Sztuka wyrzucania z pracy
Dyrektorzy szkół kształcą się w sztuce zwalniania z pracy nauczycieli. Szkolenia organizują wydziały edukacji, obecność obowiązkowa. Efekty pracy dyrektorów już widać. W pokoju nauczycielskim mojej szkoły zawisł, tuż przed świętami, zbiór zasad, którymi kieruje się przełożony, typując pracownika do zwolnienia. Rada pedagogiczna, zamiast przekąsić jajeczko, przełknęła dzisiaj gorzką ślinę.
Reguły są jasne i przejrzyste. Może się więc wydawać, że dobrzy nauczyciele nie mają się czego bać, a źli powinni drżeć ze strachu. Niestety, to nie jest takie proste. Po pierwsze, dyrektor też człowiek. Jednych lubi, a innych nie. Dlaczego kogoś lubi, nie jest wcale takie jasne. Przecież nie powiesi w pokoju nauczycielskim kartki z informacją, że lubi tych, którzy… Można się tylko domyślać. Po drugie, regulamin zwolnień jest jasny i przejrzysty, a i tak działa zasada, że najgorszy jest pracownik X, ale wyrzucimy tego rudzielca z krzywymi nogami. Ja jestem łysy i mam pryszcze, więc też mogę się nie podobać.
Regulamin typowania do zwolnienia już jest. Teraz trzeba zadać pytanie, co robić? Skoro dyrekcja się szkoli w sztuce wyrzucania pracy, to nauczyciele nie powinni czekać z założonymi rękami. Też należy się szkolić, np. ze znajomości własnych praw. Organ prowadzący nawiązał współpracę z prawnikami. „Kancelaria pilnie szkoli się ze znajomości prawa oświatowego” (tak dosłownie powiedział mi jeden z radców prawnych). Szkoli się, aby załatwić nauczycieli na cacy. Warto się do tej hekatomby przygotować. Wśród nauczycieli widać spore zainteresowanie związkami zawodowymi. Dawno nie było takiego naboru. To też jest jakiś pomysł, zresztą całkiem niezły. Można, oczywiście, nic nie robić, tylko czekać na sprawiedliwy wyrok. Warto jednak pamiętać, że decyzję o zwolnieniu będą podejmować ludzie. A ludzie jak to ludzie, może wolą blondynki?
Komentarze
Oczywiście zwolnienie z pracy boli chyba każdego, prawda? Dlaczego wśród nauczycieli miałoby być inaczej – czyli „ZOSTANIEMY WSZYSCY!!!”??
Problemem nie jest to, że nauczyciele są zwalniani – problemem jest powód/przyczyna zwolnienia niejednokrotnie – w pracy najczęściej zostaną ci, którzy są mili dyrektorskiemu oku. Niestety – chyba najczęściej zwalnia się nie tych słabych, tylko niepokornych, którzy maja swoje zdanie, często sprzeczne ze zdaniem szefa (zapraszam do mojej szkoły, hehe).
W „Polityce” (Nr 13/2012) jest bardzo ciekawy artykuł na temat systemu zatrudniania i opłacania nauczycieli. Jest także ciekawa informacja o tym, ilu zbędnych belfrów pracuje w Polsce (około 100 tysięcy).
Jeśli zaś idzie o ZNP (czy NSZZ Solidarność) – ja akurat z dniem 1 kwietnia przestałem być „członkiem” związku zawodowego, który wg mnie tak naprawdę konserwuje negatywne postrzeganie nauczycieli oraz blokuje sensowne zmiany obecnego stanu rzeczy.
I jakoś żyję – a jak mnie zwolnią? Cóż – zacznę robić to, o czym zawsze marzyłem 😉
Ale jakie są te reguły zwalniania?
Bo bez tego trudno zająć stanowisko.
Rozumiem, że wszystko jedno, bo zwalniać się nie powinno i basta.
Mojej pani od plastyki też:)
Chyba Władek ma rację, że nie ma co liczyć na związki zawodowe. Szkalowanie nauczycieli odbywa się cały czas i w różnych mediach, ale nie widzę reakcji ani ZNP ani Solidarności, jak kiedyś, gdy sieć Plusa nadała reklamę z nauczycielką wrzeszczącą : ja ci się ponawydurniam jeden z drugim.
