Wyższość łopatologii
W szkołach wszyscy jesteśmy nastawieni na wynik. Na przykład na lekcjach języka polskiego ćwiczy się czytanie ze zrozumieniem (zob. info o wynikach w najnowszym raporcie PISA). Od pierwszej klasy szkoły podstawowej aż po liceum uczniowie czytają tekst, a potem odpowiadają na pytania zawarte w teście.
Sześciolatki, które trafiają do szkoły, także uczą się poprzez rozwiązywanie testów. Jak kogoś interesuje, jak takie testy dla maluchów wyglądają, to proszę sprawdzić tutaj oraz tutaj. Test dla licealistów niczym nie różni się od testu dla sześciolatków, zawiera tylko dłuższy materiał do czytania i kilka pytań więcej. Metoda badania wiedzy i umiejętności jest identyczna. Zob. przykładowy test na czytanie ze zrozumieniem dla licealistów.
Nastawienie na wynik doprowadziło do tego, że pewne metody zostały uznane za nieprzydatne (zob. info o metodach uczenia w Polsce). Na przykład parę lat temu szkoły wariowały na punkcie metod twórczych i aktywizujących (np. burza mózgów, drama, 6 myślowych kapeluszy Edwarda de Bono itd.). Obecnie wraca się do tradycyjnych metod (np. ćwiczenia, praca nad tekstem, wykład), ponieważ dają lepsze efekty, tj. opanowanie sztuki szybkiego rozwiązywania szkolnych testów. Natomiast metody twórcze i aktywizujące pobudzają uczniów do niezależności, oryginalności, spontaniczności, odwagi, otwartości i poczucia własnej wartości. Niestety, te cechy uczniów nie są uwzględniane w ocenianiu pracy szkół przez nadzór pedagogiczny.
Nic więc dziwnego, że metody twórcze i aktywizujące są wykorzystywane tylko przez wyjątkowych zapaleńców i szaleńców, natomiast większość nauczycieli uczy po bożemu, tzn. tak, aby dzieci uzyskiwały wyższe wyniki w rozwiązywaniu testów, szkoła dzięki temu pięła się do góry w rankingach, a dyrektor był zachwycony. W końcu do pracy przychodzi się po to, aby zasłużyć na uznanie przełożonych, a nie na ich gniew. Jeśli metody łopatologiczne dają lepsze wyniki, to po co sięgać po inne?
Komentarze
Mam wrażenie, że opisany przez Autora schemat dotarł na samą górę.
Tak jak w szkołach liczy się właściwie tylko to, jakie wyniki mają uczniowie w testach, tak Ministerstwo uznało za najwyższy cel swojego działania, żeby uczniowie jak najlepiej wypadali w badaniach PISA. A ponieważ te badania są testowe, to system szkolny nastawia się coraz bardziej na testy, aby dzieci umiały pisać testy, bo dzięki temu dobrze wypadną w badaniu.
Żeby tylko świat i dorosłe życie jeszcze chciały wyglądać jak test, gdzie wystarczy odgadnąć, co autor klucza miał na myśli…
Szanowny Panie Profesorze,
jako że miałem czelność w swoim komentarzu uprzednim poruszyć kwestię testów, postrzegam ten Pana wpis – jakże nietypowo merytoryczny(!) – jako niezwykle inspirujący…
Tylko że… jakby to powiedzieć, zachodzi w Pana wpisie zdaje się, jakieś nieporozumienie (?).
Zastosuję więc metodę Edwarda De Bono i zlateralizuję się Pana tekstem:
„W szkołach wszyscy jesteśmy nastawieni na wynik.(…) W końcu do pracy przychodzi się po to, aby zasłużyć na uznanie przełożonych, a nie na ich gniew.”
No proszę, proszę…Jak się okazuje, cel uświęca wynik, czy też rozbieżność celów ucznia (społeczeństwa) i nauczyciela ośmiesza tezę wyjściową wpisu?
