Nauczyciele powinni prowadzić zajęcia dodatkowe

Minister edukacji szuka pieniędzy dla nauczycieli na zajęcia dodatkowe. Trzeba je prowadzić od 1 września, gdyż uczniowie mają spore zaległości. A wszystko przez – zdaniem Dariusza Piontkowskiego – zeszłoroczny strajk nauczycieli oraz zdalne nauczanie. Jak zwykle minister nie widzi żadnej winy w sobie oraz w swojej poprzedniczce, czyli Annie Zalewskiej.

Strajk trwał trzy tygodnie, w tym jeden to były ferie świąteczne. Uczniowie stracili więc dwa tygodnie nauki. Odpowiedzialność leży jednak po dwóch stronach: nauczycieli, którzy strajkowali, i rządu, który nie chciał się dogadać. No ale dobrze, niech to będzie nawet wina tylko belfrów. Jednak reforma Zalewskiej, który zmiotła gimnazja, dała nam podwójny rocznik w liceach i przeładowane, anachroniczne programy, to już sprawa PiS.

Organizacja nauki w okresie pandemii to również nie jest wina nauczycieli, lecz przede wszystkim MEN. Nawet nie pomyślano o odchudzeniu programów, nie zapewniono jednej platformy do nauczania, nie dano nauczycielom narzędzi do pracy w domu. Dyrektorzy wciąż mówią, że przecież dostęp do internetu nie kosztuje dużo, router to też niewielki wydatek, komputer w domu na pewno każdy ma, więc o co chodzi? A jak nauczyciele upominają się o narzędzia, to są traktowani jak pracownicy trudni, których trzeba się pozbyć.

No dobrze, może to nie takie ważne, czyja to wina, że uczniowie mają potężne zaległości. A że zaległości są, dowiodła tego choćby tegoroczna matura. Trzeba pomóc dzieciom – to jest najważniejsze. Dobrze, że minister nie odwołuje się do etosu nauczyciela, tylko myśli o pieniądzach na zajęcia dodatkowe. Trzeba ludziom za to zapłacić. No i teraz się okaże, jakim szefem resortu jest Dariusz Piontkowski. Czy nie ma czym płacić, dlatego oskarża belfrów o przeróżne grzechy, czy jednak pieniądze znajdzie.