Dyrektorzy nie chcą łamistrajków

Nieliczni nauczyciele nie będą strajkować. W moim liceum można ich policzyć na palcach jednej ręki. Może jeszcze się zdecydują dołączyć, ale jeśli nie, dyrektor będzie musiał przydzielić im jakąś robotę. Tylko jaką, jeżeli w szkole nie będzie dzieci.

Skoro nie można im zlecić ani prowadzenia lekcji, ani opieki nad uczniami, dyrektor może im nakazać wykonać każdą robotę, która jest zgodna z ich kwalifikacjami. Może to być chociażby szorowanie podłóg. W wielu salach jest parkiet, który od dekady nie widział pasty. Teraz jest okazja wypastować podłogi w całej szkole.

Wielu dyrektorów popiera nasz strajk. Zresztą szefowie – naczelni i wice – zarabiają tylko trochę więcej od nauczycieli. Niejeden szef czuje się przede wszystkim nauczycielem, niejeden uczestniczył w strajku w roku 1993 (był podczas matur). Tacy dyrektorzy nie chcą więc mieć w swojej placówce łamistrajków.

Koleżanki i koledzy, którzy nie wezmą udziału w strajku – w moim licem dwie-trzy osoby – muszą się liczyć z konsekwencjami. Nakaz umycia i wypastowania podłóg to najmniejsza z możliwych konsekwencji. Co bardziej krewcy nauczyciele myślą o czymś więcej.