Klasy robią się mniej liczne, choć nie dzięki ministrowi

Po raz pierwszy jestem wychowawcą klasy, która ma mniej niż 30 uczniów i uczennic. Zaczynaliśmy w znacznie liczniejszym zespole, ale ludzie zaczęli wybierać edukację domową i zrobiło się luźniej. O wszystkich takich koleżanki i koledzy mówią, że wybrali „chmurę”.

Jeśli tendencja się utrzyma, klasa tak się przerzedzi, że naprawdę przyjemnie będzie w niej uczyć. Jedna z klas równoległych liczy mniej niż 20 osób, a to już prawdziwy luksus. Jedni rodzice pytają nauczycieli, co sądzimy o edukacji domowej, a inni zapowiadają, że zabiorą dziecko, jeśli w szkole nie stanie się to czy tamto. Dzieci też czują, że mają alternatywę.

Byłem świadkiem, jak jedna z klas sprawdzała wyniki maturalne Szkoły w Chmurze i mocno dyskutowała, czy warto się przenieść. Na razie szału nie ma – stwierdzono – ale gdyby były lepsze wyniki, już by nas tu nie było.