Owszem, artykuł w „Polityce” ciekawy, tylko zastanawia mnie skąd oni biorą te wszystkie liczby. Że liczba nauczycieli wzrasta? Możliwe, ale czy policzono liczbę pełnych etatów? W mojej placówce przybyło czterech nauczycieli, ale nie na pełny etat, a na parę godzin i do tego do nauczania przedmiotów zawodowych. Jest więcej nauczycieli? Jest. A, że nie wymiarowe godziny mają, to nie ma o czym mówić. Tym czasem związki zawodowe w ogóle się tym nie interesują i spokojnie przełykają wszelkie kalumnie, które padają pod adresem nauczycieli. Naprawdę jest tak, że liczba uczniów zmalała a liczba nauczycieli wzrosła? Może i tak jest, bo doszli „przedmiotowcy” do szkół zawodowych, które teraz powstają. Tak ten problem widzę, z tym zawyżaniem danych. Przecież pewnie nie jeden z nas się spotkał z tym, ze dwóch przedmiotowców pracuje na pół etatu. I statystycznie wychodzi etat, ale za to ilu nauczycieli pracuje: Hoho, dwa razy więcej niż etatów. i o to mam pretensje do związków, że nie dbają o sprawdzenie tych wszelkich „rewelacyjnych” danych statystycznych.
Władek, 100 % racji. Dyrektorzy są pod silnymi wpływami organów prowadzących. Akceptują wszystkie pomysły – nawet te, ktore są niedorzeczne. Ale boją się postawić bo nie wygrają kolejnego, ustawionego konkursu. Niestety, większość dyrektorów jest… dyrektorami, nie ludźmi. Jeden z porządniejszych moich kolegów zawsze mówiL: najpierw trzeba być człowiekiem a potem dyrektorem. Chodzi o sprawy ludzkie: zastępstwa koleżeńskie w ważnych sprawach rodzinnych, urlop za pracę w dzień wolny itp. Także zapraszam do mojej szkoły – istna paranoja.
Związki – od 2 lat nie jestem ich członkiem. Zero korzyści – zgłaszane były sprawy do związkowego prawnika dot. sposobu finansowania nauczania indywidualnego przez organ prowadzący (a właściwie ich braku – OP nie płaci ani jednej godziny jeśli uczeń nie przyjdzie). Opinia miażdżąca dla OP. I co? ZERO reakcji i rozmów z UM w tej kwestii. najważniejsze, aby składka wpłynęła. Dziękuję
parker
3 kwietnia o godz. 21:38
– – –
Prawdziwe, „smoleńskie” (od prawdy smoleńskiej), reguły zwalniania ujawnił już Gospodarz.
Jak wszystko w szkole, nie są one tym, co głoszą jawne i uczciwie komunikowane zasady (zarówno pracy jak i zwalniania), ale tym, co sami belfrzy jedynie potrafią – insynuacje, intrygi, kumoterstwo, pogarda dla rudymentów profesji i nieświadoma niekompetencja zawodowa.
To jest reguła spisku zrozumiała, dostatecznie groźna i paraliżująca, aby coś na niej upiec.
To właśnie wisi na afiszu Gospodarza, będącym agitką akcesji do reprezentowanej przez Niego organizacji związkowej.
Jak to się ma do etyki czy praworządności, takie wpisy – ano tak, jak etykę belfer traktuje.
Kwit do poboru za godziny nauczania przedmiotu.
I tyle.
Mówią artyści, że nagość jest piękna.
Też tak uważam, nawet jak łysa czy pryszczata, byle świadoma, czym jest.
Ecce homo, itaque contemno – magister docet.
Władek
3 kwietnia o godz. 20:30
„…przestałem być ?członkiem? związku zawodowego, który wg mnie tak naprawdę konserwuje negatywne postrzeganie nauczycieli oraz blokuje sensowne zmiany obecnego stanu rzeczy.”
– – –
Dużo prawdy napisałeś, więc i ja się tym razem z nią zgadzam, chętnie 🙂
Z jednym wyjątkiem.
Dyrektorzy też będą zwalniani (tak,tak!) , więc może Ty właśnie możesz zmienić – nie pracę, ale właśnie szkołę, będąc niepokornym dyrektorem.
Ta sytuacja to nie tylko zagrożenie, ale również okazja dla mądrych i uczciwych belfrów, jeśli wierzą w to, co robią i o sobie piszą.
