Przenieście nauczycieli do Warszawy
Gminy nie chcą płacić nauczycielom. Uważają, że to sprawa rządu. Dobrze rozumiem mentalność włodarzy gmin. Przecież nauka to żadna inwestycja. Jak się dzieci gminne wykształcą, to wyjadą do Warszawy i nigdy tu nie wrócą. Więc niech Warszawa płaci za takie kształcenie. Ja to naprawdę rozumiem, przecież jestem z prowincji. Ale po co zaraz pisać, że nauczyciele rujnują budżety gmin? (zobacz tekst) Budżety gmin rujnuje wszystko, nie tylko edukacja.
Chociażby konieczność utrzymywania transportu publicznego. Prawdziwa ruina dla budżetu. A drogi? Utrzymywanie ich to dopiero strata. Gdyby tylko można było nie łatać dziur… To samo z chodnikami. Czy muszą być równe? Do ruiny doprowadza gminę akcja zima. Gdyby tylko można było nie odśnieżać… Sprzątanie po zimie, dbanie o zieleń, naprawianie ławek itd. to dopiero jest ruina finansów gminy. Gdyby tylko można było nic nie robić… Czy ktoś wie, ile kosztuje utrzymanie oświetlenia na ulicach? Fortunę. A przecież można żyć po ciemku. I w ciemnocie też. I w brudzie. Autobusy też tu nikomu nie są potrzebne. Każdy ma cztery nogi, a do sklepu i kościoła blisko.
A jak Warszawie nie podoba się taka prowincja, to niech płaci. Niech płaci za nasze autobusy, nasze drogi, nasze chodniki, nasze latarnie i naszą zieleń. Niech płaci naszym nauczycielom za to, że uczą nasze dzieci. Niech za wszystko płaci Warszawa, skoro chce mieć w prowincjonalnej Polsce Europę. Edukacja to nie nasza sprawa. Tak samo transport, drogi, chodniki, parki, lampy i wszystko inne. My tu w gminie mamy co innego na głowie i na to wydajemy pieniądze. Ja to rozumiem i dlatego popieram pomysł, aby przenieść pensje nauczycieli do Warszawy. Zresztą dlaczego tylko pensje, czemu nie całe szkoły łącznie z uczniami? Przenieśmy całą Polskę do Warszawy, a w spokoju zostawmy tylko Kraków.
Komentarze
Moim zdaniem to jest troszeczkę inaczej.
Po prostu rząd chce posprzątać rękami gmin, żeby zachować czyste ręce, a gminy chcą przed tym uciec.
Niż demograficzny i kryzys światowej gospodarki przynagla potrzebę uporządkowania szkolnictwa. Dlaczego? Również dla rządu nie jest tajemnicą, że to ogromna enklawa pozostałości socjalistycznego porządku.
Wiadomo teoretycznie i historycznie, że ekonomia socjalistyczna jest niewydolna i najdroższa na świecie. Ale jakakolwiek próba zmian systemowych w szkolnictwie, to bunt przy demagogicznych hasłach ?zarzynania oświaty?, ?otumaniania narodu?, ?walki w imię przyszłości dla młodego pokolenia? itd., więc boi się wkładać rękę w mrowisko.
Dlatego rząd chce wykonać pracę cudzymi rękami działając od innej strony.
Chce zmusić gminy do zamykania szkół, bo nie uniosą kosztów ich utrzymania. W ich miejsce mają powstać szkoły nie obciążone balastem socjalistycznych powinności. Z pracownikami takimi samymi, jak inżynier, czy księgowy, który nie jest dożywotnio przyszyty do firmy i jeśli nie potrafi albo nie chce mu się sprawnie i efektywnie pracować, to można go ?wymienić?. Okaże się, że można czegoś wymagać od nauczyciela, że nie musi się płacić wszystkim jednakowo a nie ?czy się stoi, czy się leży?, że szkolenie jest szkoleniem, ma dać konkretną wiedzę i umiejętność a nie jest zajęciem alternatywnym urozmaicającym monotonię szkolną, że lekcje mogą odbywać się wszystkie, a nie tylko wtedy, gdy jest to możliwe w natłoku zajęć zastępczych, że można nauczyciela zastąpić lepszym, a nie jak np. w szkole mojego syna, gdzie dyrektor z rozbrajającą szczerością odpowiedział: ?tak, wiem, wszyscy wiedzą, ale N. jest dyplomowana, nie mogę jej zwolnić, a muszę jej dać jakąś klasę?? Itd. mnóstwo nowości, które odkryto już dawno, dawno temu w różnych dziedzinach życia.
