Porządek w klasie
Na ocenę pracy nauczyciela ma wpływ to, czy potrafi utrzymać porządek w klasie. A od tej oceny zależy awans zawodowy, czyli większe pieniądze. Zatem porządek w klasie musi być. Doświadczeni nauczyciele potrafią zapanować nawet nad najbardziej niesfornymi uczniami, jednak wielu młodych belfrów ma z tym problem. Niektórzy co roku zmieniają styl, aby tylko zapanować nad dzieciakami. W jednym roku są przyjacielscy, opiekuńczy, uprzejmi, pomocni, a innym razem nieprzystępni, trzymający się na dystans, wyniośli, oschli. Niestety, zdarza się, że żadna z tych dwóch postaw nie zapewnia porządku w klasie. Wtedy zaczyna się eksperymentowanie, dziś krzyki, a jutro branie na litość. Dziś prośba, a jutro groźba. Dziś piątki za nic, a jutro jedynki dla wzmocnienia autorytetu. Dziś komplementy, a jutro obraźliwa mowa. A potem załamanie nerwowe i pragnienie zmiany zawodu.
Przeszedłem przez wszystkie style panowania nad uczniami. Kilka lat temu byłem w szczytowej formie. Byłem mistrzem w zaprowadzaniu porządku. Czasem przychodzili do mnie na lekcje nauczyciele, którzy nie radzili sobie z własnymi uczniami. Pamiętam, jak zaprosił się do mnie na lekcje pewien początkujący belfer, u którego – co wiedzieli wszyscy – uczniowie robili, co chcieli, a zwykle szaleli. Spóźniliśmy się kilka minut. Kiedy wchodziliśmy, lekcja już trwała. To znaczy dwie osoby podały już temat i zaczęły tłumaczyć cele lekcji. Ukłoniliśmy się i usiedliśmy na końcu sali. Ja i mój gość. Przez całą godzinę żaden z nas nie odezwał się ani słowem, a lekcja prowadziła się sama. Uczniowie dyskutowali, notowali, a nawet na koniec zaproponowali oceny, jakie chcieliby uzyskać za swoją pracę. Wpisałem je bez sprzeciwu, gdyż były sprawiedliwe. Mój gość oniemiał. Okazało się bowiem, że klasa, która u mnie sama prowadzi lekcje, a ja tylko koordynuję pracę uczniów, u tego nauczyciela rozrabia, nie pozwalając na prowadzenie zajęć. Dlaczego?
Teraz nie jestem w tak dobrej formie jak przed laty, więc raz jest większy, raz mniejszy porządek, a czasem zdarza się bałagan. Jednak nie to jest ważne. Ważne jest pytanie, czyja to jest sprawa, gdy u mnie na lekcji uczniowie źle się zachowują. Czy tylko moja? Zawsze uważałem, że nie mogę być obojętnym, gdy uczniowie, którzy u mnie są zdyscyplinowani, u innego nauczyciela są bezczelni i aroganccy. To moja sprawa, gdy uczniowie, których uczę, rozrabiają u mojego kolegi po fachu. Chcę wierzyć, że także inni nauczyciele będą poczuwali się do pomocy, gdy zauważą, że ich uczniowie na moich lekcjach rozrabiają. Wprawdzie jeszcze do tego nie dochodzi. Jeszcze sobie radzę, ale kto wie, co będzie za parę lat, gdy nadejdzie wiek, kiedy to „uginają się mężowie pełni energii życiowej i przestają pracować jak dawniej”.
Komentarze
A ja myślę, że wiele zależy od pierwszego wrażenia. I od tego czy nauczyciela łatwo jest sprowokować, czyli de facto od siły jego psychiki. Słabego człowieka wyczuwa sie na odległość. No i niestety szkoła jest takim miejscem, gdzie bezlitośnie słabych się wykorzystuje i /przepraszam za wyrażenie/ gnoi. Moim zdaniem, kandydaci na nauczyciel piwinni przechodzić testy psychologiczne. Dla dobra ich samych i uczniów także. Dziękuję.
