Młodzież chce uczyć się strzelać
Gdyby zapytać uczniów, jaki przedmiot szkolny mógłby im się naprawdę przydać w życiu, wielu wskaże naukę strzelania. Wprawdzie nie ma takiego przedmiotu w wykazie MEN, ale nauczyciele mogą go wprowadzić jako innowację pedagogiczną. I dostaną na to pieniądze.
Kiedy byłem z uczniami w łódzkim oddziale NBP, zauważyłem, że największą frajdę dał im kontakt z bronią. Dziewczyny sprawdzały, czy pistolet mieści się w torebce. Każda chciała postrzelać. Wprawdzie to były tylko podłączone pod komputer atrapy (prawdziwa broń jest cięższa – zapewniali strażnicy), ale dawały mnóstwo radości. Chciałbym widzieć takie wypieki na twarzach, gdy omawiam lektury.
W mojej szkole na razie żaden nauczyciel nie zdecydował się na opracowanie innowacji pedagogicznej w zakresie nauki strzelania. Ale to tylko kwestia czasu. Bowiem nie tylko uczniów to kręci, niektórzy nauczyciele też by postrzelali. No i jest to pragnienie zgodne z polityką państwa, dlatego można liczyć na finansowe wsparcie (info tutaj). W mojej szkole czekamy już wiele lat na sfinansowanie remontu boiska. Niestety, nie ma pieniędzy. Gdy zgłosimy, że chcemy przerobić boisko na strzelnicę, kasa zapewne się znajdzie.
Komentarze
Z tego się wyrasta.
Chłopaka, który nie bawił się w „strzelanego”, nie zrobił sobie łuku z leszczyny albo procy z wężyków do wentyli lub gum do weka uważaliśmy za fujarę.
Dopóki nie dorośliśmy i nie poszliśmy do wojska. Wtedy dopiero docierało do świadomości , że strzelanie to nie zabawa – to możliwość zabicia kogoś albo zostania samemu zabitym.
Być może sprawiłaby to zabawa w paintballa ale w strojach kąpielowych i jedynie w okularach ochronnych i filmy szczegółowo pokazujące zabitych i rannych na prawdziwej wojnie z pytaniem na koniec – fajne to ???
Cenię sobie ten blog, nie komentuję tylko przez tych, którzy tu mają zawsze rację. Teraz tylko zwracam uwagę, że być może chęć nauki strzelania to bardziej efekt codziennego porannego, południowego i wieczornego strumienia krwi lejącej się z ekranów niż przekonań politycznych. Po prostu każdy chce sprawdzić jak to jest
walić z biodra i trafiać w oko na 500m (ach nie – yardów). Dopiero później przychodzi refleksja, że przeciwnik może mieć lepsze umiejętności. Bo przygotowani do ataku zawsze trafiają lepiej niż zaskoczeni. Dlatego polityczny kontekst tutaj nie musi być potrzebny.
Mnie też w szkole strzelanie pasjonowało. A dzisiaj wolę brak strzelania. Tylko boiska szkoda.
Gdyby tak można było komentować, byłoby pięknie!
https://tvn24.pl/swiat/usa-co-roku-w-wyniku-uzycia-broni-ginie-1300-dzieci-ra750319-2475130
I chociaż artykuł dotyczy USA, a USA to kraj większy i jego mieszkańcy obeznani są od zawsze z użyciem broni, to od czasu do czasu nie zaszkodzi dodać, że w zglobalizowanym świecie pewne zjawiska i ich następstwa są uniwersalne. Oczywiście przy uwzględnieniu proporcji.
Czy poezją jakiegoś Miłosza odeprzemy atak zielonych ludzików? Nie! A jeśli każdy maturzysta będzie strzelał z biodra na 500 yjardów, to żaden zielony ludzik nie waży się rzucić swoich kamieni na szaniec.
(po prostu wystrzeli rakietę).
A gdyby tak zamiast na strzelnicę, zaprowadzić uczniów do hospicjum?
Dawno tu nie zaglądałem i z żalem stwierdzam, że śledzienniczy nastrój gospodarza nie opuszcza. Może wiosną się poprawi, kiedy będzie można poharatać w gałę.
