Wulgaryzmy na maturze z języka polskiego

Egzaminatorów należy przeszkolić w sztuce oceniania wulgaryzmów. Uczniowie chcą bowiem cytować teksty kultury w takiej wersji, w jakiej stworzył je artysta. Zastępowanie wulgaryzmów eufemizmami albo wykropkowywanie powoduje, że dzieło traci sens.

Wulgaryzmy zawsze były w tekstach kultury. Posługiwał się nimi Kochanowski (fraszka „Na matematyka”), Mickiewicz, nie stronił od nich Słowacki. Sporo jest tego w „Weselu” Wyspiańskiego („ino te ciarachy tworde, trza by stać i walić w mordę”). Oczywiście stare wulgaryzmy odbierane są jako łagodne, rażą tylko współczesne.

Młodzież pyta, w jakiej formie ma zacytować „Metropolis” Darii Zawiałow (doskonały kontekst do „Lalki” oraz „Zbrodni i kary”). Na przykład, czy można w wypracowaniu napisać słowo „gówno”? Chodzi o taki fragment piosenki: „Czuję wstyd na karku/ Spływa mi po płaszczu/ A płaszcz topi się w gównie”. Uczniowie chcieliby wykorzystać te słowa do interpretacji spaceru Wokulskiego po Warszawie lub Raskolnikowa w Petersburgu. Czy na maturze można pisać o gównie?

Niektórzy nie pytają, tylko piszą. Egzaminator może więc zobaczyć w wypracowaniu maturalnym taki oto tytuł dzieła: „F**k you”. Chodzi o piosenkę rapera o pseudonimie Cee Lo Green (słuchałem dzisiaj mimo woli w szkole i w domu). Młodzież chętnie do niej nawiązuje przy okazji interpretacji „Przedwiośnia” Żeromskiego. Jakoś nastolatkom postawa bohatera tej piosenki kojarzy się z zachowaniem Cezarego Baryki. Czyż obydwaj nie mówią światu „f**k you”. Przydałoby się wyjaśnić egzaminatorom, jak mają oceniać takie teksty.

PS Interpretacja kontekstowa obowiązuje na maturze od roku 2023.