Nauczyciele mogą zostać oddelegowani do sprawdzania matur

Może być poważny problem z pozyskaniem nauczycieli do sprawdzania matur. Nieoficjalnie wielu egzaminatorów zapowiada, że nie weźmie udziału w zgrupowaniu. Uznają tę pracę za zbyt ryzykowną. Jeśli Centralna Komisja Egzaminacyjna liczy, że będzie jak dawniej, może się przeliczyć.

Sprawdzanie testów egzaminacyjnych odbywa się w jednym miejscu w regionie. Do wybranej szkoły w dużym mieście zjeżdża się spora grupa egzaminatorów – z polskiego, angielskiego czy matematyki to nawet kilkaset osób – dzieli się na zespoły i sprawdza pod kierunkiem liderów. W sali znajduje się ok. 15 osób. Liderzy kręcą się po szkole jak mrówki, zbierają informacje od nadzorujących pracę przedstawicieli Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej, instruują szeregowych egzaminatorów. Ruch jest jak w mrowisku. I tak przez 2-3 weekendy.

Pieniądze marne, więc zgłaszają się główni emeryci oraz nauczyciele, którym współpraca z OKE jest potrzebna do uzyskania awansu zawodowego. Reszta nauczycieli ma mieszane uczucia. Wielu nigdy nie pracowało przy sprawdzaniu matur. W mojej szkole na pięciu polonistów aktywna była i jest jedna osoba.

Praca przy sprawdzaniu egzaminów jest dobrą wolą nauczycieli. Przymusu nie ma. Podpisuje się odrębną umowę z OKE. Ten rok jest jednak wyjątkowy. Jeśli nie znajdą się chętni, co pozostanie? Jeśli CKE w ostatniej chwili zorientuje się, że ludzie nie przyszli, pozostanie załatwienie sprawy po polsku. Czyli zadzwoni się do kuratora, kurator zadzwoni do dyrektorów, dyrektorzy zadzwonią do nauczycieli (tak odbywało się to rok temu, gdy podwójny rocznik masowo zgłosił się do konkursów przedmiotowych i nie było kim sprawdzać). Normalnie by się udało, a jak będzie teraz?