A, przepraszam, zapomniałem. Boisko niewyremontowane. Szkoda, bo futbol to wciąż zbyt mało popularna gra mimo swoich zalet. Jako gra zespołowa, skutecznie zapobiega asocjalnym zachowaniom; nadto sprzyja krzewieniu kultury osobistej, rozwija intelektualnie i fizycznie lepiej niż jakiś tam fitness i bieganie, łagodzi obyczaje i kształci koncyliacyjne postawy, których tak dziś brakuje w naszym podzielonym na polityczne plemiona społeczeństwie. Młodzi kibice to najbardziej obiecująca przyszłość narodu, a starzy działacze to najuczciwsi z obywateli. Jakieś niewielkie ryzyka, takie jak trzyipółkrotnie większa zapadalność na choroby neurodegeneracyjne, dotyczą profesjonalnych graczy, a w ogóle to HWDM (malkontentom).
Oczywiście wyłączając malkontentów z tego forum. 😉
@Płynna rzeczywistość
Ten pomysł z hospicjum robi wrażenie, ale byłby to być może skok na zbyt głęboką wodę dla dzisiejszej młodzieży, dla której w wielu przypadkach credo życiowe brzmi: bawić się to żyć.
Być może przesadzam z tym credo, ale kiedyś ujrzałem na ekranie telewizora rozradowane dziewczę które krótką rozmowę z dziennikarzem na stoku narciarskim podsumowało tą właśnie formułą.
Ale kiedyś zetknąłem się z czymś podobnym. Relacja dwóch stron, kiedy dzieli je róznica co najmniej dwóch pokoleń.
Wspomniał o tym w swojej książce o ocalonych Żydach Michał Grynberg w której rozmawiał z ocalonymi z II wojny mieszkańcami kiedyś Polski, a wówczas już Izraela.
Otóż niektóre szkoły realizowały następujący program:
Młodzież szkolna ( zapewne z pomocą kadry pedagogicznej) wybierała jakiś izraelski dom spokojnej starości ( być może nazwa placówki była inna, ale idea jego funkcjonowania tożsama)i co pewien okres (dwa tygodnie, miesiąc) odwiedzała pensjonariuszy takiej placówki. Początkowo takie wizyty nie rokowały na przyszłość. Nieufność , zdziwienie – starsi ; młodzież traktowała całą wizytę na luzie, okraszając jej przebieg żartami charakterystycznymi dla tego przedziału wiekowego. Organizatorzy całego przedsięwzięcia połączyli uczestników projektu w pary ( stary- młody) i początkowo nie wyglądało to za ciekawie. Kurtuazyjne, wymuszone i raczej sztuczne relacje, ale z czasem…stopniowo… z każdą wizytą rodzaj „współpracy” przybierał inną postać. Rozmowy stawały się bardziej spontaniczne, żeby nie powiedzieć szczere. Tak jak każda ze stron czegoś szukała, tak i każda miał coś do zaofiarowania. Pensjonariusze swoje życiowe doświadczenie, a młodzież swój entuzjazm, radość, ale też niepewność co robić z nadchodzącym dorosłym życiem.
I żeby nie kontynuować, bo historie kończą się z reguły podobnie (starzy Żydzi po prostu umierają) myślę, że w Polsce byłoby zapotrzebowanie na ten rodzaj inicjatywy i jeżeli program zakończyłby się jednak fiaskiem to spróbować jednak można.
Grynberg to oczywiście Mikołaj, a owi ocaleni to „Ocaleni z XX wieku”.
Masowa nauka strzelania do siebie już się w Polsce odbywa: MON podpisało umowę na zakup F-35. remontu boiska Gospodarz się nie doczeka. Przede wszystkim zaś nie bedzie remontu głów, a przeciwnie: ich zrujnowanie. Dlatego PiS pod postacią państwa mowi że „powstaliśmy z kolan”.
@Wawrzyniec Biebrzeniewierzyński
Bo szkoła wbrew pozorom nie powinna tylko przekazywać wiedzę = „uczyć”, ale *tylko* wychowywać. Znaczy się, to uczenie traktować jako formę wychowywania, kształtowania przyszłego obywatela, pracownika, kierownika, męża, syna. Tak, mrzonki, zadanie herkulesowe. Ale po takim doświadczeniu międzypokoleniowym, jaki Pan za Gryndbergiem przytoczył, jaki odestek tej młodzieży odda swoich rodziców do „instytucji spokojnej starości”?