Czego życzę, jak spełnienia marzeń, może nie tylko Twoich 🙂
Niestety zwolnienia będą, oczywiste jest też, że na kogo przychylniej dyrektor patrzy ten może być spokojny. W mojej szkole dwie koleżanki wychodzą z siebie i na zmianę podlizują się dyrekcji, mimo, że do tej pory ostro ją krytykowały i wieszały psy. Doszło wręcz do tego, że nie można spokojnie nic załatwić bo wszędzie ich pełno, a że dyrekcja ma zwyczaj pracy przy otwartych drzwiach to praktycznie jest się na podsłuchu. Ciekawe, że ostatnio gdy te koleżanki u niej są drzwi się za nimi zamykają. Przeczucie mi mówi, że może trzeba się rozglądać za inną pracą. Jako facet nie potrafię się niestety skutecznie bronic przed językami (bez skojarzeń) pań nauczycielek.
kg
Ponieważ jak przyznajesz liczba nauczcieli rośnie a uczniów spada to pojawił się problem niepełnych etatów.
Jak byś ten problem rozwiązał?
Gdybym był związkowcem, zaproponowałbym takie rozwiązanie.
Niech po dwóch nauczycieli prowadzi lekcje.
Kiedyś jeden komentator sportywy opowiadał co się dzieje na arenie. Dziś standardem jest conajmniej dwoje.
Myślę że lekcje też by zyskały na atrakcyjności gdyby monologowanie zastąpić dialogiem a problem niepełnych etatów byśmy rozwiązali.
Jestem pracownikiem szkolnej administracji, matką dwojga gimnazjalistów. W gminie do niedawna funkcjonowały cztery szkoły- trzy sześcioklasowe i zespół podstawówka + gimnazjum. W ubiegłym roku wygaszono ostatnią podstawówkę. Uczęszczało do niej 28 uczniów, a było zatrudnionych 11 nauczycieli. Tych, którym brakowało do etatu dolepiano na siłę a to bibliotekę, a to świetlicę, a to jakieś zajęcia kompensacyjne czy sportowe. Wszyscy nauczyciele po trzy specjalności, większość dyplomowana. Obecnie wszystkich upchnięto w zespole. Zresztą wszyscy z poprzednio zlikwidowanych szkół też się zmieścili. Proszę sobie wyobrazić – dzieci coraz mniej, nauczycieli tyle samo. Jak się robi za ciasno, to kilkoro wykorzystuje urlop dla poratowania zdrowia, a za rok następna zmiana. Aha, pracuje jeszcze emerytka (od czterech lat na emeryturze, a cały czas jest czynnym nauczycielem ‚na godziny’). Aktualnie z 34 nauczycieli ośmioro jest na urlopie zdrowotnym. Teraz to może się nie zdarza, ale jeszcze kilka lat temu niektórzy nauczyciele w czasie rocznego urlopu wyjeżdżali do pracy za granicę. Samorząd ponosi ogromne koszty utrzymania tylu nauczycieli, z których połowa by wystarczyła, bo jak wspomniałam specjalności to oni mają na pęczki (po rocznych podyplomówkach).
Teraz nałapali jakiś płatnych projektów, które realizują w ciągu tygodnia, zamiast w ferie, wakacje czy w soboty. Zbliża się wizytacja. Dyrekcja już ‚prowadzi rozmowy’ z nauczycielami, uczniami i rodzicami, żeby wiedzieli, jak wypełniać ankiety.
Nauczyciele udają, że uczą, uczniowie nie udają, ze się uczą, rodzice mało się interesują, samorząd ma związane ręce, bo i najgorszych chroni kretyńska Karta Nauczyciela. Więc płaczą i płacą.
I tak kręci się paranoiczna szkolna karuzela.
P.S. Jeśli dojdzie w końcu do zwolnień, to na pewno nie odejdą najgorsi. Panie od plastyki i muzyki z pewnością zostaną, mają przecież kwalifikacje (a są to panie, o jakich pisze @parker )
Wpis z 4 kwietnia o godz. 9:12 – drobna poprawka – @emerytka – to nick mojej teściowej (zresztą nauczycielki); głupio wyszło. Jestem na urlopie, a w domu korzystamy z tego samego komputera, bo ona też czasami coś skrobnie.
@parker
Świetny pomysł – ten, który ma niższy stopień awansu zawodowego mógłby być asystentem. Gorzej, jakby się dwóch dyplomowanych spotkało. Szczególnie historyków o skrajnych poglądach (to tak a propos ostatnich strajków). Konfrontacja mogłaby być na ostro.
urzędniczka
Z tymi historykami to nawet byłoby ciekawie, na pewno by uczniowie skorzystali, tym razem bez ironii.
