Szkoły, łączcie się
Rodzice marzą o małej szkole dla swojego dziecka, ale władze chcą rozwijać tylko duże placówki. Wprawdzie małe są bezpieczniejsze, ale duże tańsze, więc dyskusji nie ma. Małe pójdą pod nóż, chyba że połączą się z innymi i staną się wielkie.
Władze Łodzi wprowadziły zasadę, że na przetrwanie mają szanse tylko te licea, które są w stanie otworzyć co najmniej cztery klasy w poziomie. Taki wymóg to strzał w plecy. Przypomnę, że wcześniej wiceprezydent Łodzi Krzysztof Piątkowski wymusił na każdej szkole zmniejszenie liczby klas. Teraz okazuje się, że dla niejednej placówki to może być koniec pieśni (zob. materiał). Przypomnę też, że ponad rok temu mój dyrektor podał się do dymisji, gdy Piątkowski zabronił nam otwierać siedem klas (chętnych mamy bez liku), a zgodził się najpierw na pięć, a po naszym proteście na sześć (zob. info).
Teraz władze miasta zmieniły front. Argumentują, że duże szkoły są lepsze dla uczniów. A wszystko przez nową reformę, która jednakowe nauczanie dla wszystkich wyznacza tylko w pierwszej klasie liceum. Potem uczniowie muszą wybierać. Aby jednak szkoła oferowała wszystkie możliwe profile, muszą być co najmniej cztery klasy w poziomie. Dlatego władza zapala zielone światło wyłącznie dla szkół-molochów, a małe zamierza uśmiercić.
To nie pierwsza reforma, która miała służyć uczniom, a w rzeczywistości okazuje się działać na ich szkodę. Pierwszym fatalnym skutkiem jest skazanie na likwidację małych szkół. Jakie jeszcze straty przyniesie reforma, na pewno niedługo się przekonamy.
Komentarze
Gospodarzu, dlaczego Pana dziwi fakt, że w „reformach” systemu oświaty chodzi tylko i wyłącznie o pieniądze? Zresztą we wszystkich „reformach” jaśnie panującego rządu (mało ważne z jakiej partii się wywodzącego) chodzi tylko o to jak sprytnie komuś zabrać i zwalić winę na jeszcze kogoś innego (tu można śmiało wstawić jakąkolwiek grupę obywateli od profesorów wyższych uczelni po bezdomnych).
Piątkowski to ten sam facet co od płatnych reklamówek w sklepach? Jeśli tak to współczuję.
A dlaczego likwidacja małych szkół jest zła, jak uczniowie na tym tracą?
I niedługo się przekonamy jakie straty przyniesie reforma. Oczywiście uczniom. Bo że przyniesie, to wiadomo. Reformy są po to żeby przynosiły straty, jak to reformy. Żeby nie było strat, trzeba nic nie zmieniać poza wysokością pensji. A gospodarz w dużej robi, jeszcze większej się domagał, i utrzymania małych jednocześnie, przy niżu. Widzi Pan śmieszność tego co Pan pisze?
Ciekawe, jak to jest.
Przeczytałem wpis i linki.
Zadziwiające rzeczy się okazują w umyśle Gospodarza.
Małe licea są z pożytkiem dla uczniów, ale są małe, bo nie ma do nich kandydatów.
Społeczeństwo głupie, nie chce sobie dobrze zrobić, tylko wali w molochy.
W liceum Gospodarza kandydatów jest „bez liku”
Gospodarz uważa, że pracuje w „szkole-molochu, co okazuje się że /taki moloch/ szkodzi uczniom”.
Magistrat tym czasem twierdzi NIE że klas ma być przynajmniej 4, tylko KANDYDATÓW na 4 klasy.
Czyli magistrat mówi belfrom – macie uczniów, macie poparcie.
To jest oczywiście działanie na szkodę uczniów, bo tam, gdzie uczniowie nie poszli, nie będą mogli się uczyć.
A nie będą mogli, bo mało kandydatów uniemożliwia ustawowe profilowanie klas. Dlatego nie poszli.
Ale – przecież w tych małych szkołach zostaną belfrzy.
Będą strzec dobra dzieci, które nie chciały skorzystać z ich oferty, ale oni i tak będą strzec.
Zwolnić ich nie można.
Nie szkodzi, belfrom, w przeciwieństwie do Ministerstwa i Magistratu oraz Reform, W OGÓLE NIE CHODZI O PIENIĄDZE.
Pracują ponad siły – bez pieniędzy.
Oraz bez uczniów, bo to dobre te małe licea bez uczniów są.
Tylko społeczeństwo głupie, chodzi tam gdzie chce i całe szczęście, że od tych samowolnych migracji, żadnemu belfrowi przymusowa danina z podatków nie zostanie odebrana.
Byłoby to ze szkodą dla dzieci, ponieważ belfrzy pozbawieni pensji, mogliby swe umiłowanie dzieci i pracy belferskiej świadczyć także w szkołach – molochach, z czystej miłości do świata.
Jak Gospodarz Chętkowski, co tak społecznie i troskliwie i za darmo społeczeństwu to wszystko tłumaczy…
🙂
Tworzenie molochów mi nie przeszkadza, chyba, że w wyniku takich działań dzieciaki rozpoczynają naukę po 12.00 lub jeszcze później.
Irytuje mnie natomiast fakt, że z uporem maniaka tworzone są klasy wieloosobowe. Tutaj faktycznie wygrywają szkoły prywatne, gdzie klasy rzadko przekraczają 15 osób. Niestety, oprócz małych klas nie mają wiele do zaoferowania. Myślałem nad wysłaniem córki do takiej szkoły, ale w okolicy nie znalazłem prywatnej szkoły cieszącej się dobrą opinią (a nie jestem aż tak zdesperowany, żeby dowozić ją do w miarę dobrej, ale oddalonej o 60 km).
Parkerze,
„A dlaczego likwidacja małych szkół jest zła, jak uczniowie na tym tracą?”
bo w dużych szkołach jest mniej bezpiecznie, bardziej anonimowo, nauczyciel i dyrekcja nie znają swoich uczniów, trudniej ułożyć plan lekcji (lekcje do późnego popołudnia, dwuzmianowość itd), poza wielkimi miastami, gdy likwidujemy male szkoły, to do dużych trzeba dojechać, nieraz daleko.
W wielkiej szkole trudniej o wytworzenie wspólnoty, uczniowie też nie znają się wzajemnie.
