Uczeń może wyglądać, jak chce

Prawo oświatowe pozwala szkołom nakładać na uczniów i uczennice obowiązek noszenia określonego stroju. Ustawodawcy chodziło o tzw. mundurki, natomiast szkoły pojmują to znacznie szerzej. Za „ubiór” uznają kolor, kształt i długość włosów oraz paznokci, szminkę na ustach, puder na policzkach czy tusz na rzęsach. Niektóre placówki potrafią wtrącać się we wszystko, co młody człowiek chce mieć na swoim ciele.

Artykuł 99 Prawa oświatowego brzmi:

„Obowiązki ucznia określa się w statucie szkoły z uwzględnieniem obowiązków w zakresie: przestrzegania zasad ubierania się uczniów na terenie szkoły lub noszenia na terenie szkoły jednolitego stroju” (źródło tutaj)

W mojej szkole pojmowaliśmy kiedyś ten przepis jako np. zakaz farbowania włosów, ale po interwencji kuratora dbamy tylko o to, aby strój był bezpieczny. Jednak kuratorzy też różnie interpretują prawo oświatowe. Co można robić w Łodzi, nie można np. w Białymstoku. Sprawą zainteresował się Rzecznik Praw Obywatelskich i poprosił wybrane kuratoria oświaty o informację, jak wiele jest skarg na zapisy w statutach ograniczające wygląd uczniów. Szczegóły interwencji opisano tutaj.

Szkoła jest instytucją, która znajduje przyjemność w nakładaniu zakazów i nakazów. Kiedy zacząłem pracować w podstawówce i powiedziałem do uczennicy per „proszę”, dyrekcja zwróciła mi uwagę, abym nie prosił, tylko wydawał polecenia. Od mojego „proszę” tej dziewczynie przewróci się w głowie i przestanie mnie szanować. Wprawdzie to było 30 lat temu, obecnie szkoła znacznie się zmieniła. Jednak chęć dominacji pozostała. Jedną z jej form jest narzucanie innym, aby wyglądali tak, jak nam się podoba.