Matura dla osób, które nie przeczytały ani jednej lektury

Byłem świadkiem jak po próbnej maturze z języka polskiego grupa nastolatków spierała się, skąd pochodzi hasło „Polska Winkelriedem narodów”. W końcu sprawdzono w internecie i odkryto, że to „Kordian” Słowackiego. Jedna dziewczyna miała dobrze, a reszta źle. Trudno mi było uwierzyć, że uczniowie nie pamiętają tak ważnego hasła polskiego romantyzmu.

Dziewczyna, która okazała się wyjątkiem, aż podskoczyła z radości. Była z siebie dumna. Od razu wyjaśniła, że nie czytała „Kordiana”, tak głupia przecież nie jest. Po prostu ma dobrą pamięć, zapamiętała to, o czym było na lekcji.

Uczniowie uczą się lektur szkolnych metodą wbijania sobie do głowy najważniejszych faktów, np. Dziady cz. 3, Konrad, prometeizm, ksiądz Piotr, mesjanizm, 44 (tyle powinno wystarczyć, czytać utworu nie trzeba). Do tej esencji dolewa się potem wodę ogólników oraz banałów i wychodzi z tego wypracowanie maturalne. Ujdzie wtedy, gdy uczeń nie pomiesza faktów.

Zwykle jednak uczeń sypie błędami. Ostatnio czytałem pracę, w której nastolatek zdecydował się przywołać „Iliadę” Homera. Napisał, jak to Achilles został zabity przez Hektora (było odwrotnie), a potem Patrokles postanowił pomścić śmierć przyjaciela, dlatego wywołał Hektora na pojedynek i go zabił (było odwrotnie: Hektor zabił Patroklesa, a potem zginął z ręki Achillesa). Za tego typu błąd odejmuje się tylko jeden punkt (na 35 możliwych), więc to żadna strata. A poza tym – usłyszałem od ucznia – aż tak bardzo się nie pomylił.