Kontakt z chorym to kwestia interpretacji

Kiedy woźna zachorowała na koronawirusa, spodziewano się, że szkoła zostanie zamknięta i przejdzie na nauczanie zdalne. Wydawało się to oczywiste, gdyż woźna miała kontakt ze wszystkimi. Okazało się, że źle rozumiemy pojęcie „kontaktu”.

Woźna odpowiedzialna jest za swoje piętro. Tu sprząta sale, dyżuruje na korytarzu, wchodzi do obydwu toalet – męskiej i damskiej – rozmawia z nauczycielami i uczniami. Wszędzie jej pełno. Jednak bywa też na innych piętrach, na pewno sporo czasu spędza na parterze, gdzie znajduje się pokój woźnych. Tam wszyscy pracownicy obsługi odpoczywają, jedzą, piją kawę, plotkują, jak to w robocie. 

Trudno ustalić, z kim woźna ma kontakt w szkole, a z kim nie. Moim zdaniem, większy ma z osobami przebywającymi na jej piętrze oraz z innymi pracownikami obsługi, a mniejszy z resztą społeczności. Dla bezpieczeństwa założyłbym, że ze wszystkimi.

Potoczne rozumienie omawianego pojęcia rozminęło się z definicją urzędową. Okazało się bowiem, że w sensie urzędowym chora woźna miała kontakt tylko z jedną osobą. Pracować w tłumie i nie być w kontakcie to jest dopiero coś. Wszystkim szczęka opadła. 

Szkoła działa, jakby nigdy nic. Poproszę odpowiedzialny urząd o definicję „kontaktu”, bo może się okazać, że nawet sypiając z kimś do żadnego kontaktu – w sensie epidemicznym – nie doszło. Profesor Bralczyk mógłby się wiele z tej definicji nauczyć.