W wyniku refleksji stanowojennych i lekcji związkowej, jaka pozostała samorządnej belferskiej społeczności, chciałbym, zamiast komentarza, zaproponować Państwu (i samorządom) kolędę-nockę oświatową 😉
Przecież właśnie w Państwie i samorządach naszych belferstwo uciśnione stanowi największą grupę zawodową. Ale ucisk społeczny na nauczycielstwo trwa, więc pieśnią związkową przegońmy zmory demokracji:
Piękna nasza Polska cała
emigruje do Stolycy:
belfer w Sejmie, samorządzie
podatników forsę liczy.
Liczy, liczy i wychodzi,
że podwyżki mu niezbędne
Sejm zatwierdza, a samorząd
pod ciężarem belfra więdnie.
Kogoście więc sami brali
na te Sejmy, samorządne
belfrzy, co uczycie dzieci:
obywatel to jest portfel.
Lekcja dobrze przyswojona,
doić portfel belfer skłonny
aby tylko winę za to
zwalić na rząd, samorządy.
Gdy, pod koniec dnia, brakuje,
portfel już społeczny – pusty
belfrów władza nam urządzi
greckie zgrywy i zapusty.
Łatwo przyszło, łatwo pójdzie
belfrów rzeszy tej kariera;
Polska zginie, ale belfra
znów wybierze na premiera.
Mam nadzieję że prosty tekst i ludowe rymy tej piosenki będą tym razem zrozumiałe szerokim, jak administracja publiczna i samorządowa, rzeszom nauczycielskim 🙂
A na omastę, proponuję oświatową real-play-game, której reguły przedstawia kolejny wycinek oświatowej rzeczywistości – zawodowej, a nie karierowej, niestety.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,10813991,Szkola_podstawowa_uczy_niewiele__pozniej___nie_analizuje.html
No nareszcie ktoś im powiedział i to nie jestem ja.
No myślałem, że się nie doczekam.
Brawo corleone za ten i poprzedni komentarz.
Corleone
Wszystko pięknie i ładnie. Zapomnieliśmy chyba, że oświata była reformowana gruntownie. Od 1999 mamy wspaniałe gimnazja, szkoły zawodowe, licea (mniej lub bardziej) profilowane. Nie można więc powiedzieć że jest to socjalistyczna pozostałość.
Przykład z nauczycielem jest bardzo typowy. Też przerabiałem to ze swoimi pociechami. Przy okazji należałoby wspomnieć (nawet mimochodem), że jest jeden nauczyciel do wymiany, reszta się nadaje.
Wszyscy zostali sprowadzeni do wspólnego mianownika. Wszyscy są beznadziejni. Wszystkich należy wymienić.
Na jakimś forum przeczytałem ostatnio żądanie aby do polskiego szkolnictwa dokładała się Anglia. Bo jakich absolwentów tu wykształcimy to takich oni tam będą mieli pracowników.
Z tą pozostałością socjalizmu bym nie przesadzał, większość nauczycieli pracujących w czasach socjalizmu jest już na wcześniejszych emeryturach, a pracują teraz ci, którym sie one nie należą. Jak wspomniał stary 12 lat temu była reforma szkolnictwa, więc system mamy już z czasów demokracji i kapitalizmu. Niedawno była kolejna reforma, weszła nowa podstawa programowa. Do tego reformowane (likwidowane?) jest szkolnictwo zawodowe. Po reformie nie wiadomo czy istnienie techników będzie miało sens.
„w Belgii szkoły są niezależne od państwa, choć finansowane ze środków publicznych – nie podlegają władzy żadnego szczebla administracji państwowej (sic!). Zapewnia to Belgom jeden z najlepszych wskaźników wykształcenia w Europie.”
Czy to prawda ?
@corleone
Bredzisz!
Polska dzięki doktrynerom taki jak parker wywala w błoto środki na
a)obowiązek(!) szkolny do 18 lat ( w bogatych USA do 16!!!) i związane z tym 90% rocznika w szkołach maturalnych (docelowy(!), więc nieosiągnięty jeszcze, wskaźnik w bogatej UE to 80%!).
b) ponad 50% rocznika w większości w uczelniach klasy Wyższa Szkoła Gotowania na Gazie, zupełnie zbędnych, ale kosztujących prawie tyle co normalne…
W efekcie mamy nisko finansowane kształcenie jednego ucznia czy studenta (roczne koszty kształcenia), a więc fatalne warunki oraz wielkie zapotrzebowanie na masę p.o.nauczycieli( do tworzenia fikcji innych nie trzeba!).Nie ma natomiast środków na prawdziwą edukację i studia tych, których akademickie i szkolne kwalifikacje są społeczeństwu naprawdę potrzebne…
W USA czy UE może te 95% kandydatów na sprzedawców, kasjerów, kelnerów itp kształci się kiepsko, ale górne 5% – na poziomie!!!
