Dzieci zamknięte w murach szkoły

Widzę, że rodzice przyprowadzają dzieci do szkoły, która znajduje się na moim osiedlu. Widzę to, gdy spaceruję rano z psem. Obserwuję z balkonu. Wchodzą do budynku i przepadają. Nie wychodzą nawet podczas przerw.

Przed szkołą jest małe boisko, stoją dwie bramki. Murawa piękna. Trawa porosła nawet miejsca przed bramkami, gdzie zwykle są łyse place. Widać, że dawno nikt tutaj nie grał w piłkę. I nadal nie gra, choć pogoda zachęca.

Nie wiem, co robią nauczyciele z dziećmi w murach szkoły. Zwykle o tej porze roku był ruch na zewnątrz, dzieci bawiły się, grały, nauczyciele prowadzili zajęcia na świeżym powietrzu. Teraz przed szkołą jest cisza, ani żywej duszy na boisku. To niepokoi.

Siedzą pewnie dzieci w ławkach w przepisowych odstępach i drętwieją. Nauczyciele tworzą warunki, aby było bezpiecznie. Na zewnątrz trudniej byłoby upilnować, aby się do siebie nie zbliżały. A trawa rośnie wysoko.

Mój pies chciał tam zrobić poranną toaletę, może nawet kupę, ale mu zabroniłem. Pies przecisnąłby się przez dziurę w siatce, ja już nie, więc nie mógłbym posprzątać. A może dzieci jednak zagrają tu w piłkę. Świat byłby wtedy normalniejszy.