Niezaszczepieni rządzą

Niezaszczepieni uczniowie trafiają na kwarantannę. Czasem tylko jedna – dwie osoby z klasy. Dla tej małej grupki trzeba prowadzić lekcje w formie hybrydowej – równocześnie zdalnie i stacjonarnie. Problem w tym, że w szkole nie ma warunków do takiej nauki.

W sali jest tylko laptop (o jego jakości nie będę się wypowiadał, aby nie urazić darczyńcy). Żeby uczniowie przebywający w domu widzieli i słyszeli nauczyciela, musi on znajdować się przed kamerą i tuż przy mikrofonie. Jednak wtedy nie ma kontroli nad klasą. Można też odwrócić laptop ekranem w stronę sali, robić swoje i się nie przejmować, czy coś słychać i widać. To jednak nie jest wyjście.

Minęło ponad półtora roku od ogłoszenia pandemii, a szkoły wciąż nie są przystosowane do prowadzenia nauki hybrydowej. Są przygotowane do nauki jednego typu: albo zdalnie, albo stacjonarnie. Natomiast równoczesne nauczanie tych, co są w szkole, i tych, co siedzą w domu na kwarantannie, jest niemożliwe. To raczej fikcja niż prawdziwa nauka. 

Można by oczywiście powiedzieć nastolatkowi, że skoro się nie zaszczepił, musi ponieść tego konsekwencje. Niech nie zawraca głowy nauczycielowi i nie przeszkadza koleżankom i kolegom, którzy się zaszczepili i chodzą do szkoły nie po to, aby patrzeć, jak nauczyciel gada do laptopa. Niestety, nie możemy sobie pozwolić na taką szczerość. Musimy uprawiać fikcję, bo na niezaszczepionych trzeba dmuchać i chuchać, a reszta jakoś sobie poradzi.