S-21 15 grudnia o godz. 0:10
„w bogatych USA do 16!!!”
Zgadzając się z duchem twojego postu (sam usunąłbym wszelkie obowiązkowości co do kształcenia) chcę tylko dodać, że w USA lata obowiązku szkolnego zmieniają się w zależności od stanu. Przedział zawierający początek obowiązkowej edukacji to 5 i 8 lat a przedział zawierający koniec to 16 i 18 lat.
Zadałem sobie trud i policzyłem też jaka część ludności USA mieszka w stanach, w których obowiązek edukacyjny trwa do danego roku życia:
16 – 34%
17 – 20%
18 – 46%
a także dla jakiej części ludności obowiązkowa edukacja trwa daną liczbę lat:
9 – 10%
10 – 36%
11 – 14%
12 – 34%
13 – 6%
Tak jak zawsze tutaj piszę, wiekszy kraj to i większe widełki każdego parametru.
A skad Wy tych nauczycieli gruntownie wyksztalconych chcecie brac i wymieniac?
Przytaczam list prof. Dindorfa na forum nauczycieli fizyki…. (przepraszam za tzw. krzaczki – zamiast polskich znakow – dlatego ich nie uzywam 🙂 )
‚Zwracam siďż˝ z apelem-informacjďż˝-proďż˝bďż˝-pytaniem-propozycjďż˝: Jeďż˝li macie w zasiďż˝gu Waszego Niezwykle Pozytywnego Oddziaďż˝ywania maturzystki lub nawet maturzystďż˝w o ďż˝ladowym przynajmniej zainteresowaniu fizykďż˝ i studiami wyďż˝szymi, zaproponujcie im co nastďż˝puje: ‚
Wiecej chyba nie trzeba….
Społeczeństwo w Polsce to na marnych nauczycieli pieniądze jak psu w dupę ładuje.
Gdyby nauczyciele potrafili uczyć zamiast wymagać. Gdyby zainteresowanie ucznia było motywacją a nie strach, gdyby nauczyciele byli lubiani, gdyby nie uczyli pod testy, mają prawo, a duża część jest nieusuwalna i uczy jak chce. Czemu chce pod testy? Gdyby to wszystko, system może drogi ale dobry. Ten co mamy, niedobry i drogi. Rozpędzić towarzystwo, nie ma wyjścia, bo jak pisze S-21,pieniądze w błoto
RfR
15 grudnia o godz. 9:23
A skad Wy tych nauczycieli gruntownie wyksztalconych chcecie brac i wymieniac?
– – –
A to jest akurat wybitnie słuszne pytanie!
Oraz pierwszy krok do rzeczywistej reformy oświaty.
Naturalnie, jak sądzę, chociaż od tego „skąd” należałoby zacząć już teraz, aby uzdrowić oświatę, żadna władza nie ma takich planów.
Bo wtedy rządzącym zabrakłoby ciepłej wody na grilla.
Ale jest już po wyborach i – po ptokach 🙂
RfR 15 grudnia o godz. 9:23
>A skad Wy tych nauczycieli gruntownie wyksztalconych chcecie brac i wymieniac? Przytaczam list prof. Dindorfa na forum nauczycieli fizyki?. (przepraszam za tzw. krzaczki ? zamiast polskich znakow ? dlatego ich nie uzywam ) ?Zwracam siďż˝ <
Dziwnie akceptować lub tylko ustosunkowywać się do opinii kogoś aż tak leniwego, że nie chce mu się zainstalować polskich liter. Przecież to jest łatwe i ich brak świadczy tylko o lekceważeniu reszty blogowiczów. Ale nawet bez polskich liter można było w wyrazie "siďż" zastąpić "ďż" – literą "e". I ułatwić czytanie tych bohomazów. Usprawiedliwianie się emotikonami jest dziecinne.
@stary;
Niestety, podobne sytuacje przerabiam niemal codziennie; mam trzech synów w różnych szkołach, a staram się aby to były możliwie najlepsze szkoły w rozsądnej odległości. Ale nawet w tych najlepszych zauważam na przestrzeni ostatnich 10 lat dużą różnicę. Niestety, in minus.
