To będzie piękny rok, ale dla korepetytorów

Nauczyciele tak ruszyli z realizacją podstawy programowej, jakby za chwilę miał nastąpić koniec świata. Spieszą się więc, żeby jak najwięcej zrobić. A dzieci nie wytrzymują tempa.

Na szczęście, są korepetytorzy. Ci zacierają ręce. Tempo w wielu szkołach jest tak szaleńcze, że bez pomocy prywatnych nauczycieli nie da się. Sprawdziany, kartkówki, prace domowe, po dwa tematy na lekcji, byle szybciej, byle więcej. Gdy uczniowie protestują, odpowiada im się, że to dla ich dobra. Przecież tylko maleńka chwila dzieli nas od zamknięcia szkół i rozpoczęcia nauki w trybie online. Teraz musimy więc gnać, póki w ogóle można.

Piszę, choć sam nie jestem bez winy. Gnam, pędzę, zadaję, sprawdzam i oceniam na potęgę. Każe mi sumienie, nakazuje dyrekcja, wymusza takie postępowanie solidarność zawodowa (koleżanki i koledzy też się wzięli ostro do roboty). Kujemy żelazo, póki w piecu napalone. Ze strachem czekamy na chwilę, kiedy piec zostanie wygaszony. Jest w szkole naprawdę gorąco. A dzieci nie dają rady. Zapala się ostrzegawcza lampka, ale nie mam czasu pomyśleć. Gnam.

To będzie tłusty rok dla korepetytorów. Dokładajcie do pieca, nauczyciele, im więcej, tym lepiej. A gdyby to szaleństwo trwało aż do matury, byłoby idealnie. Oby tylko piec nie wystrzelił, dzieci nie zwariowały i rodzice oby mieli na wszystko pieniądze. Dla rodziców to będzie bowiem bardzo drogi rok.