Szkoły zagrożone?

Dyrektorzy szkół czekają na decyzję władz, czy wdrażać jakieś procedury. Na razie przekonujemy, że nie ma powodów do obaw. Jednak rodzice boją się, czy osoby, które wróciły z Włoch, nie przywiozły ze sobą koronawirusa.

Niektórzy są bliscy histerii. Jeden z rodziców przekonywał mnie, że ze względów bezpieczeństwa powinniśmy przestać podawać sobie ręce, zaopatrzyć się w maseczki, w nich prowadzić lekcje, a przede wszystkim sprawdzać stan zdrowia uczniów i chorych odsyłać do domu.

Panikują też uczniowie. Niektórzy sprawdzają, gdzie ich koledzy i koleżanki spędzali ferie. Włochy to bardzo popularne wśród Polaków miejsce wypoczynku. W Łodzi mieliśmy ferie w drugiej połowie stycznia, więc nawet jak ktoś był wtedy we Włoszech, to przecież się nie zaraził. W znacznie gorszej sytuacji są te części kraju, gdzie ferie dopiero co się skończyły.

Frekwencja spada. Może to i dobrze. Ci, co przychodzą, zaczynają mówić o potrzebie zamknięcia szkół. O potrzebie kwarantanny dla tych, co byli we Włoszech. A przecież jeszcze nie wykryto w Polsce żadnego przypadku zarażenia. Gdyby się jakiś – odpukać w niemalowane – trafił, w szkole zaczną się dziać dziwne rzeczy. I tego właśnie obawiam się najbardziej – reakcji.