Dyscyplinowanie nauczycieli, czyli morda w kubeł

PiS wprowadził prawo, które pozwala ukarać nauczyciela bez uwodnienia mu winy. Żeby inni się bali i chodzili jak w zegarku. Czy metoda „przez niewinne ofiary do większej dyscypliny” to właściwy sposób poprawiania jakości pracy nauczycieli?

Dopóki samemu nie jest się niewinną ofiarą, można widzieć w tej metodzie sens. W końcu czego by człowiek nie zrobił dla dzieci, aby były w szkole bezpieczne, otoczone wychowawczą i edukacyjną troską? Czy jednak zrobiłby także coś perfidnie złego? Czy rzekoma troska o dzieci usprawiedliwia niegodziwość władzy? A może dziecko to tylko pretekst, a chodzi jedynie o zastraszanie i wyrabianie absolutnego posłuchu wśród belfrów? Ładnie się mścicie za strajk, pisowcy, ładnie!

Na własnej skórze odczuł nowe procedury nauczyciel z warszawskiego liceum. Dyrektor – zgodnie z nowym prawem – nie badał, czy oskarżenie jest prawdziwe (chodziło o ocenianie uczniów – czynność najczęściej podważaną, budzącą rozliczne kontrowersje), tylko od razu przekazał sprawę do kuratorium, a nauczyciela nie tylko zawiesił w pełnieniu obowiązków, ale nawet kazał go wyprowadzić jak bandytę ze szkoły (szczegóły sprawy tutaj). Wyrok bez udowodnienia winy? Sponiewieranie bez szans na obronę?

Może to spotkać każdego z nas. Nie znamy dnia ani godziny, kiedy przejedzie po nas walec nowych przepisów dyscyplinarnych. Przejedzie i zmiażdży. Winny czy niewinny – walec rozgniecie każdego, gdyż taka jest polityka państwa. Nauczyciel niczym, rząd wszystkim.