Małe i duże zarobki nauczycieli

List nauczyciela – łamistrajka wywołał spore poruszenie w szkołach. Napisała go anglistka, która pochwaliła się, że pracuje w dwóch szkołach, dostaje na rękę łącznie 4 tys. zł miesięcznie, z robotą się wyrabia, ma mnóstwo wolnego czasu, z warunków pracy i płacy jest zadowolona, natomiast denerwują ją koledzy – nieudacznicy i frustraci (list tutaj).

Nie zdążyłem zareagować na ten list, gdy w sieci pojawiła się odpowiedź anglistki. Koleżanka po fachu odpowiada, że zarabia o wiele mniej, uczniom poświęca więcej czasu, więc nie może pracować w kilku miejscach, no i za niegodne uznaje sprawdzanie klasówek na posiedzeniach rad pedagogicznych, gdy dyrekcja przemawia albo gdy odbywa się szkolenie (drugi list tutaj).

No cóż, obie panie mają rację, żadna się nie myli. W każdych warunkach, nawet najgorszych, są ludzie, którzy doskonale sobie radzą. Im gorszy jest system, im jest lepiej. Znam nauczyciela, który na tej samej lekcji robi kartkówkę i ją natychmiast sprawdza. Znam też takiego, który w jednej klasie robi sprawdzian, a w drugiej każe uczniom go sprawdzić. Podobno sprawdzanie uczy bardziej niż pisanie. Znam polonistę, który na wypracowanie poświęca 3 minuty (ja nie mogę zejść poniżej 30 minut, zwykle potrzebuję trzech kwadransów). Nie ma się co oszukiwać, są nauczyciele, którzy potrafią się w polskiej szkole ustawić. Uczniowie robią za nich wszystko, nawet dziennik prowadzą.

Był czas, kiedy pracowałem w trzech szkołach (dwóch liceach i w gimnazjum). Nie pytajcie, jak to robiłem. Mam talent. Ale nawet z takim talentem nie byłem prawdziwym mistrzem. Moim idolem był kolega, który pracował w trzech szkołach, w firmie edukacyjnej, gdzie prowadził kursy przygotowujące do matury, a poza tym jeszcze udzielał korepetycji. Gdybym naprawdę był utalentowany, pewnie poszedłbym w jego ślady. Niestety, jestem przeciętniak.

No i mam pecha wciąż trafiać na uczniów, którzy czegoś ode mnie chcą. W takich warunkach nie da się pracować nawet w dwóch szkołach. Musiałem odpuścić. Dlatego robota mnie frustruje, zrzędzę na blogu i wspominam czasy, kiedy miałem w dupie uczniów, kolegów oraz dyrekcję – i jako cwany Polak potrafiłem w kilku miejscach zarobić niezły kawal grosza. To były piękne czasy. Tylko co setny nauczyciel to umie. Dowodem listy obydwu pań od angielskiego.