Punkty ujemne za brak aktywności w internecie
Szkoły dostosowują przedmiotowe zasady oceniania do edukacji online. Ponieważ wszystko odbywa się teraz przez internet, aktywność w tym obszarze jest premiowana. Za zbyt małą obecność w sieci uczniowie mogą dostać punkty ujemne.
Nauczyciele widzą, czy uczeń jest w internecie, czy też zerwał się z uwięzi. To samo dotyczy pracowników. Dyrektorzy widzą, kiedy nauczyciele logują się do e-dziennika, kiedy się wylogowują. Co i kiedy tam robią. Wszelka nasza aktywność jest rejestrowana. Za oderwanie się od sieci nauczyciele też mogą dostać punkty ujemne. W sieci siedź, siedź w sieci i dzieci do niej wciągaj!
Fundamentem polskiej szkoły jest system nagród i kar. Uczniowie już się do tego przyzwyczaili, że są albo karani, albo nagradzani. Po latach tresury nie widzą niczego złego w tej jakże prymitywnej metodzie motywowania. Nagradzanie i karanie sprawdza się w tresurze psów, ale nie w relacjach między nauczycielem i uczniem. Pewnych rzeczy nie załatwi się karą czy nagrodą, one mogą nawet przeszkadzać. Na mnie kara czy nagroda działa jak czerwona płachta na byka. Zdecydowanie wolę logiczne uzasadnienie.
Komentarze
@Gospodarz
Akurat to jest kretyństwo, szczególnie w przypadku maturzystów i uczniów klas 8SP. Każdy uczy się w swoim tempie i sposób, który jest dla NIEGO efektywny. Nie każdy potrzebuje do efektywnej nauki widoku swojego belefra i kolegów na tandetnej kamerce laptopa. Wielu woli spokój i koncentrację na nauce jednego(!) przedmiotu na wiele godzin czy parę dni. Niektórzy wolą w spokoju przeczytać lektury, inni – wykorzystać różne materiały nauczyciela – im mniej przymusu tym większa szansa, że uczeń z nich NAPRAWDĘ skorzysta … 😉
W kraju Korczaka…
Z tą aktywnością w dzienniku to bez przesady. Nie wiem jak jest w innych dziennikach, ale w Vulcanie widać kiedy nauczyciel był, ale nie wiadomo co robił. Być może to się teraz zmieni.
Mam nadzieję, że moi uczniowie przejdą przez ten czas w miarę spokojnie. Niektórzy z nich mają problemy z depresją, z innymi chorobami swoimi i w rodzinie. Ocena niedostateczna to ostateczność. Jeśli nie muszę, to nie stawiam. Bo to nie tylko problem ucznia, to również mój problem. Być może to doświadczenie uczenia w szkole gdzie większość uczniów, to uczniowie nie są najmocniejsi, gdzie nie mają wsparcia w domu, brakuje im motywacji.
Uczę informatyki rozszerzonej. I gdy robimy algorytmikę i programowanie, to mimo, że jest to technikum informatyczne, część uczniów nie potrafi zrozumieć, wydawałoby się, prostych rzeczy. A ja staram się nie stawiać jedynek. Co osiągam? Mam z uczniami układ jeśli robią coś sami, nie dostaną oceny niedostatecznej, nawet jeśli jest źle. W efekcie, po pierwsze, nie uciekają z lekcji, po drugie, zwykle wcale nie jest tak, że nic nie potrafią. Oczywiście nie będą programistami. Ale czy muszą? Mogą zajmować się sprzętem, siecią, bazami danych… Badanych też uczę i niektórzy z nich na tych bazach rozkwitają. Inni odkrywają, że informatyka to nie to. Mają prawo. Tylko, że, niestety dla nich, muszą skończyć szkołę. Bo u nas nie da rady w połowie technikum zmienić zawód.
Dlatego warto stawiać jedynki oszczędnie. To powinna być ostateczność.
Uff. Jak to dobrze, że moja żona jest nauczycielką. Wykończyłaby mnie bez pracy, a tak to ma zajęcie przez cały dzień i do tego pewny grosz.
Bardzo dobry, świetny tekst