Sztuka wyrzucania z pracy

Dyrektorzy szkół kształcą się w sztuce zwalniania z pracy nauczycieli. Szkolenia organizują wydziały edukacji, obecność obowiązkowa. Efekty pracy dyrektorów już widać. W pokoju nauczycielskim mojej szkoły zawisł, tuż przed świętami, zbiór zasad, którymi kieruje się przełożony, typując pracownika do zwolnienia. Rada pedagogiczna, zamiast przekąsić jajeczko, przełknęła dzisiaj gorzką ślinę.

Reguły są jasne i przejrzyste. Może się więc wydawać, że dobrzy nauczyciele nie mają się czego bać, a źli powinni drżeć ze strachu. Niestety, to nie jest takie proste. Po pierwsze, dyrektor też człowiek. Jednych lubi, a innych nie. Dlaczego kogoś lubi, nie jest wcale takie jasne. Przecież nie powiesi w pokoju nauczycielskim kartki z informacją, że lubi tych, którzy… Można się tylko domyślać. Po drugie, regulamin zwolnień jest jasny i przejrzysty, a i tak działa zasada, że najgorszy jest pracownik X, ale wyrzucimy tego rudzielca z krzywymi nogami. Ja jestem łysy i mam pryszcze, więc też mogę się nie podobać.

Regulamin typowania do zwolnienia już jest. Teraz trzeba zadać pytanie, co robić? Skoro dyrekcja się szkoli w sztuce wyrzucania pracy, to nauczyciele nie powinni czekać z założonymi rękami. Też należy się szkolić, np. ze znajomości własnych praw. Organ prowadzący nawiązał współpracę z prawnikami. „Kancelaria pilnie szkoli się ze znajomości prawa oświatowego” (tak dosłownie powiedział mi jeden z radców prawnych). Szkoli się, aby załatwić nauczycieli na cacy. Warto się do tej hekatomby przygotować. Wśród nauczycieli widać spore zainteresowanie związkami zawodowymi. Dawno nie było takiego naboru. To też jest jakiś pomysł, zresztą całkiem niezły. Można, oczywiście,  nic nie robić, tylko czekać na sprawiedliwy wyrok. Warto jednak pamiętać, że decyzję o zwolnieniu będą podejmować ludzie. A ludzie jak to ludzie, może wolą blondynki?