Dla kogo te miliony?

Minister edukacji zapewniła, że liczba zwalnianych nauczycieli już nie wzrośnie. Doszliśmy zatem do dna, czyli 7 tysięcy belfrów rocznie wyrzucanych na bruk. W najbliższych latach nie będzie ani lepiej, ani gorzej. Na pomoc dla zwalnianych nauczyciel MEN ma przeznaczyć 100 milionów zł (zob. info). Jak zwykle, pieniądze pójdą na szkolenia, czyli de facto trafią do firm świadczących usługi edukacyjne.

W szkole nie ma wolnych etatów, ale jest nadzieja w nadziei. Już dzisiaj jedyną szansą na pozyskanie zatrudnienia przy tablicy jest zastąpienie nauczyciela, który poszedł na urlop. Do tej pory były to najczęściej urlopy na poratowanie zdrowia, a rzadko urlopy macierzyńskie i wychowawcze. Nauczycielki jakoś przestały zachodzić, rodzić i wychowywać. Wielka szkoda. Przecież 7 tysięcy porodów rocznie w wykonaniu ciała pedagogicznego, które liczy 600 tys. osób, najczęściej kobiet, to jest naprawdę nic. To da się zrobić, tylko trzeba zachęcić. Może warto te 100 milionów złotych przeznaczyć na ten właśnie cel. Przynajmniej dzieci z tego będą.

Jakby 7 tysięcy nauczycielek rocznie było przy nadziei, to nie byłoby żadnych zwolnień w naszej grupie zawodowej. A zatem, koleżanki, pomóżcie, bo minister edukacji jakoś inaczej ten problem widzi. Co do zachęty, aby chciało się rodzić i wychowywać, to na razie pozostawiam tę kwestię premierowi i jego polityce prorodzinnej. Moim zdaniem, 100 milionów na szkolenia to są pieniądze wyrzucone w błoto.