Wielka wojna o dobre miejsca

Zaczął się kolejny szturm na licea. Teraz już wiadomo, które atakować, gdyż znane są wyniki egzaminów po gimnazjum i szkole podstawowej. Wcześniej kandydaci mieli wątpliwości, co wybrać, aby nie przestrzelić.Nie chciałem posługiwać się metaforą wojny, ale nie ma lepszego słownictwa na oddanie tego, co się już teraz dzieje w szkołach średnich. Atakują nas zewsząd. Dzwonią i pytają, czy z szóstkami bądź piątkami od góry do dołu na świadectwie, wynikami 80-100 proc. z egzaminów, mnóstwem sukcesów, czy to wystarczy, aby się dostać do naszego liceum.

Szturmują w najmniej spodziewanym momencie. A skąd pan/ pani ma ma mój numer telefonu? Przecież jest piątek wieczór, jest sobota, jest wolny dzień. Kończę rozmowę, odsyłam wszystkich do dyrekcji. Pewnie źle robię, bo dyrekcja idzie na urlop. Chce nabrać sił przed ogłoszeniem wyników naboru.

Będzie z nami wicedyrekcja. Będzie, jeśli nie polegnie, nie zwariuje albo zwyczajnie nie wymięknie. Na maturę zamawia się kominiarza, podczas rekrutacji przydałaby się dobra wróżka, która cuda czyni. Odsiecz z MEN nie nadejdzie. Mamy sobie radzić sami.