Trudno o wytworzenie małej wspólnoty, to co piszesz to nie są argumenty za małą szkoła, tylko z odległością do szkoły między innymi, nie dam się wciągnąć w takie kuglarstwo intelektualne.
Małe lepsze a duże jeszcze lepsze jak mawia gospodarz tego blogu.
To co panowie wypisujecie się zwyczajnie kupy nie trzyma i jest niezgadzaniem się z samym sobą, ale niezgodę widać, że z samym sobą próbujecie nie zauważać, absurdalność takiego myślenia pokazał Gekko parę wpisów wyżej.
W małych szkołach jest bezpiecznie, co za slogan, a w dużych niebezpiecznie, bo bezpieczeństwo od wielkości zależy:)))))
Co to znaczy duża szkoła licealna? Policzmy. Minimum 4 klasy w poziomie i około 35 dusz w klasie. Daje to rachunek taki:140 X 3, więc 420 organizmów uczniowskich w placówce jednej reformowanej.
Dramatycznie dużo to nie jest – nawet jak na liceum. Szkoła Gospodarza (6 X 35 X 3 = 630) też mieści się moim zdaniem w rozsądnej normie. Z wyjątkiem oczywiście liczby 35, bo to jednak jest wariactwo tłumaczone ekonomią oszczędnościową za wszelką cenę.
Grupa efektywna dydaktycznie, tak mówił kiedyś profesor Niemierko, liczyć powinna około 25 osób. Grupy mniej liczne wbrew pozorom przestają „produkować wartość dodaną dydaktyczną” szczególnie efektywnie, no i wychowawczo wcale nie są tak bardzo do przodu. Grupy większe to już w sensie dydaktycznym – kupy swawolne, nie klasy, nawet gdy składają się z umysłów bystrych i zmotywowanych.
Wariactwo zaczyna się wtedy, gdy moloch szkolny zbliża się do tysiąca. Subiektywne poczucie ciasnoty, anonimowość, wielozmianowość (Grześ ma rację) tworzą różne patologie psychologiczne i społeczne.
Zapomniałem dodać: nigdy nie uczyłem w klasie mniejszej niż 32 – 35 osób. Trochę więc teoretyzuję z tymi kupami, bo i z nimi można pracować w miarę efektywnie. Kosztem jednak mniejszego rozwoju indywidualnych potencjałów adolescentów.
„Grupa efektywna dydaktycznie, tak mówił kiedyś profesor Niemierko, liczyć powinna około 25 osób. Grupy mniej liczne wbrew pozorom przestają ?produkować wartość dodaną dydaktyczną? ”
Czemu, wobec powyższego, szkoły prywatne, a w szczególności językowe nie tworzą grup większych niż 15 osób? Czy nie staja się przez to mniej produktywne?
Nigdy nie pracowałem z grupę większą niż 17 osób i nie wyobrażam sobie efektywnej pracy z grupę większą niż 20 osób.
@parker
Nie wiem dlaczego czepiłeś się Grzesia. Ma rację. Małe szkoły są bezpieczniejsze, trudniej przeniknąć do nich dilerom, kradzieże zdarzają się bardzo rzadko, nie ma anonimowości, są w bliskiej odległości od domu rodzinnego ucznia, nie istnieją wagary, nauczyciele dobrze znają sytuację domową wychowanka, … . Można dużo wymieniać.
Skąd wiem? Uczyłem i małej szkółce i w dużych molochach. Nawet nie ma porównania. Dziwię się osobom, które tego nie widzą.
Niedawno rozmawiałem z dyrektorką szkoły, do której moje dziecko uczęszczało. Kobieta pamiętała wszystkich absolwentów. Nie wyobrażam sobie, aby z dyrekcją molocha zwykły, szary rodzic mógł porozmawiać o swoim pociechach.
Tak stary, a jeszcze mniejsze jeszcze lepsze, im mniejsze tym lepsze można powiedzieć. W takiej malutkiej, to trudno przeniknąć nawet zarazkom grypy więc są korzyści epidemiologiczne, chcesz, mogę ci takich bzdurnych argumentów nawymyślać. Nie opłacają się małe szkoły, jak można ten sam efekt osiągnąć taniej, należy wybrać tańsze rozwiązanie. A nauczyciele, w sprawie czy my którzy utrzymujemy szkołę, mamy wydawać więcej na małe szkoły, czy mniej na duże, to ci powiem, nie wasz zakichany interes, nie wy płacicie.
Macie robić w jakiej każą.
No nie, poziom dyskusji już doszedł do dokładania jabłka na szalkę wagi, bo „przedsiebiorcy” w zieleniaku „tego mniejszego” odważnika zabrakło.
Dopasowując się poziomem – czy poziom skretynienia obejmuje niewiedzę jak używać googla? Pomijam już magiczną zdolność czytania w obcych i strasznych językach ludów zamieszkujących dalekie krainy.
Nałóżta no matka więcy ty skwarków, bo tak samy kartofle jiść do ty kanki mleka to nudzi sie.
Parkerze,
sorry, ale niestety małe masz pojęcie o rzeczywistości szkolnej i w dodatku nie chcesz się uczyć ani dowiadywać.
Nie akceptujesz nawet cienia takiej możliwości, że się możesz mylić.
więc nie będę kontynuował tej dyskusji.
P.s. W edukacji nie chodzi o proste: nieopłacalność-nieopłacalność.
Poza tym ty jako miłośnik prywatyzacji szkól nie widzisz faktu, że zazwyczaj nie ma ogromnych prywatnych szkół i w prywatnych szkołach nie ma licznych klas.
Czy wszystko trzeba przeliczać na pieniądze, parker? Czy pieniądz wyżarł ci już mózg razem z kręgosłupem? Tym moralnym?
@parker
Pisałem, że małe szkoły są lepsze dla ucznia. Nie pisałem, że są opłacalne, bo nie są.
Jak chcesz, aby dziecko uczyło się w godnych warunkach – płać szkołom niepublicznym.
Państwu nie opłaca się łożyć na dzieci, to może Tobie na prywatne będzie się opłacało.
Ad vocem:
1/ Popieram spostrzeżenie, że efektywność nauczania jest funkcją ilości uczniów w klasie. Ale nie tylko – w tym równaniu jest druga zmienna, czyli umiejętności metodyczne nauczyciela; jest też mianownik – rodzaj i sposób mierzenia wyniku edukacji w grupie czyli efektywności.
