Zakazy maturalne z czekoladą w tle
Zakazów na maturze jest tyle, że aż się prosi, aby je obchodzić. Jak uczeń chce, to wszystko mu wolno, choć oficjalnie nic a nic.
Dawniej na egzaminie maturalnym można było jeść i pić. Uprzyjemniała sobie w ten sposób życie komisja maturalna, posilali się maturzyści. Dzisiaj wolno mieć butelkę wody, a na ząb nic. Chyba że lekarz wyda zaświadczenie, iż człowiek musi jeść. Wtedy je się do woli.
Dzisiaj dostałem parę takich zaświadczeń, m. in. o konieczności wniesienia na salę egzaminacyjną czekolady. Z lekarzem nie ma dyskusji. Cała sala, a szczególnie komisja, patrzyła z zazdrością na koleżankę.
Mnie tak skręcało, iż maturzystka zaproponowała, abym się poczęstował. Niestety, mnie nie wolno. Ja nie mam zaświadczenia lekarskiego. Poza tym czekolada była jedna (tylko 100 g), a chętnych do poczęstowania się cała sala gimnastyczna. Musiałem odmówić.
Za rok będę bardziej przygotowany do matury. Tylko jaki lekarz wyda mi zaświadczenie, iż bez czekolady nie dam rady pracować?
Komentarze
Tylko jaki lekarz wyda mi zaświadczenie, iż bez czekolady nie dam rady pracować?
Diabetolog. Z uzasadnieniem, że występują u Pana nagłe spadki poziomu cukru, które najszybciej wyrównuje czekolada.
Czekolada nie może być gorzka 😉
Scenka z wybiórczym wcinaniem czekolady
jak z Ferdydurke…
🙂
Psychiatra? 😉
I znowu źle. Tym razem pisowski reżim zagłodzi maturzystów i nauczycieli.
Gospodarzu!
Dajecie bobu co poniektórym: nie nadążają z komentarzami. I później muszą powtarzać to samo pod nowym wpisem.
Najzabawniejsze jest powtarzanie spostrzeżeń, na koniec poczynionych, o zamknięciu dyskusji na blogu Hartmana. Bo owo zakneblowanie usteczek blogowiczów przez profesora Jana nastąpiło kilka dni zanim się połapano.
Jednak co profesor UJ to profesor UJ. Ten to nawet potrafi klasyka strugać zamykając buźki dyskutantów.
Jeśli dyskusje znów otworzy, jakimś cudem, klasykiem przestanie być.