Problem polega na tym, że lekcja u nauczyciela utrzymującego wzorowy porządek musi być odreagowana u innego, bo nie ma cudów – wszystkich lekcji spokojnie uczeń nie wytrzyma. Tak więc nauczyciel dumny z tego, że ma porządek na lekcji, powinien jednak być świadomy, że innym zaprowadzenie tego porządku utrudnia. Przykre, ale prawdziwe.
Porządek jest na lekcjach nauczycieli, którzy cieszą się szacunkiem. Dlatego u nas na wychowawczej jest bałagan, a godzinę później u Pana jest spokój. Można? Można. Pozdrawiam
ąę
Nie ma recepty na to jak utrzymać porządek na lekcji. Nic nie pomogą koleżeńskie rady, skargi na uczniów do dyrektora czy wychowawcy, powiem nawet, że podważają autorytet nauczyciela.
W czym tkwi przyczyna, gdy aktor występujący na scenie nie może poradzić sobie z publicznością, nie umie nawiązać kontaktu z widownią? Czy nauczyciel w czasie lekcji nie jest kimś innym jak tylko aktorem, który odgrywa swą rolę? Jeśli ta rola mu nie wychodzi, to jest kiepskim aktorem, nie ma powołania. Aktor wciela sie w swoją rolę i musi odegrać ją wiarygodnie; a nauczyciel?
Powiem krótko nauczyciel powinien być obdarzony nie tylko charyzmą w dosłownym słowa tego znaczeniu, ale mieć również to „coś” czego nie da się zdefiniować. Dlaczego, gdy wchodzi ktoś na mównicę wszyscy milkną i czekają, zaś innym razem gadają i trzeba ich uciszać. Jesli nie znamy odpowiedzi na to pytanie – klapa na całej linii. Pozdrawiam.
Zacznijmy od tego, że porzadek na lekcji nie musi oznaczać bezwzględnej ciszy. Jest czas na pracę i musi być chwila na odpoczynek. Na „normalnej” lekcji uczeń musi powiedzieć choćby słowo na dowolny temat – to czas pracy ale przede wszystkim myślenia oraz konstruktywnej dyskusji. Cisza powinna towarzyszyć sprawdzianom i kartkówkom.
Nauczyciel powinien mieć „charakter”. Według mnie receptą na zdrowe relacje na linii nauczyciel – uczeń jest obustronny szacunek a na to trzeba sobie zapracować.
PS. Pozdrawiam moich obecnych i byłych uczniów. Wiele się od Was nauczyłąm 🙂
Myślę, że jednym z warunków porządku na lekcjach jest z pewnością ciekawy sposób przekazu, jednak ciekawy i inteligenty przekaz często nie wystarcza. Bo tak jak w przypadku mojej klasy, która zupełnie nie jest zainteresowana takimi przedmiotami jak chemia czy biologia, nawet interesujący przekaz nie dawałby rezultatów gdyby nie kartkówki itp. bo klasy nie jest w stanie zainteresować podział na mszaki i paprotniki, a kartkówka często „cudownie” wzbudza zainteresowanie. Myślę jednak, iż sprawdziany z przedmiotów, z których dana klasa nie pisze matury powinny być na takim poziomie by bez żadnego powtarzania w domu tylko po wysłuchaniu lekcji uczeń był w stanie dostać 5. Chociaż szczerze powiem, że i tak rzadko kiedy byłbym zainteresowany.
