nie zajmuje, a ci nierobiący nauczyciele niektórzy a i owszem), bo mnie to kręciło przez czas pewien.
neek, a może konkretnie czy tak sobie lubisz popluć trochę?
Powoli zaczyn się coroczny dramat rodziców, czyli wyprawka do szkoły. Skąd wziąć pieniądze? Jak żyć?
500 zl ksiazki do szkoly to jest kosmmos po prostu! Kiedys bylo tak ze jak ktos mial trojke dzieci to trojka sie na jednym komplecie ksiazek wychowywala a teraz? Kazdy co roku zyczy sobie inne:)
Dlatego trzeba być na tyle inteligentnym rodzicem, żeby nie wykonywać pracy za dziecko, a jedynie służyć pomocą i radą. Jeśli czegoś nie umie to pokazać na przykładzie jak to zrobić i niech dalej robi sam. Aby zachęcić dziecko do nauki należy w poprawny sposób stosować system nie tylko kar ale i nagród, żeby dziecko czuło, że ucząc się, odrabiając lekcję itp. nie traci czasu. Zdecydowanie odpada tu stereotypowe powiedzenie „uczysz się dla siebie, a nie dla mnie!”.