Uwaga, oceny się liczą!

Ósmoklasiści oraz ich rodzice zaczynają brać pod uwagę, że rekrutacja do liceów odbędzie się na podstawie świadectw. Egzaminów prawdopodobnie nie będzie, liczyć się będą oceny wystawione w podstawówkach na koniec roku.

Rodzice zaczynają już atakować nauczycieli, aby wystawili jak najwyższe oceny. Co im zależy? Może jakieś dodatkowe prace? Dziecko przecież zrobi wszystko. Na zdalnych posiedzeniach rad pedagogicznych powoli porusza się problem ocen. Jak ocenić dzieci, aby było dobrze dla wszystkich?

Są trzy opcje. Pierwsza: podnosimy oceny każdemu o jeden stopień, aby w ten sposób pomóc naszym dzieciom. Nie miały szans uczyć się do końca w normalnych warunkach, a teraz pracują w stresie. Trzeba docenić, że w ogóle im się chce. Zatem ocena wyżej. Druga opcja: stawiamy same piątki i szóstki, gdyż w innych szkołach podnoszą oceny, więc my musimy bardziej. Kto przecież, jeśli nie nasi uczniowie, powinien dostać się do najlepszych liceów? Zatem wszystkim dajemy świadectwa z biało-czerwonym paskiem.

Trzecia opcja: jesteśmy sprawiedliwi i stawiamy takie oceny, na jakie uczniowie sobie zasłużyli. Niestety, ta opcja nie ma żadnych zwolenników. Może i bylibyśmy sprawiedliwi – mówią nauczyciele – ale przecież nie ma gwarancji, że w innych szkołach postąpią podobnie. Wyszlibyśmy na frajerów.

W liceach na razie jeszcze wierzymy, że matury się odbędą, choć zapewne w późniejszym terminie. Gdyby jednak miały się nie odbyć, a o przyjęciu na studia decydowałyby oceny na świadectwie, trzeba będzie zwołać nadzwyczajne posiedzenie rady pedagogicznej i ustalić, co robimy. Ocenianie sprawiedliwe raczej nie wchodzi w grę, bo… no sami rozumiecie, w Polsce żyjemy. Inny szkoły by się z nas śmiały.