Szkoły podzielone na strefy

Dyrektorzy nie tracą nadziei, że od 1 września uda się uruchomić naukę stacjonarną. Żeby zminimalizować ryzyko zarażenia koronawiruem, szkołę trzeba podzielić na strefy. Uczniowie przydzieleni do danego obszaru nie mogliby przebywać gdzie indziej. A co z nauczycielami?

Przećwiczyliśmy to w czasie matur. Zdający wchodzili do budynku wyznaczonym wejściem (mamy trzy: główne, boczne i od strony boiska), a dyżurujący pracownicy pilnowali, aby nie dochodziło do mieszania grup. Opuścić szkołę też można było tylko wyznaczonym wyjściem.

Maturzyści przestrzegali zasad, natomiast nauczyciele uważali, że to ich nie dotyczy. Wszyscy spotykaliśmy się w pokoju nauczycielskim, wchodziliśmy i wychodziliśmy, jak Bóg dał, nie patrząc na wytyczne. Teraz pewnie będzie podobnie. Uczniowie będą przebywać w swoich rewirach, a nauczyciele nie. Po paru dniach młodzież to odkryje i uzna – całkiem słusznie – że zasady nie mają sensu.

Trzeba by więc także nauczycieli przypisać do określonych rewirów i wymagać, aby nie wchodzili do innych stref. Jest to trudne, ale wykonalne. W moim liceum mamy takich fachowców od logistyki, że z palcem w nosie by to zaplanowali. No i nie powinno być wyjątków dla dyrekcji. Szefowa też powinna trafić do jednej strefy, a do pozostałych nie wchodzić. Zobaczymy się – o ile trafię do innego rewiru – dopiero po pandemii, pani dyrektor? Pechowcom współczuję.