Skąd wniosek, że jeden jest do wymiany, że podałem jeden przykład?
To jest komentarz a nie pamiętnik ostatniej dekady. Bardzo proszę parę przykładów z ostatniego dnia, podkreślam: jednego dnia: środa 14 grudnia br.
Najmłodszy syn miał wczoraj 1 (jedną) lekcję ? w podziale godzin jest sześć. Dwóch pierwszych nie było, bo pani wyjechała na szkolenie, przyszedł na trzecią lekcję, zgodnie z zaleceniem, na czwartej lekcji miał być wf, ale pan był na zawodach, na piątej miało nie być historii (historii często „nie ma” ? nie wiem dlaczego), więc ciało pedagogiczne stwierdziło, że klasa nie będzie czekać na szóstą lekcję, tylko po trzeciej pójdzie do domu; tak się też stało. Średni syn miał „skrócone lekcje” tzn. 25 minut . Nikt nie raczył nawet wytłumaczyć, dlaczego. Najstarszy miał zastępstwo na dwóch lekcjach na temat „ja mam z wami tylko zastępstwo, więc nie wiem, co z wami robić; tylko żeby była cisza”. Na piątej miał wf, więc przesiedział z kolegami na ławce, bo sala i boisko były zajęte. Pan sprawdził obecność i się oddalił w nieznanym kierunku. Pozostałe lekcje zostały przeprowadzone (sic!).
To jeden dzień, raczej typowy, ani szczególnie zły, ani dobry.
W związku z tym bardzo proszę o radę, parę argumentów, które mogłyby przekonać mojego syna, że warto jutro pójść do szkoły, że nie będzie to czas stracony.
No i jeszcze, żeby nie urazić autorytetu któregoś z nauczycieli.
@stary,
Nie, nie sprowadzam wszystkich do jednego mianownika, w szkole jest zwykle kilku nauczycieli wybitnych, dla których mam prawdziwy szacunek za to, że w istniejących warunkach potrafią i chce im się wykonywać naprawdę dobrą robotę, połowa obsady ? jeżeli ich się pilnuje i patrzy na ręce, coś pożytecznego robi, natomiast do natychmiastowej wymiany nadaje się najwyżej 1/3.
@S21,
Czytam i czytam i nie mogę nijak załapać, czy zarzucasz bredzenie mnie, czy @parkerowi..
Co do @corleone, to i w tym i w innych wątkach zawsze twierdziłem, że szkolnictwo wymaga głębokiej reformy, więc obwinianie mnie o stan istniejący jest co najmniej nie na miejscu. Nigdzie też nie powoływałem się na poglądy @parkera.
No, chyba, że to na zasadzie: „My wiemy lepiej od was, co myślicie (towarzyszu)”.
@stary, @CVB,
Cóż z tego, że była „reforma”, skoro pozostawiono socjalistyczne zasady funkcjonowania całej instytucji. I nie ma to nic wspólnego z rodowodem osób zatrudnionych, czy są na emeryturach, czy nie. Chodzi o strukturę obecnie działającą.
Czym się różni praca socjalistyczna od pracy w gospodarce realnej? (celowo nie używam słowa rynkowa, choć rynek jest jednym z jej elementów; natomiast socjalistyczna opiera się na utopijnej doktrynie ekonomicznej)
Dwa przykłady z PRL-u (zaznaczam, że to są tylko przykłady, bo to komentarz a nie skrypt historyczno ? ekonomiczny).
Sklep, lada długa na osiem metrów, za ladą 4 osoby personelu, na półkach buraczki i ocet rozstawione co 80cm aby zapełnić cały regał. Towar będzie raz w tygodniu, wtedy zostanie sprzedany w ciągu kilku godzin. Tak, czy tak ekspedientki dostaną wynagrodzenie za to, że są, czy jest ich dwie, czy sześć. Nawet, jeżeli wartość sprzedaży jest ułamkiem kosztów funkcjonowania sklepu, może taki stan istnieć latami.
Budowa. Kiedy rozpoczynałem studia za oknem powstawał kolejny akademik. W czasie egzaminów wstępnych miał 3-4 pietra. Kiedy 5 lat później broniłem pracę, do dachu już nie brakowało wiele. Cały czas roiło się na budowie od robotników, z okazji 1 maja, lub zjazdu PZPR udawało się podciągnąć w ciągu paru dni całe piętro. Ale na co dzień było już mniej różowo. A każdy według swojego zawodu dostawał wynagrodzenie. Nieważne, czy blok powstawał rok, czy 10 lat.