Tak jak napisał mkmk szacunek jest tu również bardzo istotny, choć to kwestia nie tylko pracy jak i osobowości. I to nie tylko nauczyciela jak i ucznia. I tu pewien paradoks. Tak jak w mojej klasie nie u wszystkich wzbudza Pan szacunek co trudno może zauważyć. Wielu z tych, którzy nie mają tego szacunku do Pana, a przynajmniej tak twierdzą, notują na lekcjach i uczą się i uważają. Są i tacy, którzy szanują, uczą sie itd. są i Ci którzy szanują i uważają, ale się nie uczą, a są i tacy jak ja, którzy Pana bardzo szanują jako człowieka, ale na Pańskich lekcjach często śpię. Tu ma wpływ myślę ta duszna sala, siedzę daleko więc nie zawsze wszystko słyszę czy mam gdzieś to co mówią moi koledzy, którzy przed lekcją przygotowali się do odpowiedzi i całą lekcję opowiadają tak naprawdę poprzednią lekcję czy to co przed lekcjami przeczytali czy to czego nauczyli się na kursach. Przeszkadzam, gadam z kolegami i inne. Czasem gdy jest coś interesującego włączam się i słucham, ale rzadko kiedy do dyskusji. Nie ucze się kompletnie niczego, czasem przeczytam jakąś lekturę, staram się jakoś rozpocząć tę moją pracę bo w końcu ta „wielka matura”. Jednak gdy jestem przy odpowiedzi prawie zawsze uda się coś wymyśleć powiedzieć to i tamto i jest ta 3 czy 4. Może tą wypowiedzią założe sobie pętle na szyje czy jak to mówią „ukręce bata na dupe”. Jednak Pana znam już trochę i wiem, że raczej to się tak nie skończy i dlatego chciałem i o tym porozmawiać. Planuje chyba przesiadkę do pierwszej ławy bo będe żałował w przyszłości, że z nie uczestniczyłem w Pańskich lekcjach. Bo szczerze mówiąc nie interesuje mnie jakoś szczególnie ten język polski, a że tak to ujmę – prawdy życiowe, których pełno w literaturze, filozofii, sztuce i Pańskich interpretacjach i doświadczeniach życiowych. Bo to właśnie mądrości życiowe i doświadczenia doprowadzą człowieka do sukcesu, którym wcale nie jest kreowany przez środowisko sukces materialny czy stanowisko. Sukcesem jest bycie prawdziwym i może głupio to zabrzmi, ale takim dobrym człowiekiem, którego szacunek nie pochodzi od jego pieniędzy czy stanowiska, a od osobowości.
pozdrawiam
„To moja sprawa, gdy uczniowie, których uczę, rozrabiają u mojego kolegi po fachu. ”
A guzik, jak zaczynałam pracę, dostałam trudną – w powszechnej opinii pozostałych belfrów – klasę. Nikt nie wykazał nawet cienia zainteresowania, jak i czy sobie radzę. Wszyscy – łącznie z dyrekcją – cieszyli się, że to „ta początkująca” ma problem. Tak wygląda solidarność w polskiej szkole.
Czasem to, jak klasa zachowuje się na lekcji, uwarunkowane jest czynnikami zupełnie niezależnymi ani od uczniów, ani nauczycieli. Weźmy na przykład porę dnia. Czy nie wydaje się Panu, że lekcje o wiele lepiej wychodzą o godzinie 8 czy 9, niż o 15? Albo lekcja poprzedzająca – czasem od razu da się wyczuć, czy wcześniej była religia, czy WF (nie tylko nosem wyczuć…)
Oj, jakie to prawdziwe co pan napisał… czasem mi żal nauczycieli, kiedy widzę, że już nie wiedzą, co robić, że już mają problemy ze sobą, tak ich to wykańcza, że są niekonsekwentni i chwytają się najróżniejszych metod i z niczego nie są zadowoleni. Najciężej mają chyba ludzie (do których zreszt należę), którzy wszelkich przyczyn najróżniejszych porażek upatruja jedynie w sobie i zadręczają się tym bez końca. Oczywiście ktoś kto ma mieć autorytet nie okaże tego, a będzie raczej przerzucać winę na uczniów. Aż mam ochotę nieraz podejść i jakoś dodać otuchy, ale boję się złamać tę barierę nauczyciel- uczeń, bo gdyby belfer zorientował się, że jego słabość jest widoczna, mógłby zareagować w sposób nieprzewidywalny…
Józio. Pięknie opisane przewartosciowanie postawy dośc pasywnego do tej pory ucznia.
Gospodarz ma swoją nagrodę. Przyznaną publicznie i pod osąd pozostałych uczniów autora. Zauważ, nie ma krytyki i tak zwanych zdań odrębnych.. Tekst widnieje już całą dobę .Zacytowałem niedawno swoim uczniom, czyjąś myśl.-„Badż madrzejszy od innych ale im tego nie mów.”
W szkole istnieje jakis mechanizm równania w dół. Słysząc zjadliwe Kujon, punkciarz, nie podlizuj sie itp. czesto reaguje mimo, że zdaję sobie sprawę z zupełnego braku szans na zmianę.
Wieszam corocznie na gazetce w swojej sali plakat z wnioskami z jakichs angielskich (?), amerykańskich (?) badań pedegogicznych. – Uczniowie w swojej działalności kieruje się głównie następującymi celami: -1. Spędzić czas w miłym towarzystwie,
2. Jak najmniej się zmęczyć. Dalej była specyfikacja strategii stosowanych w drodze do osiągniecia tych celów.
Reagują rozbawieniem potwierdzającym prawdę zawarta w wynikach tych badań.
I co ? A no nic. Nie zmienią swego podejścia – dopóki nie dotrze do nich prawda, która odkrył Józio. Może do tego odkrycia potrzebna była samoizolacja, brak wpływu innych uczniów. Może dobrze jest słyszeć nie wszystko jak leci a tylko to co robi wrażenie i przemawia? Najważniejsze jest to ,aby to co najważniejsze, było najwazniejsze. Witaj w klubie „JÓZIO”
Wielu uczniów szuka(zresztą zawsze szukało) sposobów na to ,aby podejść nauczyciela….Jest taki fajny serial polski o oświacie (nauczycielach i uczniach) :Sposób na Alcybiadesa ,który powstał na podstawie książki Edmunda Niziurskiego (taki sam tytuł: Sposób na Alcybiadesa ) Ja też jestem historykiem,co prawda Alcybiadesem nie jestem ,ale… Pozdrawiam!
Ja uczę rok w gimnazjum, parę lat temu uczyłam w liceum – też niezbyt długo, bo pol roku.
Teraz kończy się moje zastępstwo i muszę uczyć jak prowadzić lekcje Panią nauczyciel mianowaną, która uczy 10 lat w szkole… prosila mnie o to zeby jej podac metody jak pracuję.
Otóż od pierwszego tyg. w tym gimnazjum dostałam trudną klasę sportową, męską (3 gim) i troszkę mnie to martwiło, co usłyszałam o nich… że stoły przez okno wyrzucali, że nauczycielkę kamieniami rzucali, ze nerwowo jedna pani nie wytrzymała i musiała isc na urlop zdrowotny, itp. Coż, cieszyłam się wtedy że mam tą pracę i stwierdziłam: „będzie doobrze, dam rade na pewno, w koncu juz uczyłam w szkole. poza tym musze utrzymac ta prace za wszelka cene”.
Pani od historii poinformowała mnie że w autobusie słyszala jak ta klasa sie zmawiała ze: „ej, chodzice rozwalimy tej nowej lekcje”.
Od pani pedagog z kolei dowiedziałam się ze akurat nie bedzie tego najgorszego ucznia bo policja zatrzymała go w ferie…
Więc tym faktem pocieszona przygotowałam w miarę ciekawą lekcje (nie wysilając się za bardzo jednak) i po lekcji usłyszałam jak jeden do drugiego mówi taki zdziwiony: ‚nie było tak źle, nawet fajnie było’.
Po pół roku klasa kończyła gimnazjum i do tego czasu zdążyłam ich polubić, a oni mnie.
Bylo na lekcjach trochę głośniej niż w innych klasach, ale moje reguły na początku wprowadzone zostaly zachowane: np. każdy miał całą notatkę, zakaz picia i jedzenia na lekcji, nikt nie miał prawa ściągać na kartkówkach. Uczniowie nadaktywni pisali na tablicy, czytali krótkie fragmenty z książki, robili krótkie ćwiczenia z moją pomocą. Ku mojemu zdziwieniu nie protestowali kiedy robilam im kartkowki, sprawdziany, materiał został nawet zrobiony szybciej niż w innych klasach. Pamiętam jak grzecznie wszyscy pisali narzekając czasem ze na żadnym przedmiocie tyle nie piszą co na bioli.
W moim wypadku pozytywne nastawienie i nie przejmowanie się tym co inni mówią bardzo pomogło. Jeśli nauczyciel idzie na lekcje i myśli: ‚no, 3 sportowa, energiczna klasa, dziś będą mi ładnie pracować” – i ma dobry plan lekcji, to juz jest jakieś 80% sukcesu.
Moi koledzy często niestety szli do klasy z nastawieniem „o nie, 3 sportowa.. znowu ta męka..”
Trzeba dobrze znać psychikę żeby z klasą znaleźć tą nić porozumienia. Trudny uczeń ma swój powód do takiego a nie innego zachowania, inne podejście trzeba zastosować do ucznia w którym hormony skaczą do sufitu i rozpiera go energia, a inne w stosunku do dzieciaka który przeżywa rozwód rodziców i ma złość, bunt w oczach. Nie jest łatwo zapanować nad 29 osobami z różnymi swoimi problemami. Cienka granica jest między zrozumieniem uczniów i ich potrzeb, dobrym kontaktem z nimi, a utrzymaniem dyscypliny w klasie. I jedno i drugie na pewno być musi.
W każdej klasie pracuję inaczej. Na każdą jest jednak sposób – do którego doszłam metodą eksperymentów. Po pół roku dzieciaki poznały mnie, ja znam je na wylot, wiem czego się moge spodziewać, czego oczekiwać i wymagać od każdego z nich. Wiem jak zmobilizować leniwca z natury, a jak olać klasowego błazna który się popisuje przed wszystkimi bo chce sie dowartosciowac.
Klasie często daje zadanie na czas, pracuja sami, a ja kontroluję ich pracę i sprawdzam – podchodząc do prawie każdego ucznia, pytajac jak mu idzie.
Lubie robić opisowe kartkówy – uczniowie nie za bardzo – ale jest to sposob na poznanie co tam siedzi w glowie, czesc uczniow rozpoznaje po charakterze pisma.
Uważam ze testy odbieraja nauczycielowi możliwość lepszego poznania ucznia, nie mowiac o tym ze dzieciaki sie po prostu nie ucza na test.
Są na pewno uczniowie którzy nie przepadają za moimi lekcjami, ale nie da się wszystkim dogodzić, poza tym jak to w pracy bywa – z jednym pracuje nam sie lepiej, z drugim gorzej. Kiedy mam goszy dzień po prostu robie co do mnie należy, czyli lekcje, i nie martwie sie za bardzo- nie skupiam sie na negatywach.
Myślę że praca nauczyciela polega na kierowaniu grupą, a to wymaga po prostu taktyki – jak ktos jej nie stosuje, ma ciężką pracę.
Jesli ktos jest otwarty, chetny sie uczyc (ja duzo sie dzieki tym dzieciakom nauczylam) dojdzie do tego ze żeby zmienic cos w swojej pracy, zreszta kazdej innej – musi najpierw zaczac zmieniac siebie, swoją taktyke, technike panowania nad sytuacją. Tak jak menadzer uczy sie jak kierować zespołem ludzi, jak ich motywować, inspirowac, nauczyciel musi chciec sie rozwijac, poznawac nowe metody pracy, byc swiadomym tego, że młodzież sie zmienia, ma inne wartosci niz kiedyś.. Nie ma co narzekac ze młodzież jest coraz gorsza- moze i jest, ale to nie ich wina. To nie wina dzieciaka ze rodzic w domu nie ma sie kiedy nim zając, bo musi harowac na 2 zmiany żeby utrzymac rodzine. To nie wina dzieciaka ze został rozpieszczony i nauczono go w domu ze wszystko mu wolno…