Dyrektorzy niekoniecznie wolą blondynki… Zwycięża, jak wspominał ktoś powyżej, osobista sympatia, czym podyktowana to tylko jeden pracodawca wie. Ja już nie pracuję w szkole. W sądzie usłyszałam (z ust sędziego notabene), że dyrektor ma prawo dobierać sobie pracowników według upodobań. „Regulamin zwolnień” to kpina.
Proszę o pomoc!
W powodu reorganizacji oraz niżu demograficznego w szkole, w której uczy moja znajoma w przyszłym roku szkolnym będą tylko 24 godziny jej przedmiotu. Problem jest taki, że z urlopu wychowawczego wraca inna nauczycielka i w związku z tym podobno moja znajoma musi być zwolniona, bo młode matki mają pierwszeństwo. Proszę mi napisać czy rzeczywiście tak stanowi prawo?
Moja znajoma jest nauczycielem z długim stażem nauczania, bardzo zaangażowana w swoją pracę, organizujące różne konkursy i wystawy , zagraniczne wyjazdy (w których sama pokrywa koszty swojego udziału, bo uczniów nie stać na to, żeby za nią dodatkowo płacić!), wydawało się, że była doceniana w swojej szkole, gdyż ostatnio co roku otrzymywała nagrody dyrektora, w tym nawet brązowy krzyż zasługi, i mimo tego wszystkiego ma być zwolniona, żeby ustąpić miejsce pracy dla osoby, z o wiele krótszym stażem nauczania i bez jakichkolwiek osiągnięć?
Z góry dziękuję za odpowiedzi.
A ja teraz robię uśmiech. Słodki. Pisałem już parę lat temu, że sytuacja zmierza do rzeczy bardzo złych. Ale, władza spróbowała, że może nam zabrać emerytury i dać w zamian ochłap ochłapu, władza nas testowała wprowadzając reformy i „awans zawodowy” obie te rzeczy kuriozalne, władza nas testowała wprowadzając idiotyzm gimnazjalny, egzaminacyjny, a ostatnio programowy. No i władza wie, że może wszystko. Jest jeszcze nadzieja, jest jeszcze potencjał, jest nas ponad 500 000 ludzi i każdy z dyplomem jakiejś uczelni. jeszcze możemy wszystko! Ale władza wie, że to tylko teoria, podwiniemy ogony, za każdym razem ciesząc się w ukryciu przed samym sobą, że jeszcze nie moja szkoła, że jeszcze mnie nie wylali. Oczywiście będą wylewać głownie najlepszych, przecież ni szwagra szwagra, przecież nie miernych a wiernych! U mnie także wisi taki regulamin zwalniania, pewnie od 2 lat i wiecie kogo najpierw chcieli wylać? Jedynego w szkole faceta z doktoratem! I wiecie co – UDAŁO SIĘ. Pewnie nie miał kwalifikacji, tak myślę …
@ eks
4 kwietnia o godz. 12:15
?Regulamin zwolnień? to kpina.
– – –
Też tak uważam. Wprowadzanie zdrowych zasad zarządzania do chorego systemu i jego habitantów jest głupotą i stratą czasu, jeśli przebiega bez zmiany systemu i wyczyszczenia personelu.
Najlepiej pisze o tym sam Gospodarz:
„Dyrektorzy szkół kształcą się w sztuce zwalniania z pracy nauczycieli.”
Rzecz jasna, dla rekomendującego się belfra, już samo zjawisko kształcenia się w umiejętnościach zawodowych, niezbędnych na stanowisku, to dobry wstęp do kpin.
A tymczasem, umiejętność zwalniania pracownika to rzeczywiście jedna z podstawowych kompetencji zarządzania personelem, wymagająca fachowej wiedzy i szkolenia.
Czy byłoby lepiej, gdyby dyrektorzy szkół zwalniali niekompetentnie? Oczywiście tak, aby podtrzymać tezę, że nie umiejętności się liczą, ale spiskowe i krzywdzące (kogo? bo nie dzieci) kryteria zwolnień. Tym bardziej, jeśli rzeczywistość (jawne zasady) przeczą tezie spiskowej.
I to właśnie kwintesencja, standardowej w publicznej sferze zatrudnienia, tzw. ‚ignorancji niekompetencyjnej’, czyli tego, gdy belfer nie wie, że mówi prozą, a udaje, że śpiewa na melodię vox populi.