Hm…nastawienie to nauczycielskie na wynik, czy na …cynik? 🙂
Z ukłonem ze wszystkich Bonowych kapeluszy (pełnych miłosierdzia przechodniów) – spod katedry zasyłam 😉
Szanowny Eltoro.
Pozwól,że wrzucę Ci pod Katedrę pewną uwagę związaną z metodą „6 kapeluszy”.Cenne jest podejście krytyka jak i optymisty-entuzjasty.Jednak gdy dopuścimy ich na raz do głosu,to bardzo często dyskusja zamienia się w chaos,a nawet utarczki.Skupiamy się bowiem na obalaniu argumentów adwersarza i szukaniu argumentów dokumentujacych moją tezę.Zauważ,że taka postawa nie sprzyja zbliżeniu się do rozwiązania,zaciera problem,wzbudza niepotrzebne emocje.Wielce Czcigodny Podkatedralny Eltoro.Wybacz,ale Twoje wypowiedzi często skupiają się na obalaniu argumentów innych i budowaniu swojej jedynej racji.Siedząc na stołku pomyślności życzy jantra.
Jest coraz śmieszniej. PiS chce tzw. „polskiej szkoły”.
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/pis-i-nauczyciele-zadaja-szkoly-po-polsku,1,4172403,wiadomosc.html
Mógłbym podać wiele przykładów nauczycieli, którzy zarzucili ambitne i twórcze nauczanie, i uczą pod testy. Ot, taśmowa produkcja zuniformizowanych egzemplarzy, posłusznych i myślących (?) zgodnie z naczelną myślą. Pamiętajmy, każdy powinien znać swoje miejsce w szeregu!!! 🙂
@Eltoro
W którym kapeluszu jesteś? Zdaje mi się, że jeden z kapeluszy upodobałeś sobie szczególnie.
A gdybyś miał po kolei wejść we wszystkie i wypowiedzieć się o naszej sytuacji oświatowej? Być na „nie” jest łatwiej 🙂
Za Gierka zasłynął[jako polski sukces ;-)] taki facet, który się nazywał Chomontek, chyba Jsnusz mu było. On potrafił godzinami podbijać piłkę głową – dozszedł chyba do 10000 uderzeń bez upadku piłki na ziemię i go wpisali do księgi Guinessa. Oczywiście nic więcej on piłkarskiego nie umiał i nawet w A-klasie go nie chcieli….
Czy nie jest przypadkiem tak, że cały polski system edukacyjny i egzaminacyjny został ustawiony pod badania PISA.?Wobec tego, jak rzczony Chomontek, w tych badaniach wybranych umiejętności standardowymi metodami odniesiemy „spektakularny” sukces, ale kosztem wszystkich innych ważnych umiejętności oraz umiejętności ich sytezy. W efekcie nawet w światowej edukacyjnej i cywilizacyjnej III lidze nie będziemy w stanie grać…
Polska edukacyjnym Chomontkiem narodów…?;-)
Głos (na temat) z portalu edufaktów:
>Wielka manipulacja nieporównywalnymi wynikami!!!
Dla badanych w roku 2000 uczniów testy PISA były czymś nowym do czego nie byli przyzwyczajeni. Ponieważ egzaminy zewnętrzne z polskiego po kl.6 i pogimnazjalne są egzaminami prawie wyłącznie sprawdzającymi (i to w stylu PISA!) umiejętność czytania ze zrozumieniem więc kolejne roczniki, które były już, w ramach nowego systemu po egzaminie dla 6-klasistów i tuż przed egzaminem gimnazjalnym( więc po wielu próbnych!) to byli rutyniarze w takich akurat egzaminach. Tak więc uczniowie nauczyli się po prostu pisać sprawdziany z czytania ze zrozumieniem, a nie czytać ze zrozumieniem. Odbyło się to kosztem wielu innych umiejętności wyższego rzędu(dla tych lepszych 15-latków czytanie ze zrozumieniem to banalna, samo przez się rozumiejąca i dawno osiągnięta umiejętność!).
