Minister się zgadza, aby lekcja trwała 30 minut

Dariusz Piontkowski zgadza się, iż w dobie pandemii lekcję należy skrócić z 45 do 30 minut. Taką propozycję dała Anna Zalewska, a obecny minister edukacji stwierdził, iż prawo na to zezwala.

Piontkowski powiedział w swoim stylu, iż decyzję taką może podjąć dyrektor szkoły (szczegóły tutaj). W ten sposób minister wymigał się od wypracowania rozwiązań ogólnopolskich, a o to chodziło Zalewskiej. W dobie pandemii, gdy w budynku powinno naraz przebywać mniej dzieci, szkoły powinny pracować na dwie zmiany. Dzięki 30-minutowym zajęciom lekcje nie kończyłyby się zbyt późno. Czy w Zgierzu ten problem wygląda inaczej niż w Augustowie?

Minister oddał władzę dyrektorom szkół, a sam umywa ręce. Tymczasem dyrektorzy boją się podejmować jakiekolwiek decyzje. Z wszystkiego muszą się bowiem tłumaczyć przed kuratorem (o każdej decyzji trzeba powiadomić dyrektora i ją solidnie uzasadnić). Dyrektorzy niby wiele mogą, ale faktycznie nic. Ich decyzje muszą zgadzać się z wytycznymi PiS.

Sytuacja jest więc absurdalna. Minister opowiada androny, że wszystko w rękach dyrektorów szkół. Dyrektorzy zaś, że kurator się nie zgodzi. Kurator natomiast nie chce nikogo widzieć. Będą więc lekcje 30-minutowe, czy nie będą? Wszystko w rękach… no właśnie, kto, do cholery, rządzi w Polsce oświatą?