Ciekawy przypadek identycznej manipulacji społecznej stanowi płomienny protest etatowych ‚artystów’ teatrów publicznych, strojących się w piórka obrońców prawdziwej sztuki (czytaj: dotacji do etatu) z pieniędzy samorządowych.
Powód? Wojewoda zamierza do zarządzania publicznym groszem zatrudnić…właśnie managerów!
O tempora, o mores, barbarus ante pugilares!
Dyrektor teatru ma zawodowo zarządzać finansami publicznymi a dyrektor szkoły – coś z zarządzania, za które bierze pensję, umieć!
Panie Gospodarzu, skoro trudnej sztuki zatrudniania właściwych belfrów szkoła publiczna nawet nie obejrzała, przyszła pora na umiejętność masowego zwalniania.
Jakiekolwiek kryteria i tak będą dobre – skoro za późno na przyciągnięcie do publicznej szkoły fachowców, niechże chociaż zmniejszy się masa przytłaczającej nas edukacyjnie karcianej huby broniarskiej.
Tak, sztuką jest uwolnić płatnika tymi zwolnieniami i ‚o take sztuke’ szkoła sama się prosi.
PS Zainteresowanych życiowo sztuką zwalniania zachęcam do obejrzenia filmu „W Chmurach” z Clooneyem (i dobrej książki Waltera Kirna) albo też obrazu „Headhunter”.
Dobre kino i trochę wglądu w profesjonalne kulisy zawodowe światowych zwalniaczy 😉
Tomku, wyjąłeś mi spod klawiatury to, co chciałem napisać o naszej władzy, która rzeczywiście może wszystko i o nas samych, biernie przypatrujących się tym u szczytów schodów (Herbert to opisał, choć nie wiedział, że o belfrach mowa i rządzących naszym krajem, oświatą w szczególności)
Cóż więc czynić? Rzucić w kąt podręczniki metodyczne, zapisać się na kursy przyuczające do zawodu deficytowego na rynku pracy? Dorabiać u szwagra po godzinach? Niestety, każdy z nas musi otworzyć sobie drzwi awaryjne, gdyż nawet doktorat lub dyplomowanie nie będą nas bronić, gdy znajdziemy się na liście odstrzelonych, czego nikomu nie należy życzyć.
XYZ, Twoja znajoma zawsze może się odwołać do Sadu Pracy, nawet na flepie, który prawdopodobnie jej dyrektor wręczy, będzie umieszczona taka” dająca nadzieję” adnotacja.
Nie jestem nauczycielką. I może dlatego nie pojmuję tych lamentów. Dzieci w wieku szkolnym ubyło w sposób katastrofalny, to i nauczycieli musi ubyć. Kropka. Pieniądze na oświatę naprawdę nie spadają z nieba! Zabiera się je przymusowo nam wszystkim, czy się nam to podoba, czy nie. Jako prosta matka, wielodzietna, wiem jak niewiele daje szkoła uczniowi, zabierając mu przy tym połowę każdego dnia. Przy każdej okazji pozwalamy więc naszym dzieciom zostać w domu, bo jest to po prostu lepiej spędzony czas. Gdybym nie musiała, pewnie nie płaciłabym za taką usługę. A że zwolnienia bywają niesprawiedliwe? Tak musi być w firmie, która jest państwowa, czyli niczyja, gdzie dba się bardziej o dobro personelu niż klientów. W ogóle mam wrażenie, że żyjecie Państwo w jakimś skansenie, a to przecież niemożliwe, macie na pewno jakieś życie pozaszkolne? Z głębokimi ukłonami dla bardzo dobrych nauczycieli, których również spotykaliśmy na edukacyjnych bezdrożach…
@ Ino
4 kwietnia o godz. 18:11
„…nawet doktorat lub dyplomowanie nie będą nas bronić…”
– – –
Zdumiewa mnie głos INO, ponieważ jest kolejną, rozpaczliwą reakcją na podpuchę zawartą we wpisie inicjalnym.
Czy naprawdę jest tak, że kompletna niewiedza belfrów musi służyć do budzenia demonów?
Przecież kryteria oceny i zwalniania nauczycieli są od dawna jawne, podlegają regulacji i nie trzeba się miotać od Herberta do sądu pracy.
