Olimpijczycy mogą nie dostać się do wybranych szkół

Wśród tegorocznych absolwentów gimnazjum i szkoły podstawowej będzie tak wielu olimpijczyków, że nawet oni mogą mieć problem z dostaniem się do najlepszych liceów. Najzdolniejsze dzieci ze zdumieniem odkrywają tę prawdę, że w tym roku nawet bycie laureatem czy finalistą olimpiady – dawniej gwarancja wszystkiego – może nie wystarczyć.

Nieomal wszystkie najlepsze licea otworzą mniej klas pierwszych. W sumie wprawdzie więcej, ale dla danego rocznika mniej. W moim liceum zamiast pięciu klas pierwszych będą trzy dla ósmoklasistów i trzy dla gimnazjalistów. Podobnie jest we wszystkich szkołach z czołówki rankingów, a tylko takie interesują najlepszych uczniów. Jeśli zgłosi się więcej olimpijczyków niż jest miejsc, część laureatów odejdzie z kwitkiem.

Najambitniejsi uczniowie od dawna wiedzieli, że w tym roku może być problem. Nauczyciele i rodzice przekonywali, że skutecznym rozwiązaniem jest sukces w olimpiadzie lub konkursie o randze olimpiady. Zwycięzcy otrzymują podczas rekrutacji maksimum punktów i dostają się do szkoły z palcem w nosie. Uczniowie uwierzyli i ruszyli tłumnie do konkursów. Przy okazji wymyślono nowe konkursy, gdzieniegdzie zwiększono liczbę finalistów – i nagle okazało się, że olimpijczyków jest więcej niż miejsc w najlepszych liceach. Tego nikt się nie spodziewał.

Odwiedzili mnie rodzice ósmoklasisty, który będzie miał na świadectwie same szóstki i piątki, ale olimpijczykiem nie jest. Średnia ocen – prawdopodobnie 5,3, jednak laureatem ani finalistą nie jest. Rodzice chcą wiedzieć, czy zdolne dziecko ma szansę. W normalnych czasach tak, ale po „dobrej zmianie” nawet olimpijczycy są w strachu, a co dopiero reszta.