Nauczyciele szykują się do strajku. Ale jakiego?

Nauczyciele będą strajkować, to pewne. Właśnie zastanawiają się, jak to zrobić najskuteczniej. Mówią, że ZNP raczej nie poprowadzi nas do strajku, musieliby wejść nowi ludzie do władz związku. Pensja na poziomie najniższej krajowej, pensja nauczyciela równa wynagrodzeniu woźnej jest nie do przyjęcia. Musimy zastrajkować.

Część nauczycieli mówi, że strajk już się rozpoczął. Ograniczyliśmy swoją aktywność w pracy, już się tak nie wysilamy, nie poświęcamy. Tendencje są takie, aby ograniczyć tę aktywność jeszcze bardziej. Tylko prowadzić lekcje, a za wszystko inne żądać dodatkowej zapłaty. Za minimalne wynagrodzenie zaangażowanie też musi być minimalne. Taka postawa zaczyna się szerzyć wśród nauczycieli.

Strajk może polegać na odmawianiu wykonywania tych dodatkowych zadań, za które albo nie otrzymujemy zapłaty, albo stawka jest rażąco mała. Mówi się o tym, aby nie wziąć udziału w sprawdzaniu matur. Nowa formuła egzaminu wymaga znacznie większej pracy niż poprzednia, a stawki dla egzaminatorów są podobne. Należy się temu sprzeciwić. Niech rząd zapłaci podwójnie albo niech wszystko odda w ręce emerytów.

W ogóle szkoła się robi bardzo emerycka. Tylko emeryci przyjmują warunki pracy i płacy. Także emeryci dominują w związkach zawodowych, szczególnie we władzach. Gdyby byli tam ludzie młodsi, natychmiast zareagowalibyśmy na styczniową pensję pogotowiem strajkowym. Tak się mówi w pokojach nauczycielskich. Nauczyciele szykują się do strajku niezorganizowanego przez żaden związek. Jako związkowiec zbieram wciąż cięgi od koleżanek i kolegów. Zanim się ZNP obudzi – mówią do mnie – może być już po strajku, no i po oświacie, jaką znaliśmy do tej pory.