Nie jest tak, że przybito je dopiero wczoraj, jedynie na drzwiach katedry źródlanej oświaty łódzkiej, jak sugeruje wpis.
Można w dobrym skrócie przeczytać o rzeczywistych kryteriach i procedurze kwalifikacji do zwolnienia tu:
http://tinyurl.com/cvvw6hp
oraz, z komentarzem prawnym, tu:
http://tinyurl.com/cfg6kh4
zamiast się nakręcać wzajemnie w lękliwej agresji wobec świata lub depresyjnej rezygnacji.
Ino, formalna przydatność do zawodu belfra nie zależy przecież wprost proporcjonalnie od stopnia naukowego, nie jest to nawet kwalifikacja do zawodu.
Dyplomowanie nie jest i nigdy nie było gwarancją nieusuwalności, choć i tak osładza ją niewspółmiernie i niesprawiedliwie.
Po co więc te biadania nad nieprzydatnym dla ochrony doktoratem? Nad konstatacją po latach, że pomarańcza dyplomowania to nie banan dożywotnej nominacji?
Swoją drogą, czy ktoś z Państwa został zatrudniony w szkole publicznej w wyniku konkursu kompetencyjnego, wedle kryteriów, jakie CHRONIĄ nauczyciela?
Czy też raczej w drodze „widzimisię” dyrektora?
Czy ktoś z Państwa wypracował sobie kapitał ochronny wynikający z umiejętności i rzetelnej oceny wyników pracy?
Czy też raczej zabiegał o „papier”, potwierdzający szarżę w łańcuchu pokarmowym ekosystemu, licząc, że właśnie to i tylko to (jak karta n.) zapewni dozgonną pensję?
To skąd teraz te biadania, że dyrektor może zwalniać wg. widzimisię, skoro tak właśnie Was zatrudnił?
Logika Kalego vs krowa sąsiada?
A przecież i tak, zwolnić przez widzimisię – nie może.
W razie naruszenia kryteriów, ale dopiero wtedy, można odwołać się do sądu (i trzeba).
Czy ktoś z jakimkolwiek doktoratem czy magisterium, nie mówiąc o tak świetnej maturalnej edukacji publicznej może tego nie rozumieć, będąc belfrem?
Nie dajcie się zwariować, nawet filozofom 🙂
@Gekko
„Czy ktoś z Państwa wypracował sobie kapitał ochronny wynikający z umiejętności i rzetelnej oceny wyników pracy?”
Tak. Ja. Od sześciu lat kolejne dyrekcje (trzy) proszą mnie – sześćdziesięcioletniego emeryta – o podjęcie pracy w niepełnym, rzecz jasna, wymiarze. Jesteśmy zadowoleni.
Pozdrawiam.
tmr jest wyjście, uczyć w domu sama zamiast biadolić. To rada dla wszystkich niezadowolonych z poziomu kształcenia w szkołach.
Gekko
4 kwietnia o godz. 21:17
Podpisuje się pod tym komentarzem, nic dodać nic ująć.
Związki zawodowe….. wczoraj w Trójce pan przewodniczący ZNP tak bredził na temat nowych podstaw programowych i ich realizacji, jakby w ogóle nie znał tematu.
Oczywiście, nie obyło sie bez wypomnienia przez panią redaktor ciągłych podwyżek dla nauczycieli (sugerowała ich zawieszenie), a pan przew. nie wpadł na to, aby powiedziec , ile nowych obowiązków dostają nauczyciele za te podwyzki ……
Niestety przerobiłam na własnej skórze i wiem, jak łatwo jest zwolnić nielubianego nauczyciela. Nie pomogły mi ani związki zawodowe, ani rodzice stojący za mną murem i piszący liczne petycje, ani słynny na całą Polskę mecenas od prawa oświatowego.
Teraz, w innej szkole, obserwuję bardzo smutne zjawisko- dyrekcja unika zatrudniana nauczycieli mianowanych i w ogóle nie zatrudnia dyplomowanych- bo młodzi są o wiele TAŃSI! Młode nauczycielki wprawdzie zachodzą w ciążę, ale to nie problem- na miejsce odchodzącej jest cała kolejka chętnych!
paw
4 kwietnia o godz. 23:45
– – –
Bardzo serdecznie gratuluję i też pozdrawiam.
Tym bardziej, że Pana post przeczy obiegowym opiniom o ekonomicznych, aby nie powiedzieć, dumpingowych przyczynach zatrudniania emerytów na rynku pracy.
zet
Nie raz taką radę słyszałem, nie podoba się, to niech spie..a.
