Dwa przecieki z matury? Wczoraj polski, dziś matematyka

Kraść trzeba umieć. Ci, co w poniedziałek wykradli tematy maturalne z polskiego, a we wtorek z matematyki, kraść nie umieli. Wrzucili bowiem natychmiast jeden z tematów do wyszukiwarki i chcieli otrzymać gotowe wypracowanie. Próbowano także w sieci rozwiązać zadanie maturalne, zanim zaczęła się matura. Internet wprawdzie pomógł, ale też zarejestrował zdarzenie i doniósł. Teraz sprawę bada policja.

Wyszukiwarka internetowa zarejestrowała, że o świcie w dniu matury z języka polskiego nadzwyczajnie wzrosło zainteresowanie motywami fantastycznymi w „Weselu” Wyspiańskiego. Na Podlasiu ktoś pilnie potrzebował wiedzy na ten temat. Nie mógł spać i szukał. Kilka godzin później okazało się, że wyszukiwane z rana zagadnienie to temat matury z języka polskiego. Także na Podlasiu znano zadanie maturalne z matematyki przed godziną 9:00 we wtorek, czyli przed egzaminem z tego przedmiotu. Policja bada, czy ktoś miał nosa, czy raczej dostęp do danych niejawnych.

Testy maturalne docierają do szkół każdego dnia od piątej rano. Paczki wożą kurierzy. Wyznaczony pracownik, najczęściej szef lub jego zastępca, musi być w szkole od świtu i czekać. Odbiera paczki, chowa do sejfu i zamyka na klucz. Nikt nie ma dostępu aż do godziny 8:30. O tej godzinie dyrekcja otwiera sejf, wyciąga paczki i dzieli je wstępnie na sale. Potem przychodzi przedstawiciel zdających i dopiero w jego obecności można paczki otwierać, liczyć i zanosić do sal egzaminacyjnych. Tyle procedura, a jakie są fakty?

Minister edukacji zapewnia, że konsekwencje poniosą tylko ci, co ukradli, oraz ci, co znali tematy czy zadania, a nie powinni. Reszta może być spokojna. Nie będzie unieważnienia matury dla całej Polski. Jeśli policja potwierdzi, że doszło do wycieku, maturę trzeba będzie powtórzyć w szkole, której doszło do tego zdarzenia. Czy też śledztwo zostanie tak dobrze poprowadzone, że powtórzą maturę tylko ci, co naprawdę znali tematy, a niewtajemniczeni z tej samej szkoły mogą być spokojni?

Żeby udowodnić taką kradzież, podlaska policja musiałaby mieć w swoich szeregach Sherlocka Holmesa. Dużo łatwiej będzie powiedzieć, że pomylił się wredny wujek Google i żadnego wyszukiwania podejrzanych treści nie było. Ot, głupia wyszukiwarka narobiła wiele hałasu o nic. I tak się ten problem rozwiąże (szczegóły sprawy z polskiego tutaj, a z matematyki tutaj).