Pierwsi nauczyciele oskarżeni

Przed komisję dyscyplinarną z powodu rzekomego namawiania uczniów do udziału w Strajku Kobiet trafił pierwszy nauczyciel. Jest nim Arkadiusz Ordyniec, historyk z Gdyni. Będą zapewne następni, gdyż minister edukacji i nauki straszy belfrów konsekwencjami, a usłużni kuratorzy, jak widać, szybko przechodzą od słów do czynów.

Info o problemach historyka tutaj.

Nie wiem, co się działo na lekcjach kolegi, ale mogę sobie wyobrazić, że było podobnie jak na moich. Uczniowie chcą rozmawiać o tym, co się dzieje w kraju. Zadają pytania, inicjują dyskusję, rwą się do komentowania rzeczywistości. Pamiętam, jak przed pandemią byłem z klasą w jednym z łódzkich sądów. Oprowadzał nas prezes. Uczniowie zadali mu niewinne pytanie, ale z podtekstem politycznym. Prezes podniósł głos i odpowiedział tak, żeby ściany słyszały, a donosiciele nie mieli wątpliwości: „Nie ma żadnych nacisków na sędziów. Żyjemy w najlepszym z możliwych ustrojów, w demokracji, wykonujemy swoją pracę rzetelnie, pracujemy dla dobra ojczyzny, nie mamy zastrzeżeń do działań rządu”. Uczniom aż szczęka opadła z wrażenia.

Kiedy moi uczniowie pytają, co myślę o Strajku Kobiet, odpowiadam podobnie jak ów prezes sądu: „Żyjemy w najlepszym państwie na świecie, rząd jest idealny, premier doskonały, prezydent wybitny, a prezes PiS bez skazy i zmazy. Nagrajcie to, powtarzajcie, nauczcie się na pamięć”. Niestety młodzież nie bierze moich słów poważnie, mimo że zaklinam się, iż to moje belferskie credo. Im mocniej zapewniam, że mówię serio, tym uczniowie są bardziej rozbawieni. To już ich sprawa, jak odbierają moje słowa. Poczucie humoru chyba nie jest zakazane?