A co z pieniążkami? Rozumiem komu się nie podoba ma uczyć sobie w domu samemu ale na pensję zetów łożyć w podatkach bo zetom się pensja należy. A jak pracy nie ma to zmniejszyć klasy albo po dwu na lekcji zatrudniać.
Gekko, Parkerze, wydaje mi się, iż sytuacja , w której znajdują się nauczyciele, znana jest wam z gazet, wieści internetowych lub opowiadań cioci. Trzeba być w pokoju nauczycielskim i przeczytać, to co wisi nie tylko na tablicy ogłoszeń w szkole Gospodarza. I jeszcze jedno, panie Gekko, nie miotam się do Herberta do sądu pracy w swoim wpisie. Natomiast ukazuję w nim realia, podkreślając, żę każdy belfer musi znależć dla siebie wyjście awaryjne, gdy dostanie, np. pismo o zmianie pensum lub propozycję przeniesienia w stan nieczynny, co równa się wylotowi z zawodu
Parkerze, dużo można dodać, ale trzeba być nauczycielem .
@ zet
Biadolę, że wszyscy przymusowo się na to składamy. Edukacja moich dzieci wypada zadowalająco, kolejne szkoły je chwalą, od siebie dokładamy, to co uważamy za konieczne. Jednocześnie próbujemy minimalizować straty, tzn. sankcjonujemy nieobecności, zachęcamy do rozważania, co ma sens, a co nie. Na edukację domową nie zdecydowaliśmy się z dwóch powodów. Po pierwsze mieszkamy na odludziu i szkoła to jedyne pole kontaktów z rówieśnikami, po drugie nasza najstarsza córka rozpoczynała edukację w 1996, kiedy ta idea była jeszcze mniej znana niż teraz (aczkolwiek rozważaliśmy ją wtedy). Przyznaję, że to półśrodki i zgniły kompromis. ;))
Gekko, Parkerze: wydaje mi się, że sytuacje nauczycieli znacie nie z autopsji, lecz wiadomości prasowych lub opowieści cioci. Nie miotam się „od Herberta do sądu pracy” Powołując się na wiersz, chciałem podkreślić jego wymowę, pasującą do sytuacji belfrów w kontekście wypowiedzi Tomka. Zasygnalizowałem także potrzebę znalezienia przez każdego nauczyciela stosownych drzwi awaryjnych w obliczu wylotu z zawodu.
I jeszcze jedno. Parkerze, można sporo jeszcze dodać. Ale trzeba być nauczycielem i widzieć to, co zobaczył Gospodarz w pokoju nauczycielskim.
@zet
5 kwietnia o godz. 5:40
Pomysł genialny w swej prostocie.
Aż wart szerokiego upowszechnienia.
1) Jeżeli nie smakuje ci bułka, upiecz sobie sam (ale piekarzowi za bułki płać)
2) Jeżeli fryzjer ostrzygł cię nie w twoim guście, strzyż się sam – do lusterka (ale za to, że się ostrzygłeś, płać jemu)
3) Jeżeli nie jesteś zadowolony z usługi mechanika, zrób to sam (ale zapłać mechanikowi)
(…)
78) Jeżeli nie smakuje ci obiad w restauracji, ugotuj sobie sam (ale zgłoś sie do kelnera po rachunek)
79) Jeżeli nie jesteś zadowolony z usługi poczty, zam zawieź przesyłkę (a potem nie zapomnij uiścić opłaty w okienku)
(…)
P.S. Gdyby wszyscy niezadowoleni rodzice skorzystali z cennej rady, w niejednej szkole w ławkach musiałoby zasiąść samo grono; prowadzący lekcję mogliby się zmieniać rotacyjnie.
@tmr
4 kwietnia o godz. 21:14
Podziwiam, ile trafnych spostrzeżeń zawarła Pani w tak krótkim komentarzu.
Rzeczywiście jest to swoisty skansem, kierujący się prawami niepojętymi dla obserwatora z zewnątrz.
Tragiczne jest, że większość tkwiąca w tym układzie nie dostrzega spraw oczywistych. To trochę, jak w PRL-u, gdzie obywatel czuł sie złoczyńcą, jeżeli miał ukrytego pod ręcznikami dolara i nie dziwiło go, że byle kto nie dostanie paszportu „na wsje strany mira”
A jeszcze bardziej tragiczne jest, że nasze dzieci uczą się funkcjonowania w społeczeństwie w takich miejscach i na takich wzorcach.
