Uczniowie domagają się lekcji o uchodźcach, a nauczyciele na to?

Uczniowie chcą lekcji o uchodźcach. Wręcz się domagają, aby zatrzymać realizację podstawy programowej i pogadać o tym, co ważniejsze. Pogadać o tym, co się dzieje w naszym kraju.

Nauczyciele mają do takich lekcji – jak to się mówi – stosunek ambiwalentny. Chcą, ale boją się. Nie chodzi tylko o strach przed reakcją władzy, bo tę coraz więcej pracowników ma w dupie. Obawa wynika raczej z powodów pedagogicznych. Młodzież obecnie jest bardzo podzielona światopoglądowo, więc taka lekcja to murowana walka przeciwnych racji. Bardzo ostra walka. Można nad tym nie zapanować – i co wtedy?

Gdy rozstrzygają się losy historii, szkoła woli – parafrazując poetkę – urządzać lekcje gimnastyki. To bezpieczniejsze. A jednak młodzież nie odpuszcza. Z tego powodu podjęliśmy decyzję, że jako kadra idziemy jednym frontem. Albo wszyscy prowadzimy takie lekcje, albo nikt. Głosowaliśmy. Gimnastyka czy teraźniejszość? Wychowanie fizyczne czy rozstrzyganie losów historii?

I teraz pytanie do Szanownych Czytelników. Jak myślicie, która opcja zwyciężyła? A jak byłoby (jest) w Waszej szkole?

Wiersz Ewy Lipskiej, do którego nawiązałem, można przeczytać tutaj.