Ile osób w klasie?

Szkoły zostały zalane podaniami zrozpaczonych rodziców z prośbą o przyjęcie dziecka, któremu do szczęścia niewiele zabrakło. Niektórzy rodzice piszą prośby wyżej, do kuratora, do prezydenta miasta. Do szkół dotarła informacja, że Hanna Zdanowska rozważa powiększenie klas obligatoryjnie o jedną osobę. Za jednym zamachem spełniono by kilkaset próśb.

Prezydent Łodzi rozumuje słusznie, że jedną osobę zawsze jakoś się wciśnie. Klasa od tego nie pęknie. Szkoła też nie trzaśnie w szwach. Jakoś nauczyciele dadzą radę. Mój poprzedni dyrektor poszedł jeszcze bardziej na rękę rodzicom i wcisnął kiedyś do klas po 38 osób. Rodzice byli wniebowzięci, ale tylko do pierwszego dzwonka. Potem zaczęły się problemy wynikające z ciasnoty.

Nauczyciele wolniej realizowali materiał, dłużej sprawdzali klasówki, rzadziej zadawali prace domowe, sprawdzali wyrywkowo, nie marnowali czasu na branie do odpowiedzi, więc uczniowie nie uczyli się na bieżąco – poziom nauczania spadł. Zaczęły się donosy na nauczycieli, którzy najmniej sobie radzili z tłumem na lekcjach. Nic się jednak nie dało zrobić, po prostu uczniów było za dużo.

Już teraz dyrektorzy oglądają sale lekcyjne i sprawdzają, ilu uczniów do nich wejdzie. Gdyby tak wymienić ławki na mniejsze, krzesła na węższe, pozbyć się szafy na książki, wyrzucić biurko i fotel nauczyciela – niech prowadzi lekcje chodząc – zmieściłoby się jeszcze więcej uczniów. Można by też, wzorem szpitali, ustawić ławki na korytarzach po jednej przy każdej sali. Są zatem sposoby na wciśnięcie dodatkowych osób, trzeba tylko myśleć innowacyjnie.