Paradoksalne, pracownikowi opłacało się, aby nie było towaru w sklepie (trzy osoby mogły ugotować obiad, posprzątać mieszkanie a jedna do pilnowania sklepu wystarczyła), brakło cementu na budowie (można przez parę dni kręcić się tylko z czystym sumieniem, albo nawet bez szkody dla kogokolwiek „urwać się”) . Mógłbym jeszcze napisać o pracy w hucie wtedy jeszcze im. Lenina ale nie chcę przedłużać. Owszem, w socjalizmie istnieją pracownicy, którzy rzetelnie pracują, są całe jednostki, skutecznie zarządzane, ale nie wynika to z rozwiązań systemowych, ale z cech osobowych poszczególnych osób pracujących i kierujących. A to za mało. Bo inni zmarnują wynik ich pracy.
W gospodarce realnej jest to niemożliwe. Właściciel nie może tolerować niesprawnego zarządzania, bo przegra z konkurencją, lub zbankrutuje. Kierujący nie może tolerować złej pracy, dlatego motywuje dobrego pracownika, z złego „wymienia”. Jeżeli tego nie robi znika z rynku z „całym dobrodziejstwem inwentarza”.
Kolejną cechą pracy socjalistycznej jest wypieranie zajęć podstawowych przez zastępcze i pomocnicze i to dodatkowo obniża wydajność pracy, bo wynikiem pracy nie jest ilość wytworzonego potu, ale wytworzona wartość: materialna lub niematerialna, doraźna lub przyszła, ale zawsze konkretna i zgodna z celem.
Jeszcze na koniec obrazek: czym się różni praca socjalistyczna od rynkowej? Jeżeli dwóch robotników pracuje cały dzień, jeden kopie dołek a drugi go zasypuje, to w socjalizmie obaj zarobią dużo, bo się napracowali; w gospodarce rynkowej zarobią zero, bo wynikiem ich pracy jest nic.
corleone
15 grudnia o godz. 12:27
„…w socjalizmie istnieją pracownicy, którzy rzetelnie pracują, są całe jednostki, skutecznie zarządzane, ale nie wynika to z rozwiązań systemowych, ale z cech osobowych poszczególnych osób pracujących i kierujących. A to za mało. Bo inni zmarnują wynik ich pracy….”
– – –
Bardzo słusznie piszesz.
Takie słowa i prawdy padają na tym blogu nie od dziś.
Mówimy jednak (bo i ja to mówię) do zbiorowości całkowicie już zdeprawowanej trwającym dla nich nadal systemem – i to są już kolejne pokolenia wykluczonych cywilizacyjnie.
Jedyną reakcją funkcjonariuszy oświaty publicznej jest toksyczna agresja i wypieranie czynów oraz skutków a wobec realiów – omerta.
Zgodnie ze znanym dobrze nauce syndromem systemowego gnicia zawodowego w naczyniu zamkniętym.
Życzę Ci sukcesów i satysfakcji w komentowaniu – o ile napotkasz z drugiej strony na jakąkolwiek zdrową reakcję 🙂
Skąd wziąć tych na wymianę?
No, właśnie, w obecnych socjalistycznych warunkach nie ma skąd wziąć! Aż dziwne, że nawet nauczyciele to zauważyli.
A skąd wziąć? A skąd wzięło się tysiące pracowników w różnych dziedzinach gospodarki po roku 89? Nie byli ze zrzutów od Reagana. W normalnych warunkach zaczęli normalnie funkcjonować. W 89 roku pracowałem w fabryce zatrudniającej ponad 2800 pracowników. Obecnie mam służbowe kontakty z tą firmą, zatrudnia 700-800 osób, a wielkość produkcji (tonażowo) na podstawowych trzech wydziałach wzrosła 5-6 razy. Profil produkcji jest podobny, technologia w tej branży mogła dać najwyżej 2-3 krotny wzrost wydajności, reszta to organizacja pracy.
Wiem, że politycy boja się obalić socjalizm w szkole. Ale socjalizm ma ograniczoną żywotność, jeżeli się go nie obali, sam obumiera. Jest jak szybowiec bez własnego napędu, może wolniej opadać, może nawet wznieść się na chwilę, wykorzystując prądy powietrza, ale jak osiądzie na ziemi, to już na pewno sam się nie poderwie.