Pałka policyjna na święta

Prawie wszystkie prezenty świąteczne dla rodziny i przyjaciół mam już kupione, została mi jeszcze pałka policyjna. Mikołaj otrzymał taką prośbę od nastolatka. Życzenie krewniaka rzecz święta. Tylko skąd wziąć taką pałkę?

Pomyślałem, że kupię z demobilu pałkę milicyjną – tzw. Lolę – sporo tego zostało po PRL-u. Pałowanie obywateli było wtedy w modzie, jest więc tego na rynku istne zatrzęsienie (Lolę zob. tutaj). Do tego same oryginały. Okazało się jednak, że chłopak nie chce pałki PRL-owskiej, lecz współczesną. A nie wolałbyś – powiedziałem – świetlnego miecza rycerzy Jedi? „Wujku, to dla dzieci.”

Pałka ma być dokładnie taka, jak ta pokazywana w telewizji. Obejrzałem z wyrostkiem filmik, na którym to wymarzone narzędzie jest używane, obejrzałem, aby się nie pomylić. Ładnie biją ludzi, ładnie. Obejrzeliśmy jeszcze parę razy, a potem ruszyłem na zakupy. W Łodzi niczego nie brakuje, wszystko na wyciągnięcie ręki, sam bym sobie coś kupił. Np. noże tak mi się spodobały, że nie mogłem oderwać wzroku. Marzyłem o takim sprzęcie, gdy byłem w liceum (zob. tutaj). A w podstawówce marzyłem o wiatrówce. O pałce jednak nigdy. Na co mi pałka? Kij bejsbolowy, to rozumiem. Albo kastet. Naprawdę tylko 49,99 zł? Czasy takie, że warto mieć. Tylko wolałbym mocniejszy. 79,99 zł (kastet zob. tutaj)?

Trafiłem w końcu do miejsca, gdzie oferowano za 109,99 zł pałkę przypominającą do złudzenia oryginał. Do postawienia na półce wystarczy, ale gdyby krewniak chciał nią komuś przypieprzyć, może go zawieść (miniszkolenie tutaj). Do tego, mój drogi, potrzebna jest prawdziwa pałka, a tę dostaniesz, jak zostaniesz policjantem. Chociaż wolałbym, żebyś nie został. Przepraszam – mówię do sprzedawcy – a może być za 100 zł? Jak za sto, to wezmę. Chociaż czy dzieciakowi wystarczy?