Niewiedza o społeczeństwie

Poprzedni dyrektor mojego liceum był bardzo otwarty na media. Obecny nieco mniej, ale dziennikarze wciąż są przyzwyczajeni, że u nas nie będzie problemu ze znalezieniem chętnych do rozmowy. Nie zdziwiłem się więc, że po komentarz wyników matury dziennikarze wpadli do nas.

Jedna z uczennic chwaliła się tym i owym, a potem szczerze powiedziała, że wyniku z wiedzy o społeczeństwie nie poda, bowiem był bardzo zły. Nie dowiedziałem się więc, czy tak zły jak średnia krajowa, czy jeszcze gorszy? (szczegóły tutaj) Egzamin z wos-u w Łodzi (średni wynik 26 proc.) wypadł gorzej niż z biologii (35 proc.), chemii (41 proc.), a nawet z fizyki (44 proc.). To są wyniki łódzkie, ale w kraju jest podobnie. Matura udowodniła, że zamiast wiedzy o społeczeństwie był to egzamin z niewiedzy o społeczeństwie. Dlaczego tak się dzieje?

Zapytałem kilkoro młodych ludzi i usłyszałem, że wos-u uczą historycy. To norma. Za swój główny przedmiot uznają historię. Wos traktują po macoszemu. Historii uczą zaś – cytuję młodzież – „od faraonów dokąd zdążymy”. Tak jest w podstawówce. Potem w gimnazjum też było „od faraonów dokąd zdążymy”. W liceum znowu „od faraonów dokąd zdążymy”. W najlepszym wypadku kończy się zawsze na drugiej wojnie światowej. Obecnie „ze szczególnym podkreśleniem żołnierzy wyklętych”. O współczesności historycy nie potrafią – niech mi koledzy wybaczą – uczyć. Z wos-em wychodzi więc, jak wychodzi.

Może – niech mi koledzy jeszcze raz wybaczą – należałoby naukę wos-u powierzyć nauczycielom, którzy nie są zboczeni na punkcie historii. Po takich wynikach jak tegoroczne (26 proc. to przecież niedostateczny z wykrzyknikiem) aż się prosi, aby wiedzy o społeczeństwie uczył każdy, byle nie historyk. Nie będę się dalej rozwodził nad tym tematem, bo mi koledzy już nie wybaczą.