Tak więc przedstwianie wyników pomiarów absolutnie nieporównywalnych próbek jako wielkiego sukcesu jest gigantyczną manipulacją autorów i beneficjentów (te nieopodatkowane gigantyczne honoraria z PHARE) niewydarzonej „reformy” gimnazjalnej!!!
Po co komu fikcja 90%rocznika w szkołach maturalnych i ponad 50% w „Szkołach Wyższych Gotowania na Gazie”(to powyżej docelowych(!) wskaźników w bogatej UE???
Kogo chcemy oszukać?Siebie samych???;-)<
Pez ma racę pisząc, że powinniśmy pamietać, aby znać swoje miejsce w szeregu. To samo stwierdza Giospodarz w innej formie w ostatnim akapicie. Chcę parę spraw podkreslić , znając szkołę z praktyki, a nie ze spojrzenia z katedralnego okna.
A więc miejscem szeregu o którym wspomniał Pez jest, niestety, szkoła, w ktorej uczymy sprytnych chwytów pozwalajacych na wyższe wyniki testów. Dlaczego? Aby zyskać uznanie w oczach dyrekcji, może da parę godzin wiecej, przedluży angaż, by dobre rezultaty przełozyły się na większy nabór.
Z chwilą wprowadzenia zasad nowej matury uczę, niestety, wedlug szablonu, a więc , ciach: wypracowanko. temat: spotkanie, np. przy pompie. Opisz relacje…. itp., itd. Nie moze być inaczej, kanon lektur jest przeładowany, jedna goni drugą. Nie nauczyciele tworzą warunki tego chocholego tańca, lecz CKE, ktora póżniej pisze sażniste elaboraty, sumujace rozważania:”Co klucz miał na myśli”.
Jest również często i tak, że dajemy w ramach treningu uczniom do rozwiązania arkusze z lat ubieglych, a oni podpierają się kluczem sciągniętym z internetu lub też machają nam po wielu naszych prośbach bibliografiami prezentacji sporzadzonymi przez kogoś innego za różną cenę. Co ja robę? Tęsknię za formułą starej matury uzupełnionej czytaniem ze zrozumieniem takim, jaki był do na poziomie matury rozszerzonej.
I jeszcze jedno: metody aktywizujące stosuję, aby umożliwić uczniom wypowiedzenie się, Wówczas daję im teksty krótkie, bardzo dla nich atrakcyjne, np. opowiadania o blokersach Marka Nowakowskiego z tomiku „Opowiadania uliczne”. Praca w grupach pozwala mi rownież na zlapanie oddechu, pod warunkiem, że ustalę dopuszczalny poziom hałasu. Przecież ja też muszę myśleć o sobie po bożemu, dzień pracy nauczyciela – mężczyzny lub tymbardziej kobiety nie kończy się w murach szkolnych.
@ jantro
@ time
W swoim komentarzu zwracam uwagę na fakty zawarte we wpisie Gospodarza.
Nie skupiam się na „obalaniu” tez ale na wykazywaniu nielogiczności lub sprzeczności wewnętrznych, zawartych w przedstawianej argumentacji.
Pytam więc Gospodarza – i innych – co jest problemem w rzekomym „nastawieniu na wynik”:
a/ metoda nastawienia na wynik, jako taka?
b/ rodzaj wyniku, na jaki nastawieni są nauczyciele?
c/ rozbieżność i wzajemna sprzeczność wyników oczekiwanych przez realizatorów i podmiot systemu oświatowego?
d/ niezrozumienie sensu metody (wynikiem jest zarówno ilościowy rezultat testu jak i kompetencyjny rezultat metod kreatywnego rozwoju)
e/ wyciąganie wniosków „spod dużego palca” raczej niż z jakiegokolwiek kapelusza, poprzez argumenty nie pasujące do przedstawianych tez (np – że ‚nastawienie na wynik’ jest sprzeczne z kreatywnością).
Określony przez Gospodarza lekką ręką wynik, jaki jest celem pobytu nauczycieli w szkole nie …wynika z założeń metody ani celów oświatowych, lecz z psychologii zachowań partykularnie oportunistycznych kosztem właśnie merytorycznych celów pracy nauczyciela.
