Co kuratorzy oświaty zrobią z donosami?

Podczas rządów PiS rodzice przyzwyczaili się, że w razie problemów z nauczycielem należy złożyć donos do kuratorium oświaty, którego urzędnicy tylko na to czekają, aby skontrolować szkołę. Już samo postraszenie donosem działało na nauczycieli i dyrekcję dyscyplinująco.

Informacja, że dzwonią z kuratorium, wpędzała dyrekcję w wielki stres. Wielu dyrektorów nie wytrzymało tego stresu i zakończyło pracę w szkole. Niejeden fachowiec od zarządzania nie chciał podchodzić do konkursu na dyrektorski fotel właśnie z obawy przed donosami i kontrolami.

Trudno będzie odzwyczaić rodziców od rozwiązywania problemów donosami. Ludzie lubią ten styl działania, bo jest najszybszy i najskuteczniejszy. Niełatwo przekonać, aby porozmawiali z nauczycielem. Nawiązali kontakt z wychowawcą, potem z pedagogiem lub psychologiem, następnie z dyrektorem. A dopiero jeśli to nic nie da, wybrali się na rozmowę do kuratorium. Jeden z rodziców powiedział, że nie będzie przechodził tej procedury, bo i tak sprawa skończy się w kuratorium. Pójdzie więc tam od razu.

Donoszono na mnie wiele razy. Na końcu, gdy już sprawdzono wszystkie papiery i udowodniono mnóstwo drobnych uchybień, dyrektor informował, że mam stawać na głowie, aby nie było donosów, bo szkoła nie może normalnie pracować.

Ciekawe, jaką politykę w sprawie donosów będą prowadzili nowi kuratorzy oświaty. Taką samą czy jednak inną?