Ino
5 kwietnia o godz. 14:07
– – –
Ino, znam to wszystko jak zły szeląg.
Coś, co uważacie za unikalny osobisty czy środowiskowy dramat, jest do bólu przewidywalną agonią chorego systemu i uwikłanych w niego beneficjentów.
Chociaż spędziłem czas jakiś w klimatach pokoju nauczycielskiego (ale nie jako belfer), zapewniam Cię, że identyczne zachowania, jak belferskie piekiełko, znajdziesz w każdej państwowej przechowalni socjalnej nieprzydatnych pieczeniarzy (piszę o mechaniźmie a nie o osobach).
To, co do w poprzednim komentarzu Ciebie kieruję, to informacja, że bez przyjęcia odpowiedzialności za swoje czyny oraz przyzwoitości w stawianiu czoła przeciwnościom, wychodzi się na tego, co lubi widzimisię, dopóki ono lubi jego.
A potem zgrywa ofiarę losu (a nie własnej pazerności na łatwą kasę).
Tymczasem ofiarami systemu są przymusowi płatnicy i ich dzieci, a nie widzimisiowie odstawieni na boczny tor.
Czego, oczywiście Ci nie życzę.
– – –
@ corleone
5 kwietnia o godz. 14:35;
@ tmr
Cieszy mnie, że na ten blog wpuszczacie więcej tlenu.
Mam te same obserwacje.
Trzeba pisać oczywiste oczywistości, które widzi każde nawet dziecko, byle z zewnątrz okien belferskich przechowalni ciał dyspedagogicznych.
Również dlatego, że nie wszyscy z belfrów są jeszcze do cna zdeprawowani, mają jeszcze szanse wyplątać się.
To jest dla nich (i dla rodziców) perspektywa happy-endu, jak w „Seksmisji” 🙂
Manipulujesz corleone. Instytucja domowego nauczania istnieje już od jakiegoś czasu i nie widzę w tym nic niewłaściwego. Jest o ile wiem dofinansowana przez władze terenowe i to też jest dobre. Pewien problem istnieje, bo trzeba wykazać się inicjatywą, posiadać minimalne kwalifikacje ( wystarczą kursy ) no i odważyć się na nią, a z tym, jak napisała „tmr” z różnych zresztą powodów bywa gorzej.
@Maura
5 kwietnia o godz. 12:05
„Teraz, w innej szkole, obserwuję bardzo smutne zjawisko – dyrekcja unika zatrudniana nauczycieli mianowanych i w ogóle nie zatrudnia dyplomowanych – bo młodzi są o wiele TAŃSI.”
Zjawisko jak najbardziej przewidywalne, przypuszczam, że będzie coraz bardziej powszechne. W istniejących (nienormalnych) warunkach stanowi przykład postępowania jak najbardziej racjonalnego.
Oczywiście, że lepiej przyjąć tańszego pracownika, którego będzie można jeszcze łatwiej zwolnić, skoro jakość jego pracy to i tak loteria, a wpływu na to żadnego nie ma.
@zet
5 kwietnia o godz. 21:11
Ja również nie widzę nic niewłaściwego w tym, że taka instytucja istnieje; jednakże w tym, ów fakt ma stanowić usprawiedliwienie dla indolencji oświaty publicznej, jej postępującej degradacji i beztroskiego stosunku do tego zjawiska ? widzę już wiele niewłaściwego.
Wracając do rzeczy, czyli do tytułu.
Owszem, sztuka wyrzucania z pracy jest tak samo potrzebna i ważna jak przyjmowania do pracy. I jedna, i druga jest elmentem tzw. polityki kadrowej i trudno wyobrazić sobie zarządzanie instytucją lub przedsiebiorstwem bez tych elementów.
Rozumiem, że w szkolnictwie to nowość.
Hej, jako młody nauczyciel już borykam sie z problemem opuszczenia murów pracy.
Szukam na bieżąco jakiś informacji na temat kryteriów zwolnień i też u mnie w szkole takie obwieszczenie wyborcze się pokazało, z zasadami wstępnego typowania… na razie jestem po lekturze z treści waszego forum i stąd http://e-prawnik.pl/artykuly/prawo-pracy/zwolnienie-nauczyciela-jakie-kryteria-brac-pod-uwage.html