Nic na to nie pomoże zmiana kapeluszy ani innych fatałaszków w tym obrazie szkolnego mundurka, niechcący (?) Gospodarz wystawił nam szydło z worka jak na dłoni.
Kreatywne metody rozwijania umiejętności nie są pomocne w fałszowaniu rzeczywistych zachowań i mechanizmów, widocznych poprzez fakty…hihi, przeciwnie! 🙂
Jaka więc jest inna prawda o sensie rozumienia nastawienia na wynik pracy jako łopatologii testów?
Na pewno nie pojawi się jak królik z kapelusza magika De Bono.
Z drżeniem zmrożenia pod katedrą zasyłam 😉
Spod chmury kapelusza proponuje nagrzac Eltoro do temperatury karbonu, nastepnie po cichu rozwiazac jego katedre, a gdy sie obudzi, naslac na niego PIS i NIK. Wtedy moze sie nie pozbiera…
A propos testow. Kiedy bylam nauczycielka angielskiego, jakies dziesiec lat temu, to robilam uczniom testy. Bylo to wtedy cos nowego, gotowce dolaczane do angielskich wydawnictw podrecznikow byly jak znalazl. Ale byl to jednak tylko ELEMENT tego nauczania. Glownym celem, do ktorego zmierzalismy, albo inaczej: „pchalam ich do tego”, to byla PRAKTYCZNA wiedza, czyli w przypadku angielskiego, umiejetnosc poslugiwania sie tym jezykiem. Jak czytam teraz o tej testomanii w szkolach, to wspolczuje nauczycielom. Z moderatorow lekcji staja sie wykonawcami czyichs pomyslow. Obrzydliwe, naprawde, tak jak komenty tego „twata” Eltoro.
@Eltoro
uwielbiam „patrzeć”, jak się wkurzasz
Rzecz w tym, że czytania ze zrozumieniem można jako tako nauczyć, napisana pracy pod schemat również, co pokazują różnego rodzaju testy wejścia i wyjścia stosowane przez wielu n-li. Nie zawsze jest to łatwe i proste, ale nauczyciel – rzemieślnik daje radę.
Pewien student po wymianie z uczelnią zachodnią powiedział, że różnica między nimi a nami jest taka, że my robimy ćwiczenia i dochodzimy do definicji, tam miał parę definicji i musiał dojść do tego, która jest prawidłowa.
Ważny jest zarówno cel, jak i sposób dochodzenia do celu.
Nie lekceważyłabym aktywizujących metod nauczania i nauczycieli, którym się chce je stosować. 🙂
Sądzę, że i w tych słowach „Niestety, te cechy uczniów nie są uwzględniane w ocenianiu pracy szkół przez nadzór pedagogiczny.” jest (znacznych rozmiarów) pies pogrzebany. Trochę tak jak czasami z dodatkiem motywacyjnym: nie liczy się ten, kto więcej robi dla uczniów, ale ten, który wchodzi w schemat podrzucany przez organ prowadzący.
@ time
nie lekceważę, przeciwnie.
Uważam, że małostkowe deprecjonowanie metod – z niewiedzy o ich właściwościach lub wyrachowania w osiąganiu własnych, sprzecznych z interesem płatnika celów jest niecną praktyką.
Poza tym, mądrość nauczyciela nie polega na hołdowaniu takiej czy innej metodzie, ale na umiejętności osiągania założonych celów (oczywiście tu: zawodowych a nie osobistych) różnymi metodami.
Zwłaszcza uwzględniającymi indywidualne modele kognitywne osób, do których się je kieruje.
Czyli – nie ma metod uniwersalnych, zwłaszcza żadna pojedyncza nią nie jest, jeśli używa jej jak brzytwy zawodowa ‚małpa’.
A taką ‚małpą’ łatwo się stać, nie mając wyższych motywacji i aspiracji zawodowych niż wyrwanie dla siebie jak najwięcej podgniłych bananów, oskarżając w dodatku innych o swoje łakomstwo.