Metodyka musi być dopasowana do liczebności grupy – są więc efektywne lekcje w proporcji 1:1 oraz… 1:100 i więcej.
2/ Wielkość szkoły (jako liczba uczniów) tak się ma do komfortu, bezpieczeństwa, różnorodności oferty czy efektów nauczania jak wysokie jest zaangażowanie, sprawność organizacyjna i zawodowa kadry ją prowadzącej.
Czyli – np. większe (obiektywnie czy rzekomo) bezpieczeństwo w szkole małej, jest tylko pochodną wygodnictwa i niekompetencji kadry, która nie potrafiłaby tego zrealizować w szkole większej.
I odwrotnie, niekompetentna kadra „molocha” marzy tylko o życiu na cudzy koszt bez obowiązków i klientów – im ich mniej tym lepiej.
Jak słusznie przyszpilili ten absurd lansowanych tu stereotypów mitologii rzemieślniczej sprzed wieku Szczepan i parker, określenie granicy ilościowej „bezpieczeństwa i efektywności” bez uwzględnienia pozostałych zmiennych, jest idiotyczne i prowadzi do samoośmieszenia zawodowego.
Naprawdę nie uczą tego rudymentu belfrów w ichnich szkołach zawodowych?
Hihi 🙂
Zaprezentuję inne spojrzenie na podstawie rozmów toczonych w belferskim kręgu. W Poznaniu przeszło tornado. Wodzowie samorzadowi zlikwidowali kilkanascie szkół, zastosowano również wygaszanie (piękny eufemizm), jest i łączenie placówek. Jaka jest pozycja belfrów w tych zawirowaniach? Zła. Wielu dyplomowanych, mianowanych straciło robotę bez widoków na pracę w zawodzie. Doklejanie szkół nie zapewni wszystkim pełnych etatów. Nie wszyscy uczniowie, w przeciwieństwie do nauczycieli wyrazają chęć przejścia do nowej szkoły. Dyrektor szkoły doklejonej zostaje wicedyrektorem w tej nowej. Dyrektorzy się przecież znają. Grono ze szkoły przejmujacej likwidowaną placówkę patrzy bykiem na nowych kolegów, gdyż boi się, iż przez nich stracą nadgodziny, co jest realne. Mogą mieć także okrojone etaty. Również łączenie oznacza redukcję pracowników obsługi i administracji szkoły doklejanej.
@stary, ale państwo i tak łoży na każde dziecko w szkole prywatnej, taka szkoła ciągnie i od państwa i od rodziców
stary 20 sierpnia o godz. 18:26
„Pisałem, że małe szkoły są lepsze dla ucznia. Nie pisałem, że są opłacalne, bo nie są.”
Stary, proszę nie dołączaj do dyskusji przekupek w maglu.
Te wszystkie „opłacalności” to jest przedszkole ekonomii. Bardzo rzadko cokolwiek w przyrodzie jest liniowe. W dużym, gęsto zaludnionym mieście z dobrze rozwinietą komunikacja publiczną inna szkoła będzie „opłacalna” niż na wsi, sto wiorst od najbliższej obory.
W mieście koszta działania szkoły zwiazane z dowiezieniem uczniów są inne niż na wsi, gdzie diabeł mówi dobranoc.
„Duża szkoła” co innego znaczy w USA, w Warszawie i Wólce Małej.
Inaczej wielkość szkoły będzie wpływała na jakość nauki w młodszych a inaczej w starszych klasach. To samo sie tyczy liczności klas. Tak samo płci uczniów. Dziwczyny usiedzą w ławkach w tradycyjnej szkole o wiele lepeij niż chłopaki. Codziennie wyniki szkole dziewcząt na całym świecie sa tego dowodem. Tradycyjna szkoła, o ile jakoś „globalnie zawodzi” to przede wszystkim chłopców. Czyli basen, sala gimanastyczna, stadion, boisko, inaczej się to organizuje jak sie ma więcej miejsca niż pieniedzy a inaczej w przeciwnym wypadku. Inaczej jak m^2 terenu to miliony a inaczej jak jest praktycznie free.
Koszta szkolne nie zależą liniowo ani od liczby uczniów, ani nauczycieli, ani od wielkości budynku szkolnego, od ilości klas, itd. To jest ekonomiczne przedszkole, w zasadach takie samo jak dla przedsiębiorstw. Dawno temu opracowano teorię i zweryfikowano ja w praktyce co do „efektu skali”.
W tej dziedzinie nie można przeprowadzić eksperymentu naukowego (DOE) a więc korzysta się z wyników tego, co jest. I jestem pewien, że optymalna ze względu na efekty nauczania, koszta nauczania, bezpieczeństwo, itd. szkoła czy klasa będzie nieco inna w innym rejonie kraju czy mieście. Przestrzeń wyników będzie wielowymiarowa i poszukiwanie optymalnego „plateau” (dla 3 wymiarów można mysleć o nim jako o dolinie położonej pomiędzy górami) jest przedszkolem optymalizacji. MEN i cała masa innych urzędów i pracujących w nich urzędasów podobno gromadzą jakieś tyryliony informacji. Czy zatem ktoś, kto ma władzę i decyduje o zamykaniu czy nie zamykaniu szkół jest na tyle wykształcony=kompetentny aby móc/chcieć skorzystać z istniejącej wiedzy? Co te urzędasy robią po kuratoriach czy ministerstwach? Po przeróżnych włądzach miejskich/gminnych? Co robia naukowcy od badania edukacji?
Gdzie są proste wskazówki, np. takie; w Łodzi optymalną wielkością dla liceum będą klasy o 25+/- 3 uczniów, w szkole o 500 +/- 100 uczniów, nauczanych przez 23 +/- 3 nauczycieli zbierające uczniów z obszaru 1 km^2, natomiast gimnazjum …….. zaleca się aby klasy 0-3 miały X chłopców i Y dziewcząt, gdzie X+Y+Z, klasy 4-6 tyle a tyle a klasy 7-12 tyle a tyle. Szkoła na tym poziomie (wieku uczniów) powinna mieć tyle a tyle klas, pracowni, pryszniców, sal gimnastcznych, szatni, etc.
Czy w Polsce mieszkaja sami idioci? Budujecie sobie ludzie stadiony-piramidy, fundujecie eura, a nowej szkoły nie potraficie wybudować?
Komuna budowała tysiąclatki a wolna Polska buduje piramidy? I szkoły zamyka na podstawie widzimisię jakiegoś urzędasa-ignoranta?
Pozbawionego podstawowj wiedzy, chociażby takiej jak w najbliższych 10 – 20 latach będzie się zmieniała liczba dzieci w poszczególnych typach szkół. Bo każdy, kto rocznik statystyczny otworzył wie, że gadanie o zmniejszającej sie liczbie uczniów W KAŻDEJ SZKOLE (przedszkole, gimnazjum, średnia, studia) JEST BZDURĄ. Ewentualnie tak się stanie, ale w międzyczasie są szkoły, w których dzieci BĘDZIE PRZYBYWAĆ.
Jedna wielka amatorszczyzna albo zła wola. Setki tysięcy dodanych etatów dla urzędasów ukradną pieniądze na kształcenie dzieci. Dzika kraj, oj dzika.
Bo oczywiście w klasach ma być ponad 30 uczniów. Mniejsze klasy są nie do pojęcia dla samorządów.
@ dada
20 sierpnia o godz. 21:22
– – –
A co to znaczy „państwo łoży”?
Z jakiego łoża to państwo ma to, co „łoży”????
A może to podatnik-obywatel „łoży” na państwo, samorząd oraz na edukację (podręczniki wskazywane przez państwo np.) i szkołę państwową (różne wycieczki, zajęcia dodatkowe, wyposażenie no i komitety oraz niezbędne przy takim poziomie szkół korki) , czyli łoży wiele razy – tyle, ile jest przez taki system państwowy ł o j o n y ?
Czy to tylko dadaizm czy zwykła głupota pozbawiona jakiejkolwiek wiedzy o świecie, oby nie na belferskim akurat etacie zatrudniona?
Czy od belfrów, poza dadaniem co popadnie jak za ciemnej komuny, wymaga się jakiejś inteligencji społecznej i ekonomicznej, jeśli już nie wiedzy?
@ Ino
20 sierpnia o godz. 20:56
– – –
To jak to jest w Twojej relacji:
trwa walka belfrów o dobro dzieci przeciw okrutnemu społeczeństwu reprezentowanemu przez demokratyczne władze (jak w Łodzi a la Gospodarz) ?
Czy też trwa walka o belferskie posadki, sitwy, kasę publiczną w belferskiej kieszeni?
Bo o uczniach piszesz tylko, w jednym zdaniu na kilkanaście doniesień z frontu walki, że mają dzięki temu wybór (ale Gospodarz /i magistrat/ donosi, że wybierają nowe „molochy” chcąc skorzystać z profilowania).
Bo, Ino, piszesz ze zgrozą o zaburzeniach dolce far niente belferstwa, a nie o dzieciach, słonko.
Gospodarz ma chyba więcej wyczucia pijaru związkowego 🙂
Z niekłamanymi uszanowaniami pozdrawiam, ale i z niesmakiem za tę dezawuacyjną niespójnosć zeznań belferskich… 🙂
@ manjaa
20 sierpnia o godz. 21:34
– – –
Ja bym się założył (na podstawie faktów), że każdy samorząd z rozkoszą uczyni każdą szkołę z klasami po 15 dzieci, jeśli pozbędzie się garbu wynagrodzeń 15 niezwalnialnych a przypadających na klasę belfrów, dla których dzieci nie ma.
Oczywiście przy wyższej kompetencji pozostawionych na standardowym, pełnym, nie odchudzonym kartą etacie i mniejszej liczbie szkolnych budynków i administracji do wykarmienia.
Więc przyjmuję zakłady, a belfrzy mogą to sami sprawdzić.
Załóżcie i zorganizujcie własną, fachową i ekonomiczną szkołę i zaoferujcie samorządom jej finansowanie jako publicznej.
Nic prostszego.
@gekko A co to znaczy ?państwo łoży??
http://sjp.pwn.pl/slownik/2480091/lozyc
Komentować reszty twojego żałośnie marnego wpisu nie zamierzam.
stary
20 sierpnia o godz. 18:26
Ja to się zajmuje handlem winem. Nie sztuką jest kupić tanie wino, nie sztuką jest kupić drogie, sztuką jest kupić wino dobre w relacji jakości do ceny. Trzeba się znać, albo komuś zaufać i to już jest droga do poznania, można się nauczyć a do szkoły nie chodzić, dziwne. Nie sztuka jest zorganizować lekcje 1:1 i nie sztuka jest zrobić wykłady na 1000 słuchaczy, nie Ty płacisz, to się nie wypowiadaj, jesteś nie na miejscu.
Kilka edukacyjnych oświat belferskich.
O tym, dlaczego pieniądze nie rosną na drzewach i nie spadają same do gąbki, ale leżą na ulicy dla tych, którym się chce chcieć.
Może się komuś przyda ku rozwojowi.
–
W tym roku płace nauczycieli pochłoną 80% dotacji oświatowej. Dla dzieci (i utrzymanie substancji szkół) zostaje na edukację to, co miasta i gminy dołożą, i to t a k ż e idzie z pieniędzy podatników.
Budżet na oświatę i edukację służy de facto utrzymywaniu etatów belferskich, bez jakiejkolwiek weryfikacji i konsekwencji rezultatu ich pracy, na skutek karcianego szulerstwa.
W jednym mieście wyglądało to tak:
Budżet całkowity = 100% (dotacje państwa i miasto)
Płace = 65% Nauczyciele = 75% (65% personelu)
Administracja = 25% (35% personelu)
Budżet na szkoły niepubliczne = 5% (pięć!) ze 100%
Uczniów na etat nauczyciela = 10 (dziesięciu!)
W tych warunkach, przeciętny (!) nauczyciel wynagradzany przez 12 miesięcy za pracę z TYLKO z 10 uczniami otrzymałby (brutto) 3 400 PLN (283 mies.).
Gdyby zredukował lub przejął obowiązki i płace administracyjne, zarobiłby 4 532 PLN/378 mies. (za 12 ms, rocznie więc ma do wydania ok 950 PLN na tę administrację 10 uczniów).
Inne koszty, niż płace, pominąłem, ale one także są finansowane z budżetu i mogą być przedmiotem oszczędności i to jakich!
Oczywiście liczba nauczycieli i szkół pozostaje jak w założeniach, czyli jak obecnie. A tak być bynajmniej nie musi, kolejne pole oszczędności.
Nie wiem, jaką krotność 10 uczniów może „przerobić” rocznie nauczyciel, ale z pewnością jest to więcej niż jedna klasa 10 osobowa.
Jeśli tę pracę wykonywałoby mniej nauczycieli, oczywiście otrzymują krotność w/w kwoty za 10 uczniów.
Proszę sobie policzyć, czy nadal wolicie Państwo doić na leżąco nędzne resztki podatniczej kasy jakie system zrzuca Wam w swej łaskawości…
…Czy zorganizować się i przejąć taki budżet na własny rachunek, pracując w małych klasach i w mniejszym, ale szczęśliwszym i bardziej kompetentnym (co konieczne) gronie.
Proszę pamiętać, że wyliczenia dotyczą sytuacji, gdy na 10 uczniów w szkole przypada 1 etat nauczycielski. Taka proporcja jest nie do utrzymania i pewnie w żadnej szkole jej nie widzicie.
Ale w systemie i liście płac te etaty – są.
Wystarczy to zmienić i kwoty wynagrodzeń rosną.
Obecnie też rosną (7% i 4% co rok), ale są tylko pustym kosztem dłużnym, bez szans na wpływ na jakość pracy, oraz Wasze i podmiotów edukacji zadowolenie.
Będzie tylko gorzej bez zmiany tego rachunku.
I proszę zauważyć, że w szkole niepublicznej, musielibyście mocno zabiegać, o te pozostałe do przyznawanych żałosnych 5% budżetu państwowego (czyli podatniczego) środki – od rodziców, aby w ogóle warunki funkcjonowania szkół publicznych i prywatnych były porównywalne…hihi 🙂
Ja bym wolał rewolucję w uspołecznieniu przez belfrów szkół publicznych.
Prywatne dadzą sobie radę. Wy inaczej – nie.
Pozdrawiam.
@ dada. 20 sierpnia o godz. 22:46
– – –
Nic dziwnego, że nie potrafisz pojąć nawet sensu copypaste a co dopiero znaczenia pojęć opisywnych słowami.
Jak słusznie wyznałeś, „nie wyobrażasz sobie” rzeczy zawodowo podstawowych, to i łoże myli ci się z tym, kto na Ciebie łoży 🙂
Kabaret…hihi 🙂
@ parker
20 sierpnia o godz. 22:48
– – –
Ależ parkerze, można skończyć szkołę …enologiczną!
Jak to pomaga w sprzedaży i dystrybucji!
Twój coming-out sprawia, że wałkowana tu na okrągło wszechobecna „wina parkera” nabiera wyjątkowego bukietu…hihi.
BTW co byś polecił na upojenie młodej belferki (oczywiście w zestawie są okulary, koński ogon etc.)
RSVP asap!
😉
Ciekawe to wszystko.
Zmiennych obliczalnych, jak słusznie piszecie Państwo, jest co najmniej kilka. Szkoła jako miejsce tworzenia określonego potencjału społecznego, kulturowego, naukowego i zawodowego inaczej jest definiowana (i liczona) niż szkoła traktowana jako biznes lub wydatek duży a uciążliwy dla gminy, miasta itd.
Mam wrażenie, iż – przy wielu oficjalnie artykułowanych szlachetnych intencjach politycznych szych i szyszek różnych – liczy się kaska i bilans. Stąd pewnie inne zmienne policzalne traktowane są jako zestaw doraźnych argumentów, które zasłaniają prawdziwe intencje i ustalenia. Służą za to do prania po łbiech inaczej myślących w temacie.
W Polsce nie mieszkają sami idioci. Jest nas jednak wielu – niestety.
Poza tym nasza dyskusja potyka się jeszcze o sprawę drobną, acz uciążliwą. Ta szkoła, ze znanym nam modelem prowadzenia zajęć, uczenia, egzaminowania staje się bardzo mało efektywna. Przestarzała.
„Czemu o tym nie chcecie pisać Panowie (i Panie)”?
@parker,
jestem rodzicem, stary pewnie też więc jak najbardziej jesteśmy na miejscu, bo z obu stron „barykady”. Również płacimy, a ty nie masz prawa najmniejszego odmawiać nam prawa do własnego zdania i do swobody naszej wypowiedzi. Nawet gdybyś był naszym pracodawca takiego prawa byś nie miał!
„nie Ty płacisz, to się nie wypowiadaj, jesteś nie na miejscu.”
Jak tu nie pluć na Polskę jako na kraj, gdzie tacy pracodawcy jeszcze w mule przetrwali?
Ale co dię dziwić, dzika kraj.
Google szuka, po polsku, tłumaczenia „Out of the crisis”.
Nie ma. Można sobie sprowadzić – za 140 zł. Coś, co w każdym wiekszym antykjwariacie leży za 5$ a na internecie mozna to kupić za 20 centów plus przesyłka.
Polacy mundrzejsi, uni nie muszom siem dowiadywać. Jeim intuicja sklepikarza podpowie co i jak. Tu masz forsę – i ciesz się bo jutro mogie nie zapłacić – i spadaj uczyć bo jak nie to zatrudnię tańszego. Na chodniku za wystawą czeka setka – widzisz? A w ogóle to jesteś skurwysyn i łajadak – a jak ci siem moja zmotywacja nie podoba – to gap się na mój sklepik zza szyby.
To co sie dziwić, że takie zamordystyczne metody są propagowane?
Facet, który Japonię po II wojnie światowej na nogi postawił i to tak, że amerykańskiego przemysłu samochodowego omal nie zadusiła jako rezultat jego metod – tłumaczy w książkach napisanych PROSTYM JĘZYKIEM I BEZ WZORÓW, że jak inżynier chce poprawić jakiś proces to ma się SŁUCHAĆ ROBOLA, BO ROBOL LEPIEJ OD NIEGO WIE, JAK MASZYNA DZIAŁA. Że ma zostawić robola w spokoju ZANIM NIE SPRAWDZI, GDZIE JEST PRZYCZYNA NIESTABILNOŚCI SYSTEMU. STASTYSTYCZNIE. Że za ogromną część problemów, jeżeli nie za wszystkie ODPOWIADA NIE ROBOL ALE ZARZĄD. I to kierownika trzeba zmieniać, bo on ustanawia robolowi reguły gry. A nie robola, bo on tylko się dopasowuje do reguł.
Facet, którego imieniem Japonia nazwała swoją najwyższą nagrodę za dobrą jakość która jest wręczana tam przez cesarza w postaci medalu z jego podobizną. Facet, który odmawiał współpracy z proszącym go o pomoc GM wtedy, gdy GM było najwiekszym na świecie producentem samochodów a za GM nie było nikogo stąd do horyzontu. Dlatego, że prezydent GM chciał na spotkanie wysłać kogoś w swoim imieniu, chciał oddelegować sprawy jakości. Taki facet napisał mase książek, łopatologicznie wyjasniając co i jak. Ale w Bolandzie nie przetłumaczyli. Uni mundrzejsi.
Uni wyznaczajom zasady. Pouczajom złych nauczycieli, że „nie ich zakichany interes, nie wy płacicie. Macie robić w jakiej każą.”
Oj, pokarało PolskIE, pokarało.
Gekko, moja relacja dotyczyła tylko i wyłącznie spraw kadrowych, które są w kręgu zainteresowania pracowników szkół, tracących robotę. Takich sytuacji będzie coraz więcej. Natomiast o dzieciach rozsądnie napisali komunikatywnym językiem inni blogowicze. I jeszcze jedno: niepotrzebnie użyłeś czułego epitetetu pod moim adresem, co podkreśliło wybitnie Twoją kokieterię ukrytą za barokową stylistyką.
Skoro Gekko ma mieć rację, to dlaczego w mojej szkole nie zrobią tak, jak mówi? To zespół szkół, ponad 1000 uczniów. Nauczycieli jest tylu, ilu potrzeba wg programu nauczania i siatki godzin. Zwalnianych jest kilku co roku z powodów demograficznych. Jak zmniejszyć liczbę nauczycieli wg Gekko? W klasach jest od 27 do 35 uczniów. Czy chodzi o to, by zlikwidować podział na grupy np językowe? Na w-fie? Na informatyce? Wszędzie ma iść cała klasa, to będzie mniej nauczycieli? Nie rozumiem, w jaki sposób ma uczyć u nas mniej nauczycieli?
Szkoly nalezy zlikwidowac. Wszystkie.
@ W czym problem
Ja starałam sobie wytłumaczyć to o czym piszesz. Nie wiem czy to będzie bardzo odkrywcze, ale doszłam do wniosku, że brakuje nam elit, które by mądrze urządziły naszy kraj nie patrząc tylko na własną korzyść. Nie mamy takich elit, ponieważ straciliśmy całą masę mądrych ludzi podczas wojen, represji komunistycznych, część emigrowała. A z pustego i Salomon… Obawiam się, że tej luki pokoleniowej tak szybko nie nadrobimy. A jeszcze kto trochę mądrzejszy to wyjeżdża za granicę, do USA na przykład.
@ manjaa
21 sierpnia o godz. 7:59
„Nie rozumiem, w jaki sposób ma uczyć u nas mniej nauczycieli?”
To uczciwe postawienie sprawy. Jeśli funkcją szkoły ma być miejsce zatrudnienia nauczycieli a jej celem – wynagradzanie ich, według tradycyjnych siatek i harmonogramów godzinowych, to rzeczywiście inna rzeczywistość jest niezrozumiała.
I o to „się rozchodzi” w kwestii dysonansu poznawczego, tak boleśnie reprezentowanego a blogu przez nauczycieli.
Chcą im zlikwidować zakład pracy (chronionej).
Tymczasem jedynie zmiana tego paradygmatu o szkole, jako socjalnym i branżowym zakładzie pracy, pozwala na organizację i metodykę wymagającą dla dobrego efektu mniejszej ilości wożących puste taczki.
I dlatego, reform ani zarządzania czy legislacji oświatowej nie należy powierzać nauczycielom, lecz fachowym w tym względzie profesjonalistom.
A dla zrozumienia, jak to możliwe, że mniej osób pracuje lepiej i zarabia więcej, potrzebna jest radykalna zmiana miejsca siedzenia, które wyzwala świadomość z okowów bytu.
I od tego jakakolwiek prawdziwa reforma powinna się zacząć.
Pozdrawiam 😉
@ Ino
21 sierpnia o godz. 7:17
– – –
No właśnie tak jest, jak piszesz i na to zwracam uwagę.
O szkole belfrzy piszą jak o zagrożonym zakładzie pracy, „inni blogowicze” – o wpływie tych zmian na sens bytu szkoły, czyli warunki i efekty edukacji dzieci.
Ta dychotomia właśnie jest znamiennym wyrazem nieprzydatności obecnej szkoły ani belfrów – społeczeństwu.
Co wyłazi z postawy belfrów jak szydło z worka na każdym kroku.
Dziękuję.
PS
Niech Ci barokowe słonko kokieteryjnie przyświeca nadal, Ino, ku oświeceniu „innych blogowiczów” o istocie inności belfrów.
Piszę to z czułością i sympatią akurat dla Twoich wypowiedzi, bo stanowią dobre tło dydaktyczne dla kokieterii.
🙂
W moim mieście najbezpieczniejszą i najlepszą szkołą publiczną (pokazują to zarówno ewaluacje jak i osiągnięcia uczniów) jest położony na ponurym blokowisku moloch łączący podstawówkę, gimnazjum i liceum w sumie dobrze ponad 1000 uczniów. Okazuje się, że kilkanaście kamer, firma ochroniarska i porozumienie z komendantem policji, dzięki czemu patrol przyjeżdża z hukiem w najdalej pięć minut od wezwania, jest skuteczniejsze od sytuacji, gdzie wszyscy się znają, ale się boją palcem kiwnąć.
@parker
Również płacę.
Stary, nic nie płacisz, ja płacę, żebyś ty rzekomo mógł płacić. Jakbyś nie płacił, ja bym płacił mniej:)))))))))
To taki system mający mydlić oczy tym z których kieszeni się to wszystko funduje, tylko ci co płacą mają prawo głosu, ci co biorą nie powinni się wypowiadać na temat oszczędności, mogą się upominać o wysokość swojej pensji ale nie o oszczędnościach które ich nie dotyczą.
Kryzys z którym mamy do czynienia na świecie, to kryzys zadłużenia państw, to sfera budżetowa nas zadłużyła, zapłacą wszyscy, ale myślę, że nie będzie już powrotu do 50% PKB przechodzących przez budżet, trzeba ten garb budżetowy w końcu zrzucić.
Gekko
20 sierpnia o godz. 23:29
Od szkoły enologicznej, to można się nauczyć wino robić a i to trzeba mieć talent i możliwości.
Producenci wina z którymi utrzymuję kontakty często z usług enologa nie korzystają, wiedza jest ogólnodostępna, technika wkroczyła, wiele procesów kontroluje komputer, potem to już tylko praktyka. Ale są tacy co korzystają, są enolodzy którzy konsultują małych producentów.
@parker
mam wrażenie, że próbujesz się na siłę dowartościować
@ w czym problem?
Chylę czoła, miałeś rację
@parker
„Stary, nic nie płacisz, ja płacę, żebyś ty rzekomo mógł płacić.”
Jeśli pójdę hipotetycznie do twojego hipotetycznego sklepu zrobić zakupy to płacę rzeczywiście czy tylko hipotetycznie? Zgodnie z twoim rozumowaniem to ty mi robisz zakupy. Zgoda. A ja staram się aby twoje dziecko miało wiedzę i umiejętności. A przy okazji abyś miał czas prowadzić swój interes.
@ parker
21 sierpnia o godz. 15:01
– – –
Robić wina się na studiach enologicznych nie nauczysz, tylko dowiesz się, jak to się robi.
Dlatego poruszam ten temat, bo dobrze ilustruje różnicę pomiędzy wiedzieć a umieć 🙂
Natomiast, mając wykształcenie i edukację w dziedzinie, możesz lepiej… sprzedawać – tym, którym stosunek jakości do ceny wychodzi ze znajomości jakości. I wtedy cena nie gra roli.
Ale to już wyższa szkoła usług.
Zgadzam się, że nie uczelnia na której się ‚dowiadujesz’ nie musi być lepszym wyjściem, niż praktyka czy wiedza, pozwalająca czegoś się nauczyć.
Ale, dyletant nigdy nie będzie tak dobry, jak profesjonalista, przy czym ten ostatni nie zawsze dorówna niewykształconemu artyście w danej dziedzinie.
Tyle, że aby być artystą, trzeba talent wykuć w ogniu edukacji, inaczej wychodzi co prawda sztuka malarska, ale w kategorii – prymitywna, hihi 🙂
Serdecznie pozdrawiam, ale co z bukietem dla młodych belferek?
Bądź człowiekiem i coś poradź (tylko nie różową cavę, bo to już zgrane nawet wśród studentek…).
😉
Dada, co ty robisz z pieniędzmi które ci płacę mnie nie obchodzi, ty sobie rób co chcesz, ty mi zabieraj mniej.
Różowe teraz modne a musujące na randkę najlepsze, więc dobra Cava nie byłaby zła ze względu na budżet. Ale nic nie zastąpi szampana, a którego? Jak powiedział mi jeden sprzedawca w Paryżu jak przyszedłem do niego z tym samym problemem, pan wybierze najładniejszą butelkę, w większości jest to samo, pan spyta, jak będzie się chciała wina napić:))))
Gekko
Ale, dyletant nigdy nie będzie tak dobry, jak profesjonalista, przy czym ten ostatni nie zawsze dorówna niewykształconemu artyście w danej dziedzinie.
Ale ja nie robię wina:))))
Ja je selekcjonuję, kupuję i sprzedaję, czuję się specjalistą w tej dziedzinie.
Gekko, napisał.”Tyle, że aby być artystą, trzeba talent wykuć w ogniu edukacji, inaczej wychodzi co prawda sztuka malarska, ale w kategorii ? prymitywna, hihi”
Co za dyrdymały, jeszcze takich nie czytałem, kowal jakiś,czy co?
http://wyborcza.pl/1,75478,12341998,Karuzela_z_konkursami_na_e_podreczniki.html
Ciąg dalszy pewnie nastąpi.
@ parker
21 sierpnia o godz. 18:13
– – –
Nie pytałem o butelkę i jej kształty, bo na randkach nie ona pracuje…hihi.
Nie piszę też, co jasno wynika, o wpływie enologii na robienie wina w Twoim przypadku, ale o wpływie na profesjonalizm.
W jakiej dziedzinie, to już sam się zorientujesz, jak dostrzeżesz różnicę pomiędzy tak różnymi, jak: „selekcjonuję / kupuję / sprzedaję”.
Przy okazji – sprzedaj mi parker dobrego szampana albo lekkie z szirazem na tę belfer-randkę.
Dla utrudnienia podam, że budżet detaliczny nie gra roli…hihi. (przy skrzyneczce to się zastanowię po tym pierwszym stosunku…ceny butelki do jakości trunku).
Niechże blog rozbrzmi wreszcie jakąś przydatną edukacją!
Pozdro.
🙂
@ parker
21 sierpnia o godz. 17:43
„D a d a, co ty robisz z pieniędzmi które ci płacę mnie nie obchodzi, ty sobie rób co chcesz, ty mi zabieraj mniej.”
– – –
Coś mi się zdaje, że po jakości rzeczowej i intelektualnej wpisów Twojej rozmówczyni, masz do czynienia z D o d ą jedzącą kluski.
A mogłaby zamiast – pić Twoje wino, nie trać klientki z taaaką kasą w płucach…hihi 🙂
Gekko
21 sierpnia o godz. 21:07
Nie mogę ci sprzedać szampana, bo bym dokonał coming out-u.
Tylko ja go sprzedaję, jeżeli chodzi o inne wina, też zazwyczaj tylko ja, choć nie dbam o wyłączności, ale niewielu się pcha w takie nisze jak ja. Jestem oryginalny:))))
Dyskusja jakby zeszla z tematu. Ale to sie zdarza, nawet na radach pedagogicznych 😉
Duza szkola vs mala szkola.
Za duza szkola przemawia budzet. Dziesiec przyrzadow jest w stanie obsluzyc na lekcjach przyrody cztery klasy: A i B w poniedzialek na pierwszej i trzeciej lekcji; C i D we wtorek na lekcji drugiej i czwartej.
Z punktu widzenia spolecznosci szkolnej jako calosci, oczywiscie mala szkola ma przewage – wszyscy sie znaja. Ale tez cztery male szkoly wymagaja cztery razy wiekszego budzetu.
