Zamiast fizyki była geografia. Przez cały rok
Nie udało się znaleźć nauczyciela fizyki, więc uczniowie mieli geografię. Przez cały rok. Dopiero w następnym roku szkolnym jest szansa, że będą uczyć się fizyki. O ile kandydat na nauczyciela dotrzyma słowa i po wakacjach przyjdzie uczyć. Pewności nie ma.
Sytuacja taka przytrafiła się uczniom Zespołu Szkół Rzemiosła im. Jana Kilińskiego w Łodzi. Dyrektor szkoły zdaje sobie sprawę, że obecność fizyka nie jest pewna, dlatego sam zaczął studiować podyplomowo fizykę. Wkrótce zyska uprawnienia do nauczania tego przedmiotu. Przyznaje, że Einsteinem nie jest. O sprawie można przeczytać w najnowszym numerze Głosu Nauczycielskiego (tekst „Einsteinem nie będę” – fragment tutaj).
Gratuluję dyrektorowi odwagi, podziwiam poczucie odpowiedzialności. Jednak to nie jest sposób na ratowanie szkoły przed brakiem fachowców. Jako magister filozofii też mógłbym uczyć fizyki oraz matematyki, miałem bowiem wykłady z myśli kilku fizyków, uczestniczyłem w zajęciach z matematyki współczesnej oraz logiki. Zdałem egzaminy. Znaczy się liznąłem co nieco.
Uczniowie mogliby nie zauważyć różnicy. Jednak chodzi o to, aby uczniowie widzieli różnicę. Fizyk z prawdziwego zdarzenia uczy inaczej niż taki, który liznął co nieco. Dlatego jak nie ma w szkole fizyka, to nie ma. Niech będą tylko takie przedmioty, które ma kto uczyć. Choćby geografia od rana do popołudnia przez wszystkie dni tygodnia.
Komentarze
To nie jest sytuacja, którą przytrafiła się uczniom, tak jest w większości szkół. Fizyków praktycznie już nie ma, uczą po podyplomówce. Litościwe pomilczmy jak uczą
Właśnie wypisałam rachunek dla OKE za pracę asystenta technicznego na egzaminie zawodowym technika informatyka. Stawka za godz. 21,96 zł brutto.
Do zrobienia 6 stanowisk, na każdym jeden komputer z dwoma systemami serwerowymi (linux i windows), drugi z desktopowymi. Oczywiście skonfigurowane sterowniki, wgrane przeglądarki itd.
Od czterech lat jestem na emeryturze. Na moje miejsce nikt się nie zgłasza.
Chyba nie ma co komentować.
Nie ma co. Uczę angielskiego w szkole zaocznej dla dorosłych. Kończę współpracę. 30 zł netto za godzinę dla anglisty to żart. Prywatna szkoła językowa płaci 60 zł netto za godzinę – bez dzienników, prac do sprawdzenia, itp. Dlaczego odchodzę? wiadomo – kochane pieniążki są powodem.
Na youtube jest pełno lekcji fizyki np. Politechniczne Demonstracje Fizyczne. Fachowiec prosto i zrozumiale tłumaczy zjawiska fizyczne. Więcej filmów, mniej przynudzania nauczycieli to przyszłość oświaty.
Autor się ośmiesza, nie dałby rady matematyki czy fizyki na poziomie szkoły średniej i jest mgr?
Wolne żarty, teraz każdy mgr to jakiś upośledzony?
@Lider4
Proponuję całą szkołę przenieść do youtuba – to dopiero będzie oszczędność! Przecież pisania rozprawek szkolnych łatwo można nauczyć się ze ściąga.pl, a ortografię, a ostatnio także gramatykę i nawet inter punkcję załatwiają za nas procesory tekstu.
Z jakichś powodów dla znacznego odsetka młodzieży lekcje zdalne okazały się katastrofą. Z jakichś powodów części młodzieży brak kontaktu ze szkołą, nauczycielem i koleżankami nie przeszkodził w osiągnięciu dobrego wyniku na maturze, ale czy oni będą „normalnymi” rodzicami, pracownikami, obywatelami – czas dopiero pokaże.
Może istotą uczenia się i nauczania, poza przypadkami autyzmu lub innych zaburzeń rozwoju, nie jest interakcja z maszyną, a z drugim człowiekiem?
@FilipIV
11 CZERWCA 2022
Nie, nie dałby. Bo zdolny uczeń zapyta o ogolną teorię względności czy współczesny pogląd na budowę atomu.
Ala awokado! Ten anglista ma już uprawnienia do nauczania, oprócz języka angielskiego, także informatyki i W-F-u, wkrótce otrzyma je dla fizyki, tymczasem w szkole brakuje (także) „trzech fryzjerów, jednego – dwóch optyków, nauczyciela specjalisty z zakresu hodowli koni”. Co to mówi o uprawnieniach do nauczania i trudności z ich zdobyciem? Informatykiem czy anglistą zostać łatwiej niż fryzjerem?