W dzisiejszym świecie tych zwierzątek nie trzyma się już w klatkach, hasają po rynku swobodnie – jeśli tylko brzydzą się zgnilizną i wolą chodzić w przestrzeniach szerszych niż klatka na 2 odnóżach.
PS z uwielbieniem nie warto przesadzać, wkurzone byki są równie groźne jak małpy z brzytwą 🙂
Pozdrawiam 😉
Z uwielbieniem i rozedrganiem przeczytalam kolejny twoj wpis Eltoro. Ty kognitywny bastardzie holdujacy holdom skladanym na katedrze. Niezly z ciebie embaras…
W innych wpisach występuje żądanie aby nauczycieli oceniać za wyniki w nauczaniu. Nic więc dziwnego, że uczą pod testy. Bo pisanie testu to inna zupełnie umiejętność niż normalnego sprawdzianu. Ja bym mogła sobie zupełnie darować połowę klasy 6-tej, brył, procentów, wyrażeń i równań na sprawdzianie nie będzie. Również z pól figur ograniczają sie do prostokąta i kwadratu.
Pozdrowienia dla Eltoro. Ciekawe co też z tego wpisu wyczyta 🙂
Ależ nie sposób oceniać szkół i nauczycieli na podstawie wyników osiąganych przez uczniów na zewnętrznych testach. Wynik zależy od wielu czynników, np. od środowiska, w którym pracujemy. Jeśli ktoś ocenia pracę szkół, i belfrów, na podstawie „gołych wyników”, popełnia zasadniczy błąd. Niestety, nasi włodarze, zwłaszcza samorządowi, o tym zapominają. Przyznasz, Gospodarzu, uczący w wyśmienitej szkole, że Twoi, a z doświadczenia wiem, że i moi, uczniowie, niezależnie, co byśmy złego w nauczaniu zrobili, wyniki osiągną dobre. Chwała tym belfrom, którzy uczą w „słabszych” szkołach, i czegoś dzieciaki nauczą! Rządzącym oświatą słowa te pod rozwagę kieruję.
Do Łodzianin
>Ależ nie sposób oceniać szkół i nauczycieli na podstawie wyników osiąganych przez uczniów na zewnętrznych testach. Wynik zależy od wielu czynników, np. od środowiska, w którym pracujemy.<
Brednia! Wtstarczy zrobić ranking na wejściu(dobrą zagregowaną miarą są zbiorcze (!)dane o wynikach egz.zewnętrznego na niższym szczeblu czy, dla podstawówek.dane socjalne), a potem porównać z rankingiem na wyjściu i zobaczyć kto się przemieścił w górę a kto w dół i o ile miejsc. Wyjątek można zrobić dla tych z pierwszych 3 pozycji o ile one się nie zmieniły;-)
Inaczej mamy widzimisię urzędasów w ocenie i to oni głoszą i inspirują takie poglądy jak Twoje …;-)
Tak ogólnie:
– to po czym i jak oceniać nauczycieli, gronadko?
Może po prostu jest to Grono Nieocenione, a więc niedocenione, ex defnitione?
I płacić należy w ciemno, ale wymagać coś – nadaremno?
Jak się do tego ma niekwestionowana renoMA i wyśmienitość placówki Gospodarza (dalibóg, nie śmiem wątpić, ale skąd o tym wiadomo, skoro oceny wszelakie – nietrafne)???
Gospodarzu, ratuj, powiedz cóś o tem plis, ale tak, aby i Grono zadowolić i pod katedrę zrozumienie dotarło…
😉 😉
@Eltoro
Małpa z brzytwą, wkurzony byk na kartoflisku… do tego króliki w kapeluszach Edwarda de Bono Niezzzzły pomysł.
Mamy jakiegoś rysownika na Blogu?
Muszę się podszkolić w „indywidualnych modelach kognitywnych”, bo przyjdzie mi przejść na dietę bananową. A ja mam osobiste aspiracje do kapuścianej.
PS Z jednym się zgadzam. Metod uniwersalnych nie ma.
Pozdrawiam 🙂
Eltoro pisze:
2011-02-13 o godz. 23:12
Tak ogólnie:
– to po czym i jak oceniać nauczycieli, gronadko?
Może po prostu jest to Grono Nieocenione, a więc niedocenione, ex defnitione?
I płacić należy w ciemno, ale wymagać coś – nadaremno?
To może dajmy się uwieść tej konwencji i zacznijmy od początku. Edukacja jest państwowa, więc przepisy dotyczące jej zorganizowania i funkcjonowania tworzą wybrańcy narodu, a więc Sejm i Senat (Ustawa o Systemie Oświaty i jej kolejne nowelizacje). Rząd ma w swojej strukturze Ministerstwo Edukacji, które do tej ustawy wciąż tworzy i w kółko zmienia przepisy wykonawcze (Rozporządzenia Ministra Oświaty). Zarówno Sejm, jak i Rząd zdaje sobie sprawę jak kosztowna jest edukacja, więc kolejne nowelizacje zmierzają w tym kierunku, aby większość kosztów związanych z finansowaniem Oświaty przerzucić na Samorządy. Samorządy są z tego powodu bardzo niezadowolone, bo to im „rozkłada” kolejne budżety. Najbardziej doswiera im to, że oprócz finansowania budynków, ich wyposażenia oraz kosztów logistycznych związanych z funkcjonowaniem obiektów oświatowych muszą dokładać do płac nauczycieli, bo subwencja oświatowa zwykle im na to nie starcza. Muszą, bo istnieje „Karta Nauczyciela” zapewniająca, między innymi, minimalne wynagrodzenie zwane wynagrodzeniem zasadniczym, które należy się nauczycielowi zgodnie ze stopniem awansu zawodowego. I tu doszliśmy do tego, czego różni „Eltoro” nie mogą znieść i nazywają „płaceniem w ciemno”. Może ty „Eltoro” jesteś takim samorządowym urzędasem, który na myśl o tym, że wciąż jeszcze nie możesz ich oceniać (nauczycieli), a samorządowe pieniądze, mimo braku twojej akceptacji (przecież nic nie robią) trzeba im płacić, pieni się z zawiści i szaleje na tym blogu, aby jakoś odreagować.
Dużo piszesz o tzw. „postawie obywatelskiej”, o szefach przedsiębiorstw, którzy by sobie nie pozwolili na zatrudnianie byle jakich pracowników, zwłaszcza nie przygotowanych do podołania obowiązkom na danym stanowisku pracy. Wszystko przed tobą! Skoro tak uważasz, to się wykaż. Oświatowe przepisy wykonawcze właśnie samorządom pozwalają na to, aby miały decydujący głos przy wyłanianiu dyrektorów szkół. Jeśli wójt czy starosta chce, aby dyrektorem był pan „X”, to pan „X” dyrektorem zostaje. Nic prostszego, wystarczy sprawić, aby dyrektorem zostal, ktoś, kto się na zarządzaniu szkołą zna. Trzebaby tylko takiego fachowca znaleźć i zaproponować mu odpowiednie wynagrodzenie (i tu już jest pies pogrzebany – ach te koszty), a następnie jeszcze umieć ocenić, czy ten fachowiec rzeczywiście z powierzonej pracy się wywiązuje (zwykle samorząd nie potrafi tego ocenić). A jaka jest praktyka ? Dyrektorstwo szkoły, to „łup” dla różnych protegowanych lubiących po prostu „rządzić”, chocby nawet za małe pieniądze. I tu dotykamy sedna sprawy. Tzw. „organ prowadzący” musi wiedzieć czego chce od podległych mu placówek oświatowych. Musi wiedzieć, bo od tego wszystko się zaczyna. To organizator biznesu musi mieć pomysł, jak ten biznes ma wyglądać. Pod tym kontem dobiera sobie menagerów, a oni pracowników. Nie na odwrót, „Eltoro” !!!!
@ kwant,
początek jest taki, że komuna upadła.
Samorząd wybierasz i Ty i każdy w swoim terenie, w ten sposób wpływając na tak oczekiwane przez Ciebie wybory kadrowe.
Jeśli samorządy nie stać na profesjonalistów, to kto do licha tak tu narzeka, że nie dostaje płacy profesjonalisty?
No właśnie.
Osoby kompetentne nie podejmują pracy za takie pieniądze (jak sam dowodzisz). Mają wybór. Kto więc podejmuje – sam sobie odpowiedz. A w dodatku – podejmuje to jeszcze nie znaczy że pracuje, stąd takie biadania nad próbami ustalenia i sprawdzenia wyniku pobytu na etacie.
I Ty i większość nauczycieli wypiera po prostu swój udział w odpowiedzialności za to, kto nami rządzi, jakich ludzi zatrudnia i ile im płaci oraz za co. A już najbardziej nie lubi odpowiadać za wyniki swojej pracy.
I tu wracamy do początku – trwaj, komuno, płać podatniku, pożal się Boże nad nami i świecie i zabierzcie swoje dzieci z naszej szkoły.
To jest głos powszechny z Pokoju Gronowego.
Tak było zawsze i tu się czas zatrzymał.
A co do wycieczek osobistych – uprzejmie tu od początku piszę, że zarabiam pod katedrą na siebie sam i to ja jestem pracodawcą nauczycieli a nie odwrotnie.
Pozwala mi to uchronić moje dzieci przed systemem i jego akolitami i to mi jako sprawdzian dawania sobie rady w zupełności wystarczy.
Kwant, zapraszam – sprawdź się sam pod katedrą, a jak nie umiesz lub nie chcesz – to nie biadaj, że to los i źli ludzie Ci tę krzywdę nauczycielską na łeb spuścili.
Nie za moje pieniądze, plis. 🙂
Z tego postu wynika,że ET jest po prostu dyrektorem lub i właścicielem niepublicznej szkoły. Jasne,że tkwi w nim zwierzęca nienawiść do konkurencji i chęć jej zniszczenia. I to by było na tyle…;-)
@eltoro
Komuna upadła. Fakt. Wziąłeś dziecko z systemu, zarabiasz i zatrudniasz n-li sam… Bądź wola Twoja. Teraz na szczęście są takie możliwości.
Co do podatków, to nie tylko Ty je płacisz.
Nawiasem mówiąc, ilu n-li jesteś w stanie utrzymać, skoro mówisz: nie za moje pieniądze… A co do biadolenia, powiem na ludową nutę:” przyganial kocioł garnkowi…”
PS Uśmiechnij się czasem, nie tylko emotikonem. 🙂
Dlaczego w podstawówce dane socjalne? To brzmi jakby biedne dzieci były głupie a bogate zdolne. Co to za założenie?
Więc jak ocenimy podstawówki?
Eltoro pisze:
2011-02-14 o godz. 15:46
Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek wyrażał tęsknotę w rodzaju „komuno wróć”, a wielu potępianych tu przez ciebie blogowiczów pewnie urodziło się za późno, aby „komunę” pamiętać. I nie odnoszę wrażenia, aby nauczycielskie problemy tu poruszane wiązały się z tamtymi czasami. Problemy na blogu poruszane dzieją się „tu i teraz”. Mają one związek właśnie z tym, że szkoły nie działają na zasadach rynkowych, ale nie można nic na to poradzić, bo taka jest wola polityków i społeczenstwa.
Płaca, o której piszesz, nie jest nawet porównywalna do innych płac w sektorze publicznym, co każdego roku niezbicie dowodzi GUS publikując dane o zarobkach w poszczególnych sektorach gospodarki. I dobrze wiesz, że tak jak i emerytury płacone przez ZUS (wysokość nagromadzonych środków nie ma związku z wysokością emerytury), tak i wysokość zarobków w edukacji nie ma żadnego związku z jakością świadczonych przez nauczyciela usług. Czego więc się mądrzysz i udzielasz „dobrych rad” ? Chciałbyś, aby nauczyciele sami się zdyscyplinowali (pod wpływem twoich dobrych rad ?) i oddolnie wywrócili zastany system „do góry nogami”, a potem już będzie tylko dobrze i pięknie i nikt nie będzie się użalał, bo zostaną przecież sami profesjonaliści – cokolwiek to oznacza ?
A czy zastanawiałeś się czy poparło by ich społeczenstwo ? Myślisz, że tak ? To dlaczego wyborcy, choćby w małej gminnej społeczności, nie naciskają na swoich włodarzy w tej sprawie ? Ba, nawet nie jest to temat do przedwyborczych dyskusji. Nie zauważyłeś, że gminom czy powiatom zależy jedynie na wyglądzie szkół (z tego ich wyborcy rozliczają), a nie na tym w jaki sposób uczona jest w nich młodzież. To dla nich nie jest temat.
A propos wycieczek osobistych. Byłem dyrektorem gimnazjum. Przy odrobinie dobrej woli i zainteresowaniu jakością pracy można z zastanym przez siebie gronem pracowników doprowadzić do tego, aby tak zorganizować pracę szkoły, że „rozwydrzeni gówniarze” nie rozwalają każdemu nauczycielowi lekcji, a sami nauczyciele dobrze się w szkole czują i zachowują się, używając twojej terminologii, jak profesjonaliści. Mnie się udało to osiągnąc. Również, podobnie jak ty, nie mogłem zrozumieć dlaczego są gimnazja, w których jest inaczej. Teraz, sam na własne oczy obserwuję (bedąc od 3 lat na emeryturze) jak w tej samej szkole (dorabiam tam na pół etatu), ci sami nauczyciele chodzą jak zbłąkane owce, „rozwydrzeni gówniarze” są coraz bardziej rozwydrzeni, nikt, łącznie ze mną, nie jest w stanie przeprowadzić wartościowej lekcji. Dlatego już nie wierzę w bajki o nieskutecznych nauczycielach, którzy nie są profesjonalisatami. Prawda jest taka, że jeśli organ ma to w pewnej części ciała, a na dodatek dyrektor też, to choćby nie wiem jakiego profesjonalistę tam zatrudnić, to zginie w bezmiarze bałaganu i bezsilności. Tu nie ma żadnej nauczycielskiej krzywdy – to jest samo życie. Nie ma kompletnie złych pracowników, jest beznadziejny zarządzający firmą.
@ kwant,
komuna to stan ducha i mentalności a nie nazwa ideologii
nie zależy od wieku ale od wychowania
dlatego o tym piszę, bo wielu nie nawet, że oni już byli
i tak głosili:
sukces dyrektora gimnazjum-
nauczyciele dobrze się czują,
rozwydrzeni uczniowie nie rozwalają
a ich rodzice tworzący społeczeństwo
są winni naszej krzywdzie
którą dziś smakujemy jak stare, dojrzałe wino
Jest krzywda – musi być i wino
którego nie nawarzyliśmy
a w którym każdy profesjonalista zginie
jak nie my, póki żyjemy
co nam obca wzięła
mądrzącym się odbierzemy
bo i na co im ta mądrość
w szkole?
Poemat ten niepedagogiczny Tobie, kwant dedykuję, jako memu w tej kwestii nauczycielowi.
@ bebe
zwierzęca nienawiść, to moje drugie imię – oczywistość na wolnym rynku, bo gdyby moich klientów stać było na publiczną szkołę, to nie płaciliby za naukę w mojej.
Tak, wolny rynek nienawidzi konkurencji szkół publicznych!
Oczywista oczywistość, jak mawia pewien równie zorientowany w świecie i życiu kawaler.
Na szczęście, jego naukom społeczeństwo dało odpór, czego publicznemu marnowaniu grosza na takich nauczycieli publicznych także nam życzę.
@ time,
nominalnie trzynastu
moi znajomi, fakt, też płacący podatki od trzech – do dwudziestu
kosztowne to utrzymanki i utrzymankowie, ale za to – kupa śmiechu na blogu
tyle z tego ma podatnik
plus zaszczyt rozmowy z Tobą 🙂
Wiesz co Eltoro, chyba coś z tobą nie tak. Myślę, że wyczerpaliśmy temat.