Wojskowi w szkole

Kończy się obecność emerytowanych wojskowych w szkołach. Stara kadra odchodzi z powodu zaawansowanego wieku, a młodsi byli żołnierze nie są zatrudniani przy tablicy, gdyż wolnych etatów nie ma dla nikogo.

W tym roku odszedł z mojej szkoły ostatni wojskowy – człowiek legenda. Zastąpi go cywilny nauczyciel, jeden z tych, któremu zabrakło godzin własnego przedmiotu, więc uzupełni czymś, co dawniej nazywało się przysposobieniem obronnym, a obecnie wychowaniem dla pokoju czy jakoś tak.

Z wojska na emeryturę odchodzi się dość wcześnie, często przed czterdziestką. Tacy młodzi emeryci pasowali jak ulał do szkół. Radzili sobie też świetnie, nie było dla nich trudnej młodzieży. Facet z wojskową przeszłością był na wagę złota w sfeminizowanym środowisku pedagogicznym. Stanowił żywy dowód, że z każdego ucznia można zrobić porządnego człowieka, a z każdej klasy zgrany zespół. Jak wchodziłem do sali po lekcji wojskowego, to ani jeden papierek nie leżał, a po innych nauczycielach to się wchodziło czasem jak do chlewa.

Pracowałem parę lat temu z emerytowanym wojskowym w szkole w centrum Łodzi, obok hotelu, przy którym przechadzały się prostytutki. O miejsce parkingowe było niezwykle trudno. Pamiętam, że owe dziewczyny pilnowały, aby miejsce dla mojego kolegi było zawsze wolne. Byłem świadkiem, jak jedna z nich wydarła się i dosłownie wyrzuciła człowieka, który chciał zostawić tutaj swój samochód. Powód tej troski był prosty. Zimą dziewczyny przychodziły się ogrzać do szkoły. Nauczyciele, mający dyżur na parterze, wypraszali je. Tylko stary żołnierz tego nie robił, pozwalał usiąść, pogadał. Więc panie go szanowały. No i takich ludzi w szkołach już nie ma.