Mozna teraz tylko sie zastanawiac, ktory aspekt jest wazniejszy.
w czym problem
Nie mam czasu pisać, ale z przyjemnością czytam niektóre wpisy
A nie przeszkadza ci, parker, że państwo wywala grube miliony na remont IPNu, którą niedługo potem minister finansów bezstresowo sprzedaje, kolejna siedziba będzie kosztowała jeszcze więcej. Nie przeszkadzają ci mamusi-wyłudzaczki nienależnego zasiłku idącego w tysiące z ZUS, które zakładaja lipne firmy? Tylko nauczyciele ci przeszkadzają, skrzywdzony człowieczku?
Miałeś zniknąć z tego bloga na zawsze, do słownych to ty parkerku nie należysz.
Dwa pytania:
1) Jeżeli @Gekko kupi szampana to kto zapłaci, @parker czy @ Gekko?
2) Czy młoda belferka z kucykiem jest lepsza od reszty belferstwa i czy chodzi tu o kucyk?
nie przeszkadza ci tez parkerku, że od tego całego burdelu uciekło kilka milionów Polaków zabierając z sobą 300tys. dzieci? To cały jeden rocznik bo tyle się rodzi obecnie dzieci.
Jest masa naprawdę przykrych rzeczy w tym kraju, a nauczyciele są jedyna chyba grupą zawodową, która nie myśli wyłącznie o swoim pępku.
„Z punktu widzenia spolecznosci szkolnej jako calosci, oczywiscie mala szkola ma przewage ? wszyscy sie znaja.”
Też mi argument, ja tam się nie ze wszystkimi chce znać, dla mnie duża większa, mogę się zgubić.
Duża lepsza, miało być
” nauczyciele są jedyna chyba grupą zawodową, która nie myśli wyłącznie o swoim pępku.”
No naprawdę cvbsiku, żarty się ciebie trzymają, kawalarz z pana.
O czyim pępku myśli nauczyciel, kto odpowie na to pytanie?
Jolu, czy jesteś młodą belferką z kucykiem?
@ Jola
22 sierpnia o godz. 10:25
– – –
Jeśli parker przydzieli bezgotówkowo komuś szampana przedpłaconego przez Państwo z moich podatków, otrzymując za to na podobnych zasadach wynagrodzenie, to będzie można zaliczyć parkera do żywiącego się na systemie identycznym jak oświata publiczna.
Niezależnie, czy parker będzie szampana wydawał rzucając klientowi butelkę pod nogi, czy też subtelnie zachęcając do odbioru aromatem bąbelków.
Wystarczy, aby swoje szampańskie godziny karciane w sklepie odstał.
A sponsorem tej zabawy będę ja.
Niezależnie, jakiego szampana komu wyda, czy akurat ja się po niego zgłoszę.
Dlatego hymnem naszej oświaty publicznej wybrzmiewającym na tym blogu jest „Klub Wesołego Szampana”, wyrykiwany przez niezbyt świadomych czasu i miejsca ale za to upojonych etatem, młotkowych -branżowych 🙂
2/ Kucyki są jakoś stałym elementem wyróżniającym reprezentantki belferstwa w tym akurat segmencie produkcji kinematograficznej.
Nie wiem dlaczego, ale widać – to ważne dla klienteli…hihi.
Może chodzi o …pociągające do pociągnięcia właściwości tego elementu?
Jolu, zaczynasz jak się po pytaniach, dążyć do pogłębienia kompetencji zawodowych… 😉
Pozdrawiam.
– – –
@ parker
…ściemniasz… ale po szampańsku, hihi 🙂
– – –
A propos tematu:
szkoła nie mająca wymiernego celu istnienia, przynosi straty niezależnie od kapitału w niej utopionego.
Na raz czy w kawałkach.
Podobnie jak każdy klub wesołego szampana na koszt podatnika.
Jedyna korzyść z takiego układu, to dobra publiczna zabawa narodu, spijającego spienione belferblog-bąbelki, głoszone ustami jego belferskich usługodawców.
Pozdrawiam.
„nauczyciele są jedyna chyba grupą zawodową, która nie myśli wyłącznie o swoim pępku…”
No tak, poziom pępka jest poprzeczką jeszcze niedosięgłą myśli nauczycielskiej (przynajmniej tej z belferbloga) a co dopiero jego czyszczenie, do czego jedynie skłania ten narząd resztę cywilizowanego świata… hihi.
Taa… rozmyślania o pępku a nawet szerszych jego okolicach – metaforą aspiracji wyróżniających belferstwo a la polonaise…
Kapitalne.
@Jola
Za szampana zapłaci ELTORO:) ew. MEN
@ parker
Niestety mój kucyk cokolwiek ostatnio osiwiał.
@Gekko
Dziekuję za komplement i również pozdrawiam. 😉
Może to cokolwiek dziwnie zabrzmi, ale uważam, że ważnym czynnikiem decydującym o tym, ile klas można otworzyć jest wielkość budynku. Istotne powinny być warunki lokalowe, i nie mówię tu o dzikich salkach z wyremontowanych pomieszczeń piwnicznych i schowków na szczotki. W szkole powinna być świetlica dla uczniów i pokój socjalny dla nauczycieli. A miejsce na lekcje WF-u to sala gimnastyczna i siłownia, a nie hol na korytarzu.
Praca na dwie zmiany w szkołach to kpina z uczniów. Po południu jest czas na odpoczynek i dodatkowe zajęcia.
Maksymalna wielkość klas powinna być określona z głową (a nie tylko z portfelem) i podana do publicznej wiadomości.
Julu, to wiesz, że nie chodzi tu o kucyk, a Gekko to brutal, Gekko, żeby ci się kucyk z przemocą kojarzył?
A tak w ogóle, czy mówimy o kucyku, czy o kucykach, bo to olbrzymia różnica jest.
@ parker
23 sierpnia o godz. 9:58
– – –
Ale Tobie, parker, żeby się pociąganie z przemocą kojarzyło???
Pomijając już filmiki z belferkami, (tych z kucykami nie oglądam, jak możesz!) chyba nie uważasz, że klienta pociągającego …z butelki zakupionej u Ciebie, można zdobyć tylko przemocą?
Ech, skojarzenia…moc edukacyjnych wpisów Gospodarza. On też widzi wyłącznie brutalizm antybelferski w architekturze zmian w edukacji.
Lęk egzystencjalny zetatyzowany zabija radości życia zawodowego…
🙂 🙂 🙂
Gekko, do pociągania są warkoczyki, a kucyk to kucyk, chyba